Zginęła na torach w miejscowości Sitaniec. Czy grała w „niebieskiego wieloryba”?

Czytaj dalej
Fot. pixabay
Marcin Koziestański

Zginęła na torach w miejscowości Sitaniec. Czy grała w „niebieskiego wieloryba”?

Marcin Koziestański

Prokuratura w Zamościu prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci uczennicy. Śledczy nie wykluczają, że jest ona kolejną ofiarą groźnej gry pod nazwą „Niebieski wieloryb”.

Do tragedii doszło w miejscowości Sitaniec, na trasie kolejowej Hrubieszów - Biłgoraj. W środę (29 marca) pociąg przejechał tam nastolatkę leżącą na torach. Maszynista nie miał żadnych szans, by wyhamować pędzący 4-tonowy skład pociągu towarowego. Mimo błyskawicznej reanimacji uczennica zmarła na miejscu.

Z ustaleń policji wynika, że 14-latka zamiast do szkoły poszła na szlak kolejowy. Koło południa położyła się na torach i czekała na nadjeżdżający pociąg. Sprawą zajęli się już zamojscy śledczy.

- Prawdopodobnie mamy do czynienia z samobójstwem - powiedział nam Bartosz Wójcik, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu i dodał: - Niewykluczone, że śmierć dziecka mogła mieć związek z grą „Niebieski wieloryb”.

Prokuratorzy przesłuchali już rodziców nastolatki i jej przyjaciółki. - Póki co, osoby te nie potwierdziły tego, by dziewczynka brała udział w tej niebezpiecznej grze. Jednak by rozwikłać tę sprawę zabezpieczyliśmy już komputer zmarłej nastolatki. Mamy nadzieję, że informacje, które tam znajdziemy, będą mogły potwierdzić lub wykluczyć tę wersję - precyzuje rzecznik Wójcik.

Skąd podejrzenie, że 14-latka mogła paść ofiarą „Niebieskiego wieloryba”? Przypomnijmy, że to rzekoma gra, która ma polegać na wykonywaniu zadań, które narzuca przez internet lub telefonicznie anonimowy "opiekun". Chodzi m.in. o wstawanie wcześnie rano, oglądanie przerażających filmów, okaleczanie się czy właśnie chodzenie po torach kolejowych. Ostatnim zadaniem w tej grze ma być samobójstwo. Uczestnikami gry mają być nastolatkowie.

Pojawiły się głosy, że "wieloryb" to tylko rodzaj miejskiej legendy. Jednak w Polsce odnotowano przypadki dzieci, które okaleczały się, wydrapując na ciele znaki wieloryba. Tak było np. na Pomorzu na początku marca.

Z kolei dwa tygodnie temu informowaliśmy, że prokuratura w Kraśniku wszczęła śledztwo w sprawie dwóch nastolatek, które także miały się samookaleczać. Zachodziło podejrzenie, że grały w „wieloryba”.

- W tym momencie analizujemy zawartość zabezpieczonych komputerów tych dziewczynek. Musimy ustalić łącza internetowe, sprawdzić wiadomości kierowane do dzieci czy przeanalizować strony, na jakie wchodziły - wyjaśnia Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Dziewczynki z Kraśnika zostały już też przesłuchane - precyzuje Kępka, ale nie chciała zdradzić, co powiedziały śledczym.

Nieoficjalnie udało się nam jednak ustalić, że jedna z nastolatek zaprzeczyła, by grała w grę. Druga natomiast miała przyznać, że brała w niej udział.

W sprawie z Kraśnika nikt jeszcze nie usłyszał zarzutów. - Z pewnością to będzie długa droga do tego, by znaleźć odpowiedzialnego za krzywdzenie dzieci - przyznaje Kępka. Dlaczego?

- Okazuje się, że w tej grze kluczowej roli nie pełni prawdopodobnie osoba zwana „opiekunem”. Z tego co wiem, chętni sami się zgłaszają, by objąć tę funkcję. Prawdopodobnie nad opiekunami stoi jeszcze ktoś inny - tłumaczy Kępka mechanizm tej niebezpiecznej gry i przypomina: - Temu, kto nakłania inną osobę do samobójstwa, grozi 5 lat więzienia.

Marcin Koziestański

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.