Z rodziną dobrze wychodzi się od zdjęcia
Inżynier mechanik z Nysy napisał książkę o swojej rodzinie. Tropienie historii przygód swoich przodków - to była wielka intelektualna przygoda Jacka Szumańskiego.
W domu dziadka było kartonowe pudełko pełne starych fotografii. Kiedy rodzina schodziła się na spotkania, dziadek wyjmował zdjęcia, oglądał panie w pięknych sukniach i kapeluszach, a potem razem z babcią snuł opowieści o ludziach, których już nie ma, uwiecznionych na kawałku kartonika. Jacek Szumański 61-letni inżynier z Nysy zawsze lubił słuchać tych rodzinnych opowieści. Wryły się głęboko w jego dziecięcą pamięć, choć przez dorosłe życie zawodowe nie miał z nimi wielkiego kontaktu. Dawne opowieści przykrył kurz codziennych życiowych spraw. Aż do dnia, kilka lat temu, gdy żeglując w wolnej chwili po Internecie trafił na portal o potomkach Sejmu Wielkiego (1788 – 1792).
- Znalazłem tam błędnie napisane nazwisko mojej cioci. Zamiast Maria Szumańska zapisano: Maria Szumańska – opowiada pan Jacek. - Tę stronę prowadzi Marek Jerzy Minakowski, człowiek znany i zasłużony w środowisku ludzi zainteresowanych genealogią. Napisałem do niego krótkie sprostowanie dla porządku. I tak zaczęliśmy korespondować. Po kilku tygodniach skontaktował mnie z moim kuzynem, który też w internecie szukał informacji o rodzinie. Nasi dziadkowie byli braćmi, a my wcześniej nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu. Ten kuzyn był bardzo głodny wiedzy o losach rodziny. Musiałem odpisywać na jego pytania i przez to sam zacząłem pogłębiać swoją wiedzę.
Testament Eustachego, 1899
Uratowanie rodzinnych zdjęć i dokumentów, to wielka zasługa Adama Szumańskiego, dziadka pana Jacka. W 1946 roku wraz z żoną Stefanią był zmuszony wyjechać ze Lwowa, z czym zwlekał do ostatniej chwili. Trafił do Nysy, gdzie po roku rozłąki spowodowanej wojenną tułaczką spotkał się wreszcie ze swoim jedynym synem Stanisławem, późniejszym ojcem Jacka Szumańskiego.
- Dziadek nie przewiózł żadnych dóbr materialnych, tylko te rodzinne fotografie, być może nawet wszystkie, jakie się zachowały, kilka dokumentów i jakieś drobiazgi – wspomina pan Jacek, który swoją pracę historyka – amatora zaczął od uporządkowania tego zbioru, opisania znajdujących się na nich ludzi, spisania zapamiętanych dziadkowych opowieści. Potem zabrał się za tłumaczenie pisanych jeszcze po łacinie dokumentów. I dzięki nim w jednej chwili cofnął się 150 lat wstecz i rozszyfrował zagadkę fotografii, która ostatecznie trafiła na okładkę jego książki o Szumańskich.
Wśród zachowanych rodzinnych zdjęć jedno zawsze robiło szczególne wrażenie na młodym Jacku Szumańskim. Przedstawia czterech mężczyzn w czapkach - konfederatkach. Jednym z nich jest autor zachowanego testamentu z 1899 roku, Eustachy Augustyn Szumański. Eustachy Augustyn w poszczególnych punktach dokumentu wymienił dokładnie swoje rodzeństwo i ich potomstwo, któremu zapisał majątek.
- Na zdjęciu widnieje po pokolenie mojego prapradziadka - pokazuje Jacek Szumański. - Czterej bracia Szumańscy: Ludwik, Eustachy, Florian Erazm, czyli mój prapradziadek i Leon. Z opowieści z dzieciństwa zapamiętałem, że ich ojcem był Jan Kanty Szumański, a oni byli powstańcami styczniowymi. Dziadek mi mówił też o prapraprababci, była krewną generała Bema.
Zdjęcie czterech braci zrobiono tuż po powstaniu, około 1865 roku. To pan Jacek wydedukował na podstawie innej fotografii
Floriana Erazma, na odwrocie której zachowała się zapisana data ofiarowania.
Uratowanie rodzinnych zdjęć i dokumentów, to wielka zasługa Adama Szumańskiego, dziadka Jacka
- Nie znalazłem żadnych dokumentów o ich udziale w powstaniu, ale to mnie nie dziwi – mówi Jacek Szumański. - Oni byli poddanymi zaboru austriackiego. Przekradli się przez granicę, żeby pójść do powstania w zaborze rosyjskim, ale władze austriackie też ścigały powstańców styczniowych. Odnalazłem gazetę z 1864 roku z informacją, że żona Ludwika Szumańskiego - Petronella była sądzona za udział w zamieszkach czyli właśnie za powstanie.
Dwóch z braci – Eustachy i Leon uczestniczyło też we wcześniejszym Powstaniu Krakowskim, w konspiracji pod Tarnowem pod wodzą Józefa Kapuścińskiego.
Świadectwo chrztu, 1849
W dokumentach rodzinnych jest też zachowane świadectwo chrztu - testimonium baptismi z 1849 roku, pisane jeszcze odręcznie, bez formularza. Poświadcza się w nim chrzest Floriana Erazma Szumańskiego, urodzonego w 1825 roku, prapradziadka Jacka z Nysy. Studiując ten dokument pan Jacek odkrył, że prapradziadek wcale nie pochodził spod Lwowa czy Stanisławowa, o czym był dotychczas przekonany.
- Kilka razy szukałem nazwy tej miejscowości, bo nie mogłem uwierzyć, że to nie jest na Kresach – opowiada Jacek Szumański. - Okazało się, że moje korzenie to miejscowość Lichwin – Kosaczyzna, w parafii Pleśna, 20 kilometrów na południe od Tarnowa. Tam się urodził mój prapradziadek i to on zapewne przeniósł się potem do Lwowa. Jako młodsze dziecko w rodzinie nie dziedziczył majątku i musiał sobie szukać pracy i miejsca do życia.
Jeszcze wcześniejszych losów rodziny Jacek Szumański szukał więc w Lichwinie i okolicy. Jeździł przeglądać księgi parafialne, szukać dat zgonów, urodzin czy ślubów. Pomagała mu żona Ewa i poznany w Lichwinie młody miłośnik lokalnej historii Mateusz Reczek, autor monografii o tej miejscowości.
- Pewnego dnia Mateusz napisał do mnie, że ma podejrzenie, w której parafii można szukać dokumentu urodzenia praprapradziadka Jana Kantego. – opowiada mieszkaniec Nysy. - W Rzepienniku, 30 kilometrów dalej, w cztery osoby siedzieliśmy na parafii i wertowaliśmy księgi. Wpis o urodzinach znalazł po kilku godzinach Mateusz Reczek.
Jan Kanty ożenił się z Antoniną z Strzyżowskich 29 lutego 1808 roku. Pan Jacek sprawdził - to był wtorek albo środa. Równo 40
lat po zawiązaniu Konfederacji Barskiej w 1768 roku. Jakby młodożeńcom chodziło o specjalne uhonorowanie tej daty.
- Nie sądzę, żeby to był przypadek, bo pewne ślady wskazują, że Szumańscy i Strzyżowscy uczestniczyli w konfederacji – opowiada Jacek Szumański. - Żona Jana Kantego pochodziła ze Strzyżowa, a konfederaci barscy przysięgali przez Matką Boską Strzyżowską w Strzyżowie. Prawdopodobnie więc data ożenku była na cześć konfederacji.
Kronika niecodziennych postaci
Jacek Szumański zidentyfikował w ten sposób swoich przodków do siedmiu pokoleń wstecz, do około 1720 roku. Zna ich z imienia, choć niewiele o nich potrafi jeszcze powiedzieć. Dlatego w swojej książce skupił się na tych bardziej współczesnych, o których zachowały się rodzinne dokumenty, wspomnienia, ślady w literaturze. Dotarł do potomków Teofila Szumańskiego, przedwojennego kartografa, który z Eugeniuszem Romerem opracowywał atlasy i był na konferencji pokojowej w Wersalu. W rodzinie zachowała się mapa, którą zrobił Teofil Szumański, a która zachwyciła Romera do tego stopnia, że go natychmiast ściągnął do współpracy na Uniwersytecie Jana Kazimierza.
Jacek Szumański odtworzył w szczegółach losy brata swojego dziadka – Stanisława Szumańskiego, który zginął w Katyniu. W czasie I wojny światowej Stanisław był gimnazjalistą w Stanisławowie. Zabrany na roboty pracował w cukrowni pod Kijowem, ale uciekł i trafił do Moskwy. W 1918 roku był obrońcą Lwowa, m.in. na Persenkówce. Brał udział w wyprawie na Kijów. Po wojnie polsko-bolszewickiej ukończył Akademię Górniczą w Krakowie i był kierownikiem kopalni.
Kolejny przodek - Tadeusz Szumański był wojennym fotoreporterem przy 2 Korpusie Armii Polskiej na Zachodzie. Zrobił kilkanaście tysięcy zdjęć, wydrukowano je m.in. w książce Wańkowicza ”Monte Cassino”. Wuj pana Jacka – ppłk Mieczysław Szumański, drugi obok Teofila – wojskowy kartograf. W czasie okupacji dowodził tajną Służbą Geograficzną przy Komendzie Głównej AK o kryptonimie „Schronisko”. Zajmowała się ona aktualizacją i wytwarzaniem map Warszawy i Polski na potrzebny AK i polskiego wojska na Zachodzie. Po wojnie był kierownikiem Okręgu WiN Wrocław „Wschód”, uciekał przez zieloną granicę. Nigdy go nie złapało gestapo ani UB.
Pan Jacek z Nysy z każdą taką historią odkrywał swoich dalekich krewnych, kuzynów, żyjących potomków ludzi, których opisywał. Odwiedzał ich, pisał listy, godzinami konferowali przez telefon.
- Postacie papierowe, znane mi tylko z dokumentów, stały się „krwiste” pełne ciekawych historii – opowiada Jacek Szumański, autor niecodziennej kroniki swojego rodu.
- Nie sądzę, żeby moja rodzina była wyjątkowa. Czasem nie mamy świadomości, co nasi przodkowie robili kilkadziesiąt lat temu.