Wyspy Bożego Narodzenia, czyli tam, gdzie krab czerwony chodzi piechotą
Nie ma drugiego tak odbiegającego klimatem od Bożego Narodzenia miejsca na ziemi, jak Christmas Island. Mieszkańcy tej wyspy nigdy nie widzieli śniegu, a zwierzęciem, które kojarzy się tu z okresem przedświątecznym, są nie renifery, ale... kraby.
Mała wysepka na końcu świata, wiecznie pokryta śniegiem, gdzie święta trwają cały rok, a każdy ma swojego renifera - tak Wyspę Bożego Narodzenia wyobrażają siebie dzieci. W rzeczywistości to niewielkie terytorium pomiędzy Australią a Indonezją, które choć fizycznie znajduje się bliżej Jawy, to terytorialnie jest związane z ojczyzną kangura.
- Podobnie jak w przypadku Wyspy Wielkanocnej, Wyspa Bożego Narodzenia została nazwana według dnia, w którym odkryli ją europejscy żeglarze - Brytyjczycy dotarli tu dokładnie 25 grudnia 1643 roku. Pomijając jednak samą nazwę, trudno sobie wyobrazić miejsce o klimacie bardziej odbiegającym od typowych polskich świąt. Wyspa Bożego Narodzenia jest prastarym, wygasłym wulkanem, panuje na niej tropikalny klimat i jest porośnięta lasem deszczowym - mówi Darek Jedzok, dziennikarz i podróżnik z Cieszyna, który ze swoją dziewczyną mieszka w Sydney i wspólnie prowadzą blog podróżniczy Przedeptane.pl.
Christmas Island najczęściej zwiedza się w tandemie z sąsiadującą Cocos Island (Wyspą Kokosową). W 2006 roku odwiedził ją polski podróżnik i dziennikarz Wojciech Dąbrowski. Tak opisał swoje pierwsze wrażenia: „Nadlatując nad wyspę, sądziłem, że zobaczę żałosny krajobraz podobny do tego, który oglądałem kiedyś na wyspie Nauru na Pacyfiku: nagie skały, pokryte pyłem z wyrobisk.
Tymczasem Christmas Island okazała się zieloną, górzystą wyspą z beżowymi plamami odkrywek rozrzuconymi tylko w południowej części. Cała reszta wyspy to dżungla - obszar parku narodowego. Dawne kopalniane wyrobiska zarosły i wcale nie rzucają się w oczy”.
Dziś Christmas Island przyciąga nie tylko rzesze turystów, ale też ciekawskich ekologów i biologów. - To dlatego, że jest idealnym miejscem, by studiować wpływ obcych gatunków na kruchy, lokalny ekosystem - tłumaczy Darek Jedzok.
Wciąż jedną z najbardziej charakterystycznych dla Wyspy Bożego Narodzenia atrakcji jest coroczna migracja 40 milionów (niektóre źródła podają, że nawet 100 mln) czerwonych krabów, które w listopadzie przemieszczają się z lasów w środkowej części wyspy na wybrzeże, by odbyć gody.
- To niezwykłe widowisko. Miliony skorupiaków, czując zew natury, wyruszają z dżungli w stronę morza, pokrywają powierzchnię wysypy jak czerwony dywan. Nic ich nie zatrzyma w tym wielkim miłosnym marszu - opowiada mieszkający w Sydney Darek Jedzok.
Migracja to czas wielkiego poruszenia na małej wyspie. W tym czasie kraby można spotkać wszędzie, ruszają przez ogrody, chodniki i pola golfowe. Niestety muszą też pokonać ruchliwe drogi, w związku z czym wiele zwierzaków ginie pod kołami samochodów. - Dlatego władze miejscowych parków narodowych współpracują z mieszkańcami wyspy, by jak najbardziej ograniczyć te straty. Specjalnie dla krabów czerwonych zbudowano nawet metalowe mosty, aby skorupiaki mogły bezpiecznie przechodzić nad drogami - opowiada Jedzok.
Na wyspie wzdłuż szos zbudowano też ponad 20 kilometrów plastikowych barier, które kierują kraby w stronę przejść pod jezdnią. Barierki zamontowano również w drzwiach miejscowej szkoły, aby kraby nie wchodziły do klas.
Po dotarciu nad ocean kraby oddają się uciechom prokreacji, następnie samce wracają w głąb lądu. W tym czasie samice zostają w wygrzebanych norkach i pilnują złożonych jaj. Cykl rozwojowy ma wiele etapów i jest ściśle zsynchronizowany z fazami Księżyca.
Kolejnym problemem nie tylko dla krabów, ale też dla wielu innych miejscowych, często endemicznych gatunków, są… mrówki. - Tzw. crazy ants przedostały się na wyspę w pierwszej połowie XX wieku i dzięki nieobecności naturalnych wrogów zaczęły szybko tworzyć superkolonie. Zwierzęta z Wyspy Bożego Narodzenia nigdy wcześniej nie spotkały takiego przeciwnika, a więc nie posiadają żadnych mechanizmów obronnych. Najbardziej cierpią właśnie kraby, które po ataku szalonych przybyszów zostają oślepione kwasem mrówkowym i najczęściej umierają z głodu i pragnienia - mówi Darek Jedzok. - Są one tragicznym przykładem tego, jakie zniszczenia mogą powodować tzw. gatunki inwazyjne - dodaje.
Być może jednak nie jest za późno - na ratunek przybywają australijscy i malezyjscy naukowcy. - Mrówki mogą tworzyć superkolonie dzięki bogatemu źródłu pożywienia - czerwcom, małym insektom produkującym słodką wydzielinę. Ekolodzy chcą walczyć z mrówkami, sprowadzając gatunek małej osy, która zabija czerwce, składając w nich jajeczka - tłumaczy podróżnik.
Samym Australijczykom wyspa kojarzy się z dwoma całkowicie odmiennymi tematami - z wakacyjną destynacją i... nielegalnymi imigrantami, ponieważ w 2001 roku Australia stworzyła tutaj ośrodek dla uchodźców.
- Sprawa ośrodka regularnie wraca na pierwsze strony gazet, a więc biuro promocji i turystyki musi dwoić się i troić, aby podtrzymać wizerunek wyspy jako zielonego, tropikalnego raju - podkreśla Jedzok.
Sama wyspa - gdy spojrzeć na nią z góry - przypomina kształtem psa. Osiedla ludzkie skupione są raczej w północnej części wyspy (ciekawostka: Christmas Island zamieszkuje 1500 osób i 120 mln krabów). Nad samym oceanem położona jest osada nazywana po prostu Settlement (czyli osiedle) z instytucjami, sklepami i małym pomostem portu przy plaży w zatoce Flying Fish Cove. Powyżej - nad Settlementem, na tarasach klifu - jest kilka osiedli robotniczych: Drumsite, Poon Saan i Silvercity. Jeśli chodzi o ludność Wyspy Bożego Narodzenia, na jej populację składa się barwna mieszanka nacji: Chińczycy, Malajowie, Europejczycy, Hindusi, a każda z tych grup celebruje na przestrzeni roku swoje święta.
Oprócz chrześcijańskiego Bożego Narodzenia i Wielkanocy odbywają się tutaj obchody znane z Kraju Środka, czyli Chińskiego Nowego Roku, Święta Środka Jesieni i Święta Duchów, ale też hinduistycznego święta światła, Diwali.
- Rozczarują się wszyscy, którzy tak jak ja będą szukać powiązań dzisiejszej Christmas Island z Bożym Narodzeniem. Jedyną chrześcijańską świątynią jest tu maleńka kaplica katolicka - dumnie nazywana kościołem - schowana gdzieś za urzędem pocztowym. Kiedy zjawiłem się tam na nabożeństwo w niedzielny poranek, okazało się, że cała katolicka społeczność wyspy to zaledwie kilkanaście osób, z czego połowa to przebywający tam czasowo wietnamscy azylanci. Katolicki ksiądz przyjeżdża na Christmas Island z Australii tylko raz w roku - przed Wielkanocą. Na wewnętrznej, bocznej ścianie kaplicy zauważyłem mały obrazek przedstawiający pokłon Trzech Króli w stajence. I to już wszystko… - opisuje swoją wizytę na Christmas Island Wojciech Dąbrowski, inżynier, podróżnik, dziennikarz.
Boże Narodzenie traktowane jest tu jako dzień wolny od pracy i przez wszystkich obywateli, mimo że aż 60 procent obywateli stanowią etniczni Chińczycy, potem są Malajowie, których jest 21 procent. Biali są na końcu w wyraźniej mniejszości. Na Christmas Island oficjalnie rządzi gubernator mianowany przez angielską królową, a główną siłą polityczną są związki zawodowe.
Kolejna Christmas Island (w języku lokalnym Kiritimati) leży na Oceanie Spokojnym zaledwie dwa stopnie na północ od równika i należy do wyspiarskiej Republiki Kiribati (to aż połowa jej terytorium). To największa z 33 wysp na Pacyfiku. Przed powstaniem państwa Kiribati rejon ten nazywano Wyspami Gilberta. A jej osady mają nazwy: Poland, London i Paris. Niemal wszystkie wyspy należące do Kiribati (z wyjątkiem jednej) to atole - wyspy koralowe. Kiritimati jest nie tylko największym atolem wchodzącym w skład tego państwa, lecz także największym atolem (jeśli wziąć pod uwagę powierzchnię lądową) oraz największą wyspą koralową na świecie.
Kiritimati ma 5586 mieszkańców (spis z 2010 roku), a ogólna liczba ludności kraju wynosi 92 tysiące. Inna cecha wyróżniającą tę wyspę na Pacyfiku to jej geograficzne położenie. Znajduje się prawie na samym równiku, a tuż obok niej na wschód przebiega linia zmiany daty. Dzięki temu właśnie mieszkańcy Kiritimati pierwsi witają każdy nowy dzień kalendarzowy i każdy nowy rok. Z geograficznego punktu widzenia kilka innych atoli w kierunku południowo-wschodnim jest nieco bliższych linii zmiany daty (np. atol Caroline, po angielsku Millennium Island), przede wszystkim jednak są to atole niezamieszkane. Atol należy do najważniejszych terenów lęgowych w strefie tropikalnej.
Ponoć regularnie gniazduje tutaj około 25 milionów rybitw czarnogrzbietych. Laguna atolu jest częściowo wyschnięta i w dużej mierze zamknięta. Specyficzną atrakcją turystyczną Kiritimati jest kąpiel z meduzami, które nie parzą. Powód? Na skutek odcięcia od oceanu nie mają naturalnych wrogów (tak jak kiedyś kraby czerwone), nie miały więc powodu, by wykształcić parzydełka potrzebne im do obrony.