Volvo „Świętego” i jaguar Blaira parkują pod jednym dachem [ZDJĘCIA]
Dr Wacław Hepner stworzył nietypowe muzeum motoryzacji. W jego kolekcji liczy się dusza pojazdu, a nie kolor lakieru. Bez niej auto byłoby tylko toną blachy.
To muzeum nietypowe. Już teraz można je podziwiać, choć oficjalne otwarcie nastąpi w styczniu. Muzeum ma się wyróżniać tym, że zgromadzi prawdziwe zdobycze techniki, kamienie milowe motoryzacji, a nie tylko kolorowe samochodziki. W muzeum doktora Wacława Hepnera z Politechniki Opolskiej zwiedzający zobaczą samochody dobrane według klucza, jakim jest historia motoryzacji.
- Każdy kolekcjoner twierdzi, że jego samochód ma duszę. Tyle że jeszcze nie słyszałem, by ktoś tę duszę jakoś zdefiniował. Dla mnie jest nią specyficzny mechanizm danego auta, konkretnego modelu. Bez niego moje samochody byłyby tylko tonami blachy - mówi dr inż. Wacław Hepner.
Wyprzedził kanony projektowania o całe 40 lat!
Najbardziej egzotycznym samochodem w muzeum jest citroen CX, który został wprowadzony do produkcji w 1974 roku (egzemplarz z muzeum jest z 1987 roku).
- Mówi się o nim, że to jest najbardziej futurystyczny samochód w dziejach motoryzacji. To jest design na dzisiejsze czasy. O 40 lat wyprzedził dzisiejsze kanony projektowania. W zasadzie nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy ten samochód zacznie wyglądać na zabytek. Prawdopodobnie nigdy.
Równie dobrze mógłby dziś wyjechać z fabryki i nikt by się nie zorientował, że coś jest nie tak - mówi dr Wacław Hepner z Katedry Pojazdów Drogowych i Rolniczych Politechniki Opolskiej.
Ten model wyróżnia hydropneumatyka zawieszenia.
- Wszystko jest tak czułe, że niezależnie do obciążenia auto utrzymuje stałą wysokość nad drogą pomimo drgań własnych. Czyli - w praktyce - jak zamkniemy oczy, to nie wiemy, czy jedziemy pustym samochodem czy pełnym.
Ten mechanizm przetrwał do dziś w samochodach wyższej klasy. Citroen też już odszedł od tego rozwiązania - opowiada naukowiec.
CX-ów zostało niewiele. Zostały wyparte przez swojego następcę - model XM. Kiedy młodszy brat CX-a wchodził na rynek, francuski rząd zachęcał ludzi do przesiadania się na nowszy model. Wymyślono wtedy nawet dopłaty do złomowania CX-ów.
Wielu się skusiło i w krótkim czasie wymiotło ten model z dróg . Ludzie potem tego żałowali, bo XM-y nie dawały takich wrażeń z jazdy.
- To był ostatni prawdziwy citroen, który się kołysze na drodze jak okręt. Nie ma odpowiednika do dziś. Choć muszę przyznać, że jest dość awaryjny. Wyprawa na rogatki miasta oznacza w przypadku tego auta grę w rosyjską ruletkę - mówi dr Hepner.
Czym jeździ naczelny stylista Mercedesa?
Kolejne auto w kolekcji naukowca to peugeot 205. Jego duszę stanowi z kolei tylne zawieszenie. Składają się na nie wahacze wleczone skojarzone z trzema drążkami skrętnymi. Problem tego modelu? Łożyskowanie wahaczy - nie da się ich w żaden sposób nasmarować - dlatego wcześniej czy później zardzewieją.
To rozwiązanie Peugeot opracował jeszcze w latach 70. jeszcze do studyjnego modelu ekologicznego, a wprowadził do seryjnej produkcji w modelu 205.
- Do dziś niektóre modele Peugeota mają to zawieszenie. Ja ciągle się boję, że on w pewnym momencie przestanie się uginać, bo nie ma jak nasmarować tych łożysk. Poza tym auto jest ciężkie, dzięki czemu samochód jedzie po drodze jak przyklejony, jak gokart - dodaje dr Hepner. - Ciekawostką jest fakt, że tym autem na co dzień jeździ naczelny stylista Mercedesa. Mógłby mieć każdy, najlepszy model Mercedesa, ale lubi tego peugeota. To chyba kwestia tej duszy - dodaje.
Peugeot 205 to samochód wyjątkowy także z innego powodu. To auto uratowało markę z zapaści finansowej. Model 205 stał się tak popularny, że wyprodukowano ich kilka ładnych milionów. Kabrioletów - a taki możemy oglądać w muzeum dr. Hepnera - było zdecydowanie mniej , około 60 tysięcy. Wszystko dlatego, że aby dokonać przejścia z auta o nadwoziu zamkniętym do auta o nadwoziu otwartym, trzeba stworzyć inną linię produkcyjną.
Kabriolety są spawane inaczej od samego początku. Mają specjalnie wzmacnianą ramę przednią, progi, a nawet siedzenia samochodów.
Kolejną perełką w kolekcji jest jaguar XJ czwartej serii.
- To auto ma zawieszenie, które można tylko skrytykować. Koło w pionie utrzymywane jest przez półoś napędową. Jeśli igiełki w przegubach krzyżakowych się rozsypią, to koło się przywraca na bok. Nie wiem, co skłoniło Anglików do poniechania górnego wahacza. Dolny jest, górnego nie ma. To jest najbardziej idiotyczne zawieszenie na świecie, a Anglicy trzymali go przez 30 lat! Więcej - szczycili się tym, co większość uważa za powód do wstydu.
Chyba tylko dobra technologia broni tego zawieszenia. Bo miałem w rękach wiele przegubów krzyżakowych, które się rozleciały na piasek, a ten z jaguara się jakoś trzyma, choć nie powinien - mówi dr Hepner.
Kolejne auto to klasyczny mercedes W 114. Zaczął być produkowany w latach 60. i jest jednym z pięciu kluczowych modeli dla historii marki. W Stuttgarcie pokazują go w oddzielnej hali.
Ten model jest mechanicznie wieczny, ale jeśli chodzi o blacharkę… to dramat.
- Kiedy go kupiłem, samochód miał 14 lat i nadawał się na szrot. Tu nie było połowy blachy. Dziś nie robi się samochodów, które tak krótko żyją - mówi naukowiec.
Kolejny eksponat z duszą to niszowy volvo 480 z 1987 roku. Jak mówi pasjonat motoryzacji, to był model właściwie eksperymentalny, bo nafaszerowany elektroniką, która w tamtych latach dopiero wchodziła do motoryzacji, więc jest w tym samochodzie zawodna.
Auto jest wyposażone w cztery komputery: dwa obsługujące zapłon, jeden wtrysk i jeden kierunkowskazy.
- Kiedyś mi się jeden z tych komputerów zepsuł, to przez pół roku nie mogłem jeździć, bo nie było kierunkowskazów - mówi dr Hepner.
Auto Simona Templara
To jest szczególna wersja nadwozia, zwana shooting brake. To jest coś w stylu „sportowego kombi”, gdzie z tyłu zamiast drzwi jest szyba.
- Volvo 480 to właściwie cztery samochody w jednym: Volvo opracowało nadwozie, Renault dał silnik, Lotus dopracował zawieszenie, a turosprężarkę do silnika dołożyło Porsche.
Mimo „zmiksowania” czterech znanych marek nie udało się zawojować rynku. To był błąd marketingowy.
Model był przeznaczony na rynek amerykański, ale miał zbyt wysoką cenę i po prostu się nie sprzedawał. Zresztą jak na Amerykę to był trochę za mały - mówi dr Hepner.
Warto też dodać, że ten model zastąpił słynny model Volvo P1800, którym jeździł legendarny Święty w serialu.
Ostatnim nabytkiem naukowca jest alfa romeo GTV - czyli ferrari dla racjonalnych albo oszczędnych.
- Auto ma bardzo ciekawie zaprojektowaną bryłę nadwozia. To przyznają nawet artyści rzeźbiarze. Kiedy ja porównywałem ją z innymi supersamochodami, okazało się, że nie można jej z niczym pomylić, ani z ferrari, ani z lamborghini - mówi dr Hepner.
Alfa z kolekcji naukowca ma 20 lat i to jest samochód , którym nie da się jeździć prosto. Jest tak nisko zawieszony i tak twardy, że trzeba omijać każdą nierówność i każdą kałużę, przez co każda droga jest krzywa.
- O ile dla citroena było hasło „polubisz każdą drogę”, o tyle w przypadku tego auta można by powiedzieć, że „znielubisz każdą drogę”. Na tych właśnie doznaniach polega jego swoistość. Ktoś by pomyślał, że taki samochód jest super pod każdym względem, a tak nie jest. GTV jest niewygodny, twardy, hałaśliwy - gdy jednak ktoś widzi cnotę w tym, że czuje drogę, to jest to auto dla niego. To taki tani zamiennik supersamochodów, o których marzy każdy duży chłopiec. Ta alfa to w porównaniu z ferrari czy lamborghini taniocha, ale o cudownej bryle - dodaje.
Co ciekawe, GTV zostało zaprojektowane przez Pininfarinę (biuro projektowe specjalizujące się w tworzeniu samochodów -red.), czołowego stylistę Ferrari. - I to jest jeden z jego najlepszych projektów - podkreśla dr Hepner.
W skład kolekcji Wacława Hepnera wchodzą też trzy auta tworzone i rozbudowywane przez studentów. Jednym z nich jest syrena w wersji roadster.
- Chciałem sam sobie zaprojektować auto i syrena wydała się do tego celu idealna, bo budzi spore społeczne zainteresowanie i emocje. Tu skrzynia biegów, zawieszenie, układ hamulcowy - wszystko jest oryginalne. Studenci mają ją uzupełniać - mówi dr Hepner.
W muzeum można też zobaczyć pojazd skonstruowany przez Piotra Kupkę, studenta kierunku elektrotechnika z Wydziału Elektrotechniki Automatyki i Informatyki. Do jego zbudowania potrzebne są części rowerowe, silnik elektryczny zasilany panelem słonecznym oraz pasja i pomysłowość. Zasilanie silnika to zestaw trzech akumulatorów żelowych o łącznym napięciu 36 V i pojemności 14 Ah. Do zasilania układu sterowania oraz instalacji oświetleniowej zdecydowano się wykorzystać dodatkowy akumulator żelowy o napięciu 12 V i pojemności 7 Ah. Pakiet akumulatorów 36 V zasilany jest z sieci jak typowy pojazd elektryczny. Ładowanie akumulatora odbywa się poprzez panel słoneczny o mocy 20 W. Ten nietypowy pojazd powstał w Instytucie Układów Elektromechanicznych i Elektroniki Przemysłowej jako efekt pracy dyplomowej, której temat to „Projekt i wykonanie sterowania pojazdu napędzanego silnikiem elektrycznym”. Promotorem pracy jest dr inż. Janusz Kołodziej.
Ważne
Samochody z kolekcji dr. Wacława Hepnera można oglądać na drugim piętrze biurowca DomExpo przy ul.Kępskiej.
- Chcemy tu stworzyć miejsce dla ludzi z pasją. Jest dr Hepner ze swoim muzeum motoryzacji. Na dole będzie galeria artystów opolskich, strefa Decathlona i klub bokserski. Chcemy, aby każdy znalazł u nas coś dla siebie. Ruszamy w styczniu - mówi Małgorzata Sikora, menedżer strefy aktywności rodzinnej w DomExpo.
Na Kępskiej można też oglądać jednoślady z kolekcji dr. Hepnera.