Udawał wolontariusza pomagającego chorym dzieciom. Okazało się, że to karany wcześniej pedofil

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Marta Zbikowska

Udawał wolontariusza pomagającego chorym dzieciom. Okazało się, że to karany wcześniej pedofil

Marta Zbikowska

Sebastian L. działał podręcznikowo. Udawał wolontariusza pomagającego chorym dzieciom. Opowiadał o chorobie, którą sam przeszedł, mówił, że rozumie, czym jest walka o zdrowie, samotność w chorobie, strach o życie. Zdobywał zaufanie, a potem bezwzględnie wykorzystywał naiwność nieświadomych dzieci.

W marcu został aresztowany. Prokurator postawił mu zarzut doprowadzenia małoletniej do innych czynności seksualnych. Grozi mu do 12 lat więzienia. Skrzywdzonej dziewczynce psycholog pomaga odzyskać wiarę w ludzi, radość życia, utracone dzieciństwo. Po takich przeżyciach nie będzie to łatwa droga.

Zobacz też: Pedofile i gwałciciele z Wielkopolski. Oni są w Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym [ZDJĘCIA]

Karolinie trudno powiedzieć dokładnie, w jaki sposób Sebastian L. pojawił się w życiu rodziny. Przez długi czas była pewna, że to znajomy siostry jej męża. Potem przypomniała sobie, jak mówił, że jest przyjacielem jej szefowej. Obie kobiety przyznały później, że poznały go dzięki Karolinie. Czyli wcześniej nikt go nie znał. Sebastian L. zaproponował rodzinie Karoliny pomoc w bardzo trudnym momencie.

- Moja młodsza córka zachorowała na białaczkę, byliśmy zdruzgotani

- mówi Karolina. - Zuzia miała wtedy 7 lat, bardzo źle znosiła leczenie, pobyt w szpitalu. Starsza córka również potrzebowała wsparcia, bardzo przeżywała chorobę siostry.

Pierwszy etap planu: zdobyć zaufanie rodziny

Rodzina Karoliny mieszka w niewielkiej miejscowości na północy Wielkopolski. Przez wiele miesięcy ich życie kręciło się wokół choroby Zuzi. - Ja krążyłam między szpitalem a domem, gdzie próbowałam zajmować się jeszcze drugą córką, która miała dziewięć lat i też potrzebowała mamy - mówi Karolina.

- Zrezygnowałam w tym czasie z pracy, mąż musiał wziąć na siebie ciężar zarabiania pieniędzy, ale ich ciągle brakowało.

Wprawdzie za leczenie w szpitalu płacić nie trzeba, ale już codzienne pokonywanie prawie 100 kilometrów wymagało zakupu paliwa. Sporo kosztowało też utrzymanie się w Poznaniu, gdzie Karolina spędzała całe dnie. Codzienne podróże, brak snu, czuwanie przy łóżku Zuzi wykańczało Karolinę fizycznie i psychicznie. Najgorszy był jednak strach. Te momenty, kiedy dowiadywała się, że leczenie nie przynosi spodziewanych rezultatów, że potrzebny będzie przeszczep szpiku. To właśnie wtedy, kiedy znaleziony dawca wycofał się z oddania szpiku, pojawił się Sebastian. - Przyjaciel, dobra dusza - mówiła o nim Karolina. - Dużo wtedy rozmawialiśmy, Sebastian opowiadał mi, jak sam walczył z chorobą, wykazywał wiele zrozumienia dla naszej sytuacji. Wierzyłam mu, nie miałam wtedy pojęcia, że to wszystko jest ukartowanym przez niego planem.

Udawał wolontariusza pomagającego chorym dzieciom. Okazało się, że to karany wcześniej pedofil
Zuzia przywiązała się do Sebastiana. Nazywała go wujkiem.

Mężczyzna szybko zdobył serce Zuzi i jej mamy. Chora siedmiolatka tylko przy nim uśmiechała się, tylko jemu pozwoliła w czasie choroby czesać, a potem obciąć swoje długie blond włosy. Sebastian opowiadał wtedy o swojej działalności wolontariusza. Pozował do zdjęć z chorą dziewczynką. Mówił też, że ma misję. Było nią demaskowanie osób, które wykorzystują chore dzieci, aby wyłudzać pieniądze na leczenie. Chwalił się, że ma kilka sukcesów i dzięki niemu udało się wykryć oszustów. Opowiadał też o innych chorych dziewczynkach, dla których sam prowadził akcje pomocowe. Na swoim profilu umieszczał zdjęcia, które miały potwierdzić jego zaangażowanie w pomoc chorym dzieciom.

- Jesienią wróciliśmy na kilka dni ze szpitala do domu - wspomina Karolina. - Sebastian cały czas był przy nas. Przygotował dla Zuzi wspaniałe urodziny. Zaprosił, między innymi, wolontariuszy Drużyny Szpiku, których znaliśmy ze szpitala.

Drużyna Szpiku pomagała zorganizować urodziny dla chorej dziewczynki. - Pamiętam tę imprezę - mówi Dorota Raczkiewicz, szefowa drużyny. - Wtedy poznałam tego Sebastiana, chciał zostać naszym wolontariuszem. Rozmawiał z koordynatorem, który wyjaśnił mu zasady, warunki. Potem sprawa jakoś się rozmyła. Nigdy nie nawiązaliśmy z nim żadnej współpracy. Pomagaliśmy tylko w organizacji tych urodzin.

Zobacz też: Sąd Apelacyjny w Poznaniu: Pedofil skazany za gwałt na 11-latce. Obrona chciała niższej kary

Po kilku miesiącach od urodzin, znalazł się kolejny dawca szpiku dla Zuzi. Dziewczynka przeszła przeszczep, po kolejnych kilku miesiącach wróciła do domu.

- Sebastian już wtedy był jak członek naszej rodziny, pomagał w zakupach, spędzał u Zuzi w szpitalu mnóstwo czasu, towarzyszył jej każdego dnia

- mówi Karolina. - Ja wtedy byłam mu bardzo wdzięczna, miałam chwile wytchnienia, choć starałam się jak najwięcej czasu spędzać przy córce.

Zdemaskowanie pedofila

Zakończenie leczenia i powrót do domu nie osłabiły relacji Sebastiana z Zuzią. Mężczyzna odwiedzał rodzinę w domu. W pewnym momencie jego zachowanie zaczęło się wydawać Karolinie podejrzane.

- Mam ogromne poczucie winy, że wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Tłumaczę sobie, że byłam w stresie, w najtrudniejszych chwilach brałam leki uspokajające, bałam się o życie córki, nie wiedziałam, co będzie dalej, czułam się bezsilna i samotna. Dopiero po powrocie do domu przejrzałam na oczy - mówi Karolina. - Sebastian bardzo starał się spędzać czas sam na sam z Zuzią. Przyjeżdżał zazwyczaj wtedy, kiedy starsza córka była w szkole. W pewnym momencie z przerażeniem zauważyłam, że namawia Zuzię na pójście do jej pokoju. Kazałam jej zostać w salonie.

Karolina jeszcze przez jakiś czas nie chciała wierzyć, jeszcze miała nadzieję, że jej się wydaje, że to nie może być prawda. Kiedy zdobyła dowód - poszła na policję.

- Zaryzykowałam i powiedziałam mu, że wszystko wiem, że córka mi powiedziała, że widziałam, co jej robi

- mówi Karolina. - Przyznał się i powiedział, że nas zniszczy, jak ktoś się dowie. Ale dla mnie już wtedy nic nie było ważne, tylko Zuzia. Córka tyle wycierpiała, tyle przeszła, walczyła z rakiem, bardzo ciężko przechodziła chemioterapię, leczenie sterydami, stratę włosów. I jeszcze okazało się, że została skrzywdzona przez osobę, której tak ufała, która podawała się za jej przyjaciela.

Wolontariat: Kto może pomagać ciężko chorym dzieciom?

Sebastian L. został aresztowany w marcu tego roku. Po zgromadzeniu dowodów prokurator postawił mu zarzut doprowadzenia małoletniej do innej czynności seksualnej. - Możliwe jest rozszerzenie zarzutów - mówi Piotr Kotlarski z Prokuratury Rejonowej Poznań Grunwald. - Poszkodowana dziewczynka została przesłuchana przez sąd w obecności prokuratora i biegłego psychologa. Sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla podejrzanego.

Rozszerzenie zarzutów może oznaczać, że dziewczynek skrzywdzonych przez Sebastiana L. jest więcej. Mężczyzna bowiem, podając się za wolontariusza, oferował pomoc rodzinom chorych dzieci.

- Trzeba jasno powiedzieć, że ten człowiek nie był żadnym wolontariuszem - zaznacza Paweł Daszkiewicz, dyrektor Szpitala Klinicznego UMP im. Jonschera w Poznaniu. - Ja mam podpisane umowy z dwiema fundacjami, których wolontariusze mogą wchodzić na nasze oddziały i to po spełnieniu określonych warunków. Do mnie przychodzi wiele osób, które proszą o możliwość wejścia na oddział, ktoś chce bajki dzieciom czytać, warsztaty prowadzić. Wiem, że te osoby mogą mieć dobre intencje, ale ja jestem ostrożny i wszystkich odsyłam z kwitkiem. Decyzję o wpuszczeniu na teren oddziałów wolontariuszy podejmuję zawsze osobiście.

Zobacz też: 68-letni pedofil wpadł w Poznaniu. Materiały ukryte były w... książkach i kartonach po słodyczach

Wolontariuszem może zostać osobą po odpowiednim przeszkoleniu, musi być ona ubezpieczona i mieć umowę zawartą z fundacją. Nie może to być człowiek, którego nikt nie zna, który po raz pierwszy pojawia się wśród chorych dzieci.

- Ten mężczyzna wchodził na oddział na wyraźną prośbę rodziny dziewczynki, mamy ten wniosek na piśmie w dokumentacji medycznej, matka dziewczynki pisze, że prosi o możliwość odwiedzin chrzestnego

- tłumaczy dyrektor.

Zgodnie z procedurami szpitala, na oddział, gdzie leżała Zuzia nikt postronny nie powinien mieć wstępu. Ale w sytuacjach, gdy rozgrywa się walka o życie, gdzie na szali leży zdrowie dziecka, zdarzyło się, że personel te zasady ominął. Z dobrego serca, z życzliwości. Z nieświadomości, że ktoś może tę sytuację cynicznie wykorzystać.

- Personel oddziału o sprawie podejrzenia molestowania dowiedział się pod koniec ubiegłego roku, kiedy zadzwonił do mnie prokurator - mówi prof. Jacek Wachowiak, szef kliniki, w której leczona była Zuzia. - Wtedy też została przesłuchana nasza oddziałowa, która miała kontakt z rodziną pacjentki.

Dorota Raczkiewicz współczuje rodzinie Zuzi. Uważa, że rodzice powinni w szpitalu otrzymywać większe wsparcie psychologiczne, bo ciężka choroba dziecka to trudne emocje dla całej rodziny. Czasem dorośli ludzie nie są w stanie przetrwać razem tej próby i zdarza się, że rodzice nawet się rozwodzą.

- Gdyby tymi rodzicami ktoś się zajął, zaopiekował, nie szukaliby oni wsparcia w każdej napotkanej osobie, która jest dla nich miła

- mówi Dorota Raczkiewicz, szefowa Drużyny Szpiku. - Wielu rodziców, którzy dowiadują się, że ich dziecko cierpi na chorobę zagrażającą życiu, łatwo zmanipulować. To ekstremalny stres, z którym wiele osób nie radzi sobie bez leków. Do tego strachu o życie dziecka dochodzi poczucie bezsilności, samotności, zagubienia. Wystarczy, że ktoś wyciągnie do takich ludzi rękę, powie kilka słów, które każdy chce usłyszeć w takim momencie i to usypia czujność. Zresztą, kto normalny pomyśli, że istnieją ludzie, którzy będą wykorzystywać chore dzieci w takiej sytuacji? Jakim to trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego?

Wolontariusze Drużyny Szpiku przyznają, że w kontaktach z dziećmi trzeba być bardzo ostrożnym. Tu nie można zostawiać żadnych niedomówień, miejsca na cień podejrzenia. - Nie zostajemy z dziećmi sam na sam w zamkniętych pomieszczeniach - mówi Dorota Raczkiewicz. - Zawsze do dziewczynek, które odwiedzamy w szpitalu chodzą nasze wolontariuszki. Mamy wspaniałych, zaufanych wolontariuszy, ale naprawdę wolimy nie stwarzać sytuacji, które ktoś może inaczej zinterpretować.

Sąd: Istnieje duże prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych mu czynów

Sebastian L. z Zuzą spotykał się prawie dwa lata. Dużą część tego czasu dziewczynka spędziła w szpitalu. Kiedy wyszła do domu, usłyszała od Sebastiana, że jak powie komukolwiek, co ją łączy z mężczyzną, trafi do domu dziecka, a jej rodzice będą mieć kłopoty, może nawet pójdą do więzienia. Bała się. Miała tylko osiem lat, wierzyła dorosłym.

Zobacz też: "Gural" zatrzymany: Youtuber proponował 13-latce seks za pieniądze. Jest w rękach poznańskiej policji

Obrońca Sebastiana L. złożył zażalenie na areszt. Posiedzenie w tej sprawie odbyło się w tym tygodniu. Sąd Okręgowy nie miał wątpliwości, że decyzja sądu niższej instancji o zastosowaniu najsurowszego środka zapobiegawczego była słuszna. Utrzymał to postanowienie w mocy.

- Na podstawie zebranego materiału dowodowego można stwierdzić, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że podejrzany popełnił zarzucane mu czyny - czytał w uzasadnieniu sędzia Jerzy Andrzejewski. - Ponadto, podejrzany jest osobą wcześniej karaną za podobne przestępstwo z tego samego artykułu.

Paragraf pierwszy Art. 200 kodeksu karnego, z którego prokurator postawił zarzut Sebastianowi L. mówi o tym, że „Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”.

Na niekorzyść podejrzanego przemawiał również fakt, że odmówił on składania zeznań i nie przyznaje się do winy. W tej sytuacji nie było możliwości przedstawienia alternatywnej wersji zdarzeń.

Zobacz też: Pedofile i gwałciciele z Wielkopolski. Oni są w Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym [ZDJĘCIA]

Sebastian L. pozostanie więc w areszcie do czasu rozpoczęcia się procesu karnego. Za zarzucane mu czyny grozi mu wysoka kara. Wydając postanowienie dotyczące zażalenia na areszt sędzia wspomniał również o okolicznościach, w jakich działał podejrzany. - Wykorzystał on chorobę osoby poszkodowanej, był już karany za podobne przestępstwo, przesłanka surowej kary przesądza o tym, że postanowienie o zastosowaniu aresztu było słuszna decyzją - mówił sędzia. - Ponadto, według prokuratora, istnieje obawa matactwa procesowego.

W uzasadnieniu sędzia porusza także sprawę braku konsekwencji obrońcy przy składaniu zażalenia. Z jednej strony uważa on, że areszt nie był niezbędny, z drugiej, prosi o zastosowanie innego środka zapobiegawczego.

- Przesłanki do zastosowania innego środka są takie same, jak w przypadku postanowienia o areszcie

- tłumaczył sędzia.

Obrońca składając zażalenie na areszt wspomina także o złym stanie zdrowia swojego klienta. Ten argument także nie znalazł zrozumienia u sędziego, który zaznaczył, że w przypadku pogorszenia się stanu zdrowia, podejrzany może liczyć na udzielenie pomocy ambulatoryjnej albo zostanie umieszczony na oddziale szpitalnym.

Rodzina czeka na proces i sprawiedliwy wyrok
Na razie nie ma jeszcze aktu oskarżenia w tej sprawie. Proces karny będzie z pewnością trudnym czasem dla Zuzi i jej rodziny. Dziewczynka pozostaje cały czas pod opieką psychologa, który pomaga jej pozbierać się po trudnych doświadczeniach. - Pani psycholog uświadomiła nam, w jaką pułapkę zostaliśmy złapani - mówi Karolina, mama Zuzi. - Gdy w materiałach od pani psycholog przeczytaliśmy, w jaki sposób pedofile polują na swoje ofiary, jak działają, jak zdobywają zaufanie, okazało się, że przeszliśmy dokładnie ten sam proces. Liczę na sprawiedliwy wyrok. Mam nadzieję, że ten człowiek odpowie za to, co zrobił mojej córce i że więcej nie skrzywdzi żadnego dziecka.

Na prośbę rodziny, dane mogące pomóc w identyfikacji osób poszkodowanych, zostały zmienione.

Marta Zbikowska

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.