Paweł Stachnik

Tajemnice Grunwaldu

Tajemnice Grunwaldu
Paweł Stachnik

15 LIPCA 1410. Na polach pod wsią Grunwald wojska polsko-litewskie rozbijają siły zakonu krzyżackiego. Zwycięska bitwa przechodzi do narodowej mitologii. Ale badacze do dziś nie wszystko o niej wiedzą.

Dzień był słoneczny i ciepły. Lipcowe słońce szybko osuszyło pozostałości nocnego deszczu i teraz grzało mocno nad trawiastą równiną. Po jednej jej stronie stały w szyku zakute z żelazo tysięczne wojska zakonu krzyżackiego. Po drugiej, w cieniu drzew i zarośli kryły się chorągwie polskie i litewskie.

Kryły się to dobre określenie. Wielki mistrz Ulryk von Jungingen nie do końca wiedział, co dzieje się po tamtej stronie. Dlaczego nieprzyjaciel nie przystępuje do walki? Dlaczego zwleka? Słońce grzeje coraz mocniej, tymczasem tamci czekają nie wiadomo na co? Zaiste, nie jest to chrześcijański przeciwnik…

By przyspieszyć starcie wielki mistrz kazał cofnąć nieco swoje oddziały, a królowi polskiemu posłał przez wysłańców dwa miecze i sformułowaną dość obraźliwie zachętę do walki. Nie wiadomo, czy pomogło to aroganckie wyzwanie, czy też polski władca dojrzał wreszcie do decyzji, bo bitwa zaczęła się chwilę później.

Jako pierwsi na znak króla ruszyli lekkozbrojni Litwini, Tatarzy i Rusini. Z wrzaskiem, krzykiem i gwizdami gnali w kierunku krzyżackich linii. Na spotkanie z nimi Ulryk pchnął główną chorągiew swoich wojsk.

Długosz znał bitwę z rozmów prowadzonych w jego rodzinnym domu przez ojca i stryja, którzy wzięli w niej udział

Dr Jan Wróbel

Okryci pancerzami wojownicy na potężnych koniach powoli ruszyli ławą i stopniowo zaczęli nabierać szybkości. Gdy wierzchowce przeszły w kłus pochylili długie kopie. Obie linie jeźdźców z impetem wpadły na siebie. Zderzenie rozpędzonych koni i ludzi, trzask pękających kopii, szczęk tarcz i zbroi zlały się w huk, który przetoczył się po równinie.

Tak 610 lat temu, 15 lipca 1410 r., zaczęła się bitwa pod Grunwaldem, jedna z największych bitew średniowiecznej Europy, wspaniałe zwycięstwo polsko-litewskiego oręża. Bitwa, która przeszła do mitologii co najmniej dwóch narodów i przez kilka wieków kształtowała patriotyczną świadomość kolejnych pokoleń Polaków i Litwinów (a w różnych okresach także Rosjan, Czechów, Ukraińców i Białorusinów). O starciu tym napisano setki książek i tysiące artykułów, uwieczniano je na obrazach, grafikach, rysunkach i w rzeźbach, a raz nawet sfilmowano. Wśród Polaków to chyba najbardziej znana i najlepiej kojarzona bitwa w naszych dziejach. Wydawałoby się, że o grunwaldzkim starciu wiemy już wszystko, że nie kryje ono już żadnych tajemnic. Prawda jest jednak nieco inna. Spójrzmy na dość długą listę grunwaldzkich niejasności.

Źródła się różnią

- Mamy cenne źródło, które szczegółowo opisuje przebieg bitwy, a mianowicie kronikę Jana Długosza. Długosz znał bitwę z rozmów prowadzonych w jego rodzinnym domu przez ojca i stryja, którzy wzięli w niej udział.

Uczestnikiem starcia był także promotor kariery Długosza, bp Zbigniew Oleśnicki. Kronikarz niewątpliwie korzystał z tych opowieści. Niemniej jednak pamiętajmy, że kronikę pisał dobre kilkadziesiąt lat po tym wydarzeniu, a więc dość późno i pewne rzeczy mógł przeinaczyć. Niektóre szczegóły są u niego ewidentnie pomylone - mówi historyk dr Jan Wróbel, autor wydanej właśnie książki „Grunwald 1410”, w której w trochę inny sposób przedstawił słynną bitwę.

- Jedynym źródłem, które powstało bezpośrednio po starciu jest tzw. Kronika konfliktu [Cronica conflictus Wladislai Regis Poloniae cum cruciferis anno Christi 1410 - przyp. PS], napisana przez jakiegoś bezpośredniego świadka wojny polsko-krzyżackiej. Jej wadą jest natomiast to, że do naszych czasów dotrwała tylko w postaci kopii, w dodatku skróconej. To taka krótka, zwięzła relacja - dodaje badacz.

Na podstawie tych dwóch głównych źródeł (bo są jeszcze inne, mniej obszerne, bardziej przyczynkowe, np. kroniki pruskie czy listy z kancelarii królewskiej, listy wielkiego mistrza) historycy próbowali odtworzyć przebieg wojny i samej bitwy. W dużym stopniu udało im się to zrobić, choć w rekonstrukcji jest dużo luk i znaków zapytania. „Najważniejsza polska bitwa to najcenniejszy eksponat Muzeum Niepewności” - stwierdza w książce Jan Wróbel.

Czego nie wiemy

Nie wiemy na przykład, kiedy właściwie do walki ruszyły oddziały litewskie. Niby wiadomo, że jako pierwsze na początku bitwy, ale czy atakowały same, czy też zaraz za nimi poszły chorągwie polskie? To nie jest jasne. Badacze dopuszczają myśl, że Litwini sami zaatakowali na swoim skrzydle o godz. 9 rano, jeszcze przed rozpoczęciem bitwy, a do głównego starcia doszło dopiero w południe. Ba, pojawiła się sugestia, że Witold mógł zaatakować sam, bez porozumienia z Jagiełłą, by pokazać swoją pozycję jako niezależnego władcy, lub też zaatakował w wyniku nieporozumienia.

Dalej: Długosz opisuje ze szczegółami, jak dwa razy z pola bitwy uszły zaciężne oddziały czeskie, tymczasem w Kronice konfliktu nie ma o tym ani słowa. Wszystkim znany jest dramatyczny epizod z upadkiem wielkiej chorągwi królestwa z białym orłem i zdobyciem jej przez krzyżaków. Chorągiew została następnie odbita przez najlepszych rycerzy polskich. Tyle że odbicie pojawia się tylko u Długosza, Kronika konfliktu w ogóle o tym nie wspomina.

Nie wiemy, dlaczego właściwie Krzyżacy nie zaatakowali wojsk Jagiełły od razu, gdy tylko przybyły one na miejsce starcia. Polacy zajęli się rozbijaniem obozu, król słuchał mszy, rozsyłano podjazdy. Zamiast wykorzystać moment i uderzyć na nieprzygotowanego przeciwnika, zakonnicy przez trzy godziny czekali w słońcu, aż Jagiełło i Witold zdecydują się podjąć bitwę.

Źródła - w zależności od sympatii - tłumaczą to rozmaicie. Długosz twierdzi, że Krzyżacy obawiali się zasadzki być może czekającej w lesie. Przekazy strony przeciwnej głoszą, że zakonnicy chcieli postępować po rycersku i dali przeciwnikowi czas na przygotowanie się do walki. Historycy starający się zachować bezstronność piszą, że krzyżacka zwłoka wynikała po prostu z ostrożności i braku rozeznania w sytuacji.

Policzmy się

Te wszystkie wątpliwości to jednak drobne epizody wobec fundamentalnych pytań związanych ze starciem. Np. tego, jak liczne były zebrane tam siły. Wiemy, że wojska polsko-litewskie liczyły 50 chorągwi. Nie wiemy jednak, ilu rycerzy wchodziło w skład chorągwi. Chorągwie tworzyły tzw. kopie, czyli poczty złożone z kopijnika i dwóch wojów skrzydłowych, ale bogaci panowie mogli wszak wystawić kopie złożone z kilku lub kilkunastu ludzi. Duże chorągwie mogły więc liczyć po kilkuset rycerzy, ale dokładnie ilu: 200, 300 czy 500? Wszystko to sprawia, że historycy mogą jedynie szacować liczebność strony polsko-litewskiej i to szacować dość szeroko: od około 10 tys. do 20 tys. ludzi.

A co ze stroną krzyżacką? Wbrew pozorom zakonnych rycerzy pod Grunwaldem nie było wielu - zaledwie około 250 (wszystkich braci w państwie zakonnym było około 700). Prócz nich armię wielkiego mistrza tworzyli zobowiązani do służby wojskowej pruscy poddani. Byli to właściciele ziemscy służący na prawie rycerskim, wójtowie, sołtysi oraz niektórzy mieszczanie. Tworzyli oni jedną trzecią krzyżackiej armii.

Do tego dochodziły oddziały zaciężne, zwerbowane w Niemczech, Czechach i na Śląsku. Dysponując zasobnym skarbem zakon mógł sobie pozwolić na szeroki zaciąg. „Sądząc z rachunków pozostawionych przez krzyżackich skarbników, liczba najemnych oscylowała wokół 3,7-3,8 tysiąca” - pisze dr Wróbel. Wreszcie ostatnim elementem byli zagraniczni rycerze-goście, którzy postanowili wesprzeć chrześcijański zakon w walce z poganami ze wschodu. Byli wśród nich Niemcy, Francuzi, Anglicy, ich liczbę ocenia się na kilkuset. W sumie armia krzyżacka mogła liczyć 15 tys. ludzi i była mniejsza niż sprzymierzone siły polsko-litewskie.

Litwini nie uciekają

Wróćmy teraz do przebiegu bitwy. Znany jest epizod z początku starcia, gdy Litwini nie wytrzymali naporu Krzyżaków i rzucili się do ucieczki. Wśród badaczy pojawiło się podejrzenie, że niekoniecznie była to prawdziwa ucieczka, lecz stosowany przez Tatarów pozorowany odwrót, mający pociągnąć za sobą atakujących i doprowadzić do ich rozproszenia się. Sposób ten Litwini i Rusini znali świetnie.

Oczywiście za takim wariantem obstawali litewscy badacze i publicyści, niedopuszczający możliwości, że ich waleczni przodkowie mogliby uciec z pola bitwy. Niespodziewanie w sukurs przyszedł im szwedzki badacz Sven Ekdahl, który od dawna zajmuje się grunwaldzką bitwą. Odnalazł on w archiwach list napisany w parę lat po wielkiej wojnie przez jednego z doświadczonych najemników, który ostrzegał wielkiego mistrza przed stosowanym przez niektórych wrogów taktyką pozorowanego odwrotu. „To oczywiste, że chodziło o Grunwald, i niemal pewne, że autor listu odwołuje się do epizodu omawianej tu ucieczki” - podkreśla dr Wróbel.

Witold dowodził?

Przy tej okazji pojawia się pytanie o rolę wojsk litewskich i wielkiego księcia Witolda w bitwie. Długosz, który Litwinów nie lubił (podobnie jak Jagiellonów) pisał o ich udziale zwykle negatywnie. W polskiej narracji historycznej główny ciężar walki spoczywa oczywiście na rycerstwie koronnym i to ono jest autorem grunwaldzkiego zwycięstwa.

Tymczasem część historyków jest zdania, że działania Litwinów mogły być decydujące dla wyniku bitwy. Twierdzili tak badacze litewscy - co raczej nie dziwi - ale także wspomniany już dobry znawca tematu Sven Ekdahl, który stwierdził, że „wojska litewskie odegrały centralną rolę w pokonaniu Krzyżaków pod Grunwaldem”. Świadczyć o tym mogłyby „o wiele liczniejsze niż polskie straty litewskie oraz korzystne dla przebiegu bitwy konsekwencje ponawianych działań wojsk Witolda”.

Są też opinie, że rzeczywistym dowódcą w bitwie był właśnie Witold. To wielki książę dwoi się i troi, wydaje rozkazy, osobiście bierze udział w walce. Jagiełło w tym czasie modli się, wznosi oczy ku niebu i mówi o pokoju. Zdecydowana większość historyków litewskich uznaje za pewnik, że Witold dowodził pod Grunwaldem i to jemu zawdzięczamy zwycięstwo. Można to złożyć na karb chęci podniesienia litewskiego prestiżu i niechęci do Polaków. Tyle że w żadnym źródle z epoki Witold nie pojawia się jako dowódca. W tej roli zarówno u Długosza, jak i w Kronice konfliktu, kronikach pruskich i listach występuje król Jagiełło.

Legenda bitwy

Inna kwestia to mitologizacja bitwy, do jakiej doszło w następnych wiekach. Dla Polaków i Litwinów, którzy w XVIII w. stracili swoje państwo zwycięstwo pod Grunwaldem stało się wspomnieniem dawnej potęgi i nadzieją na lepszą przyszłość. Pod koniec XIX w. tradycja bitwy stała się wsparciem dla Polaków walczących z germanizacją w zaborze pruskim. Z kolei budujący nowoczesne poczucie narodowości Litwini uczynili ją jednym z najważniejszych elementów tego procesu.

Inaczej było z bitwą w Niemczech i na Zachodzie. - Tam nie stała się ona jakąś wielką cezurą. Nie walczył tam nikt ważny, nie zastosowano jakichś nowych rozwiązań taktycznych. Jedyne, co w pamięci Niemców zostało z Grunwaldu, to udana obrona Malborka. Tam pokazali siłę ducha, samoorganizację i odwagę. To była taka niemiecka obrona Jasnej Góry - mówi Jan Wróbel. W XIX w. zakon krzyżacki popadł w zapomnienie, bo w protestanckich Prusach nie cieszył się popularnością.

- Wrócił do łask w II poł. XIX w., na fali ówczesnego nacjonalizmu. Stał się wygodnym narzędziem propagandowym w walce toczonej na niemieckim Wschodzie z Polakami. Wielbicielem zakonu był cesarz Wilhelm II, który kazał odbudować zrujnowany Malbork. Z kolei w powojennych Niemczech zakon obracający w niewolników Prusów, Polaków i Litwinów nie mógł być elementem budowy państwowej tożsamości. Natomiast w PRL-u do opowieści o Grunwaldzie chętnie sięgano, bo wpisywała się dobrze w antyniemiecką politykę władz. Jeszcze inaczej było u Litwinów. Oni przez cały okres przynależności do ZSRR nie mogli badać bitwy tak jakby chcieli. Dopiero od lat 90. zajęli się nią i teraz nadrabiają stracony czas - mówi badacz.

Paweł Stachnik

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.