Susza w środku zimy. Wielkopolska latem 2020 będzie przypominać pustynię? „Pozostaje modlitwa o deszcz"

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Marta Danielewicz

Susza w środku zimy. Wielkopolska latem 2020 będzie przypominać pustynię? „Pozostaje modlitwa o deszcz"

Marta Danielewicz

Chociaż trudno w to uwierzyć, gdy jest połowa kalendarzowej zimy, fakty są nieubłagane – w Wielkopolsce już teraz mamy suszę. Poziom wody w Warcie wynosi zaledwie 1,5 metra, a w Poznaniu całkowicie wysechł świerk. W kolejnych miesiącach problem może się tylko pogłębiać. Naukowcy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza mówią: - By przywrócić stan sprzed lat, powinno od teraz przez dwa miesiące padać. Jedynym rozwiązaniem i ratunkiem jest modlitwa o deszcz.

Za nami najcieplejszy styczeń od lat. O tej porze przynajmniej połowa naszego kraju powinna być pokryta śniegiem, a mróz szczypać w policzki. Tej zimy tak nie było. A niestety, wszystko wskazuje na to, że może być tylko gorzej.

– Średnia temperatura w styczniu tego roku wyniosła 3,3 stopnie Celsjusza. To był czwarty najcieplejszy styczeń od początku obserwacji i prowadzenia pomiarów, czyli od 1848 roku. Taka sama temperatura została odnotowana w 1921 roku

– mówi Tomasz Kasprowicz z IMGW w Poznaniu.

Najcieplejszy dzień stycznia przypadł 15. dnia miesiąca, kiedy termometry wskazały 11 stopni.

Jak wynika z analiz Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polski i Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej przygotowanych na podstawie danych pomiarowych i satelitarnych, już teraz możemy mówić o intensywnej suszy atmosferycznej i rolniczej.

Czytaj więcej o suszy:

Najnowsze dane wskaźnika wilgotności gleby dla stycznia 2020 roku wskazują na niską wilgotność gleby – poniżej 40 proc., a miejscami nawet poniżej 35 procent. To dramatycznie nisko, jak na porę zimową. Jak mówią naukowcy – latem może być tylko gorzej.

Susza w Wielkopolsce. Po gorącym i bezdeszczowym lecie, ciepła i sucha zima

Lato 2018 i 2019 rozpieszczało tych, którzy uwielbiają zażywać kąpieli słonecznych. Jednak intensywne i ostre słońce było strapieniem dla wielkopolskich rolników, a także dla tych, którzy lubią wypoczywać i korzystać z wodnych atrakcji. Wody w rzekach i innych ciekach wodnych w niektórych miejscach praktycznie nie było. Po Warcie przestały kursować barki, na dnie Cybiny można było urządzić piknik. W całej Wielkopolsce zapanowała susza rolnicza i hydrogeologiczna. Na polach panował nieurodzaj, a uprawy wysychały. Plony były mniejsze aż o 60 procent. W 2019 roku drastycznie podskoczyły ceny warzyw i owoców. W niektórych podpoznańskich miejscowościach wysychały studnie, a wodę musiały dostarczać beczkowozy. W Wielkopolsce mieliśmy plagę pożarów.

– 2019 roku był rekordowo ciepły w porównaniu do średniej wieloletniej, obliczanej na podstawie 50 lat. Średnia temperatura wyniosła 11,1. Co ciekawsze, ten rok przebił 2018, który był wcześniej najcieplejszym rokiem od 1848 roku – mówi Tomasz Kasprowicz z IMGW.

Nic nie wskazuje na to, że w tym roku sytuacja się poprawi. Wręcz przeciwnie.

– Dziedziczymy bilans poprzednich lat. Lata 2018 i 2019 to były okresy olbrzymich susz. W czerwcu zeszłego roku temperatura przekroczyła 36 stopni, a temperatura powierzchni gleby sięgała 42 stopnie. Mapy IMGW pokazywały, że płonęliśmy. Wielkopolska i ziemia lubuska wyglądały na zdjęciach sanitarnych wręcz sacharyjsko. Zaczęła się robić pustynia w stosunku do otaczającego nas Pomorza, pasa wyżyn. Nie było opadów deszczu, a jeśli się one zjawiały to miały charakter nawalny – mówi prof. Jan Przybyłek z zakładu Hydrogeologii i Ochrony Wód w Instytucie Geologii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Już teraz, a jest środek zimy, mamy do czynienia z bardzo intensywną suszą atmosferyczną i rolniczą. To oznacza, że sytuacja jest bardzo niekorzystna dla wzrostu i rozwoju roślin. Najgorzej jest właśnie w Wielkopolsce.

W studniach kopanych przez rolników na polach poziom wód gruntowych teraz sięga poniżej 1,5 metra - tyle ile w okresie letnim.

– Susza, która jest największym wyzwaniem dla naszego regionu, osiągnęła największy zasięg i intensywność od 2015 roku – mówi Jarosław Władczyk z Zespołu Komunikacji Społecznej i Edukacji Wodnej poznańskiego oddziału Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

– Obecna sytuacja hydrologiczna jest wynikiem wystąpienia w krótkim czasie wielu niekorzystnych dla naszego kraju zjawisk pogodowych oraz zmian w klimacie, które możemy obserwować na całym świecie.

Susza to już norma w Wielkopolsce

Czy powodzie i susze, które są zjawiskami cyklicznymi, powoli stają się normą?

– Powiem szczerze, że nikt nie spodziewał się, że zmiany będą tak szybko następowały. Kiedy w okresie wegetacyjnym w 2018 roku otrzymaliśmy ostrzeżenie o suszy, myśleliśmy, że przyszły rok nam to wynagrodzi. W 2019 było jeszcze gorzej. A i przypuszczenia hydrologów na ten rok nie są najlepsze – mówi Kornel Pabiszczak z Wielkopolskiej Izby Rolniczej.

– Zdaniem większości klimatologów to, co dziś obserwujemy za oknami, jest wynikiem zmian klimatycznych, spowodowanych działalnością człowieka – mówi dr Bartosz Czernecki z Zakładu Meteorologii i Klimatologii Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Bezpośrednią przyczyną aktualnego stanu rzeczy jest brak odpadów i brak śniegu, a przy tym ciepła zima, co uniemożliwia odbudowę wilgoci w glebie.

– Na systematyczne obniżenie poziomu wody w rzekach całego kraju ma wpływ przede wszystkim niedobór opadów. W roku 2019 z wyjątkiem stycznia i maja miesięczne sumy opadów były znacznie poniżej średniej z wielolecia, co pozwoliło określić te miesiące jako suche, a nawet skrajnie suche. Również suma opadów w styczniu i maju nie odbiegała znacząco od tej średniej

– tłumaczy Jarosław Władczyk.

– Gdy ziemia jest zamarznięta i przykryta śniegiem, to woda wchodzi w głąb gleby, poprzez glebę, do podglebia i wód gruntowych. Gdy nie ma śniegu, dostarczenie wody do wód gruntowych zaczyna szwankować – mówi prof. Przybyłek.

Eksperci w zakresie zmian klimatu, a także hydrogeologii wskazują, że nawet jeśli opady występują na terenie Wielkopolski, nie są one takie, jak jeszcze kilkanaście lat temu i nie zasilają wód gruntowych.

– Do tej pory najwięcej opadów mieliśmy latem. Teraz najwięcej pada w sezonie zimowym, mniej w okresie wegetacyjnym. Bez wątpienia zmienia się cykl, odpadów długotrwałych jest mniej niż 20-30 lat temu – mówi dr Czarnecki.

Prof. Przybyłek dodaje, że nawet jeśli opady występowały, to miały one charakter nawalny, wyczerpujący przez kilka godzin bilans danego miesiąca. – Czyli w kilka godzin spadło tyle deszczu co powinno przez cały miesiąc. Mamy więc, z punktu widzenia zmian klimatycznych, nieprawidłowe rozłożenie odpadów - tłumaczy.

Takie opady także nie zasilają wód gruntowych. – Opady mające charakter krótkotrwały i gwałtowny często występują tylko w czasie burz, podczas nich woda szybko spływa do rzek i nie jest w stanie wsiąknąć w ziemię – dodaje J. Władczyk.

Susza w Wielkopolsce. Brakuje wody w rzekach, lasach, mieście

Skala deficytu wody pogłębia się z każdym rokiem. Każdego roku maleją ilości zasobów wód powierzchniowych i płytkich poziomów wodonośnych. Aktualny stan wody w Warcie na wodowskazie przy Moście Rocha wynosi 151 cm. Przed rokiem, dokładnie w tym samym miejscu odnotowano 294 cm.

Podczas największych upałów minionego lata woda w Warcie utrzymywała się na poziomie około 130 cm. Mimo że trwa zima, nawet teraz nad rozlewiskami brakuje wody.

Nie tylko na przykładzie rzek możemy zaobserwować problem suszy.

– Nasze lasy cierpią na brak wody. W ciągu ostatnich dwóch lat roczna ilość opadów w Wielkopolsce wynosiła 350 mm, zdecydowanie poniżej średniej krajowej. Jedynie rok 2017 był nieco lepszy i bardziej zbliżony do średniej ilości opadów w Polsce. Brakuje nam wody, a nasze lasy i pola bardzo to odczuwają – mówi Tomasz Markiewicz, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu.

Jeszcze kilka lat temu w lasach podległych Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu co 20. spośród wycinanych drzew było obumarłe z powodu suszy. Drzewa takie nazywane są „posuszem” i stanowiły one 5 proc. pozyskiwanego przez leśników drewna.

- W zeszłym roku posusz stanowił 25 proc., czyli co czwarte wycinane przez nas drzewo było obumarłe z powodu suszy. Ważne jest to, że posusz nie jest wycinany przez leśników całkowicie, niektóre drzewa zostawiamy w lesie do ich naturalnego rozkładu. Takie obumarłe drzewa stwarzają doskonałe warunki dla naturalnego rozwoju grzybów i innych drobnych organizmów. Ale nie może być ich też zbyt dużo

– mówi Markiewicz.

To niejedyne straty, które odnotowują wielkopolscy leśnicy. Susza w połączeniu z falą upałów spowodowała, że świerka na terenie lasów poznańskiej dyrekcji już nie ma.

Polecamy:

– Cierpią również królowa naszych lasów – sosna wraz z ich królem – dębem, w wielu miejscach usychają. Atakowane są przy tym przez szkodniki, które jeszcze nie tak dawno znaliśmy tylko z atlasów, które wykorzystują osłabienie drzewostanów, a przy tym zamiast np. 3 cyklów w ciągu roku mają ich 5 lub zamiast cyklu dwuletniego, mają coroczny – mówi dyrektor RDLP w Poznaniu.

Także miejska zieleń cierpi na deficyt wody.

– Bardzo dokładnie monitorujemy przebieg pogody w okresie wegetacji roślin. Niedobory wody w glebie, przy bezśnieżnej zimie, zwiększają się. Dostarczenie wody roślinom w okresie suszy stało się bardzo ważnym zadaniem dla jednostek miejskich zajmujących się zielenią

– mówi Małgorzata Sobieszczyk z Zarządu Zieleni Miejskiej w Poznaniu.

Podkreśla, że chociaż Wielkopolska od lat jest obszarem występowania długotrwałych susz w okresach letnich, to zjawisko to obejmuje cały rok. – W 2019 roku już kwiecień charakteryzował się wyższą od średniej wieloletniej temperaturą powietrza i niskim opadem i taka sytuacja utrzymywała się przez cały sezon wegetacji roślin – mówi M. Sobieszczak.

Obecnie w systemy automatycznego nawadniania, wyposażone jest 7,27 ha parków i zieleńców miejskich, głównie w centrum miasta. – Sezon 2019 był drugim z kolei rokiem suszy o zbliżonej sumie opadów w okresie wegetacji roślin i wyniósł 210,3 mm, co poskutkowało wysokim zużyciem wody do podlewania – największym od początku funkcjonowania systemów nawadniania – przyznaje przedstawicielka ZZM.

Susza w Wielkopolsce. Jakie będzie lato?

Skoro Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) potwierdziła, że rok 2018 był czwartym najcieplejszym w dziejach pomiarów atmosferycznych, a przecież 2019 był jeszcze cieplejszy, to czego możemy spodziewać się w tym roku? Chociaż do lata 2020 jeszcze parę miesięcy, naukowcy już prognozują, że może być jeszcze gorzej, jeszcze bardziej sucho. Według obliczeń temperatura średnio wzrasta na świecie co roku o 1,5 stopni Celsjusza. Zgodnie z danymi IMGW temperatura w Poznaniu na przestrzeni ostatnich 50 lat wzrosła aż o 3 stopnie!

– Czy w wakacje może pojawić się susza? Ona jest za progiem i będzie się potęgowała – uważa prof. Przybyłek.

– Przy dalszym braku opadów, w tym śniegu, sytuacja stanu polskich rzek i poziomu wody w studniach będzie bardzo trudna i czekają nas niżówki czyli pogłębienie stanu suszy hydrologicznej i hydrogeologicznej

– wskazują Wody Polskie.

– Susza atmosferyczna zawsze zwiastuje suszę rolniczą, a ta z kolei suszę hydrogeologiczną – dodaje dr Bartosz Czernecki.

Niektórzy ze specjalistów z IMGW mówią nawet, że zmiany klimatyczne doprowadziły do utraty czterech pór roku. Mamy tylko porę chłodną i ciepłą.

Dalsze prognozy IMGW nie są optymistyczne. Synoptycy przewidują nadejście mrozu tylko w centralnej Polsce, ale średnia dobowa temperatura ma być na plusie. Jednak przewidywanie pogody latem 2020 to wróżenie z fusów.

– Nie mamy danych, by stwierdzić, czy lato i cały rok 2020 będzie jeszcze cieplejszy od 2019 i 2018. Biorąc pod uwagę statystykę, temperatura powinna spaść, ale nic nie można wyrokować – podkreśla Tomasz Kasprowicz z IMGW.

Nawet jeśli w tegoroczne wakacje temperatura będzie niższa niż przed rokiem, wody w Wielkopolsce może miejscami brakować. Naukowcy są pewni utrzymania zjawiska globalnego ocieplenia.

– Niestety, spodziewamy się częstszego występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych w 2020 r. i kolejnych dekadach - powiedział Petteri Taalas, sekretarz generalny Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO).

Susza w Wielkopolsce. Zmienią się uprawy, zmienią się gatunki drzew

Susza to jednak największe wyzwanie dla wielkopolskich rolników. – Mentalnie przygotowujemy się na susze – mówi Kornel Pabiszczak.

Niektórzy więc poszukują innych odmian roślin, zmieniają system uprawy.

– Będzie pewnie więcej upraw ozimych sianych na jesień, gdy są częstsze opady. Wówczas, gdy jest normalna zima, to rośliny nie rosną, ale gromadzą wodę w glebie na okres wegetacyjny. Jak mróz puści, to wypuszczają już listka – mówi Pabiszczak.

Z kolei rośliny jare będą siane już w maju, bo już wówczas zaczynają się problemy z wodą.

– Zmienią się też zabiegi uprawne na te, które ograniczają straty wody. Np. będzie stosowana technologia upraw bez pługa. Niestety, na niektóre zmiany mogą pozwolić sobie tylko droższe gospodarstwa. Tych mniejszych nie będzie stać na zakup maszyn do np. uprawy pasowej – zauważa Pabiszczak.

Większe gospodarstwa mogą więc szybciej przystosować się do zmian klimatycznych, będą osiągać także większe plony, niż właściciele mniejszych gospodarstw.

– Zmieni się także dobór roślin. Siew będzie odbywał się tych odmian, które lepiej wykorzystują wodę, które potrzebują jej mniej. Wrócą stare gatunki, jak proso czy sorgo, popularne w krajach, gdzie są wysokie temperatury

– zwiastuje Kornel Pabiszczak.

Czy można powstrzymać suszę?

- Nasze analizy jasno wskazują, że od 1950 roku okres zimowy, gdy temperatura sięga poniżej zera, skrócił się o 2 tygodnie. Okres letni, z temperaturą powyżej 15 stopni, wydłużył się natomiast o 4 tygodnie. W tym roku to zjawisko najprawdopodobniej przybierze najgorszy obraz. Najważniejszy proces, jaki podejmujemy, to walka z suszą, ale jest to bardzo, bardzo trudne – mówi Marek Gróbarczyk, Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie przez rok prowadziło konsultacje z mieszkańcami największych polskich miast w sprawie suszy. Na działania związane z ochroną przed suszą i powodzią, w tym zadania z zakresu małej retencji PGW Wody Polskie przeznaczą ok. 400 mln zł.

W Poznaniu jednymi z najbardziej strategicznych inwestycji jest budowa zbiornika Wielowieś Klasztorna. To najważniejsze i najdroższe zadanie. Kolejne są związane z przebudową obiektów hydrotechnicznych na rzece Samie czy budową jazów, zbiorników małej retencji.

Czy to jednak wystarczy w walce z suszą?

- By klimatyczny bilans wodny był na poziomie sprzed lat, to musiałoby padać przez 2 miesiące non stop, spokojnym, regularnym deszczem – zaznacza klimatolog dr Bartosz Czarnecki.

- Uratować nas mogłaby wiosna, gdyby właśnie przyszły spokojne, rzęsiste deszcze, które jeszcze przed wegetacją zwiększyłyby zasoby wody w glebie

– dodaje prof. J. Przybyłek.

Co jednak, jeśli upragniony deszcz nie spadnie z nieba?

- Dawniej narzędziem podstawowym do walki z klęskami żywiołu było obchodzenie pól i modlitwa o deszcz. Nie jesteśmy w stanie wpłynąć na takie zmiany klimatu, by powstrzymać suszę

– mówi hydrogeolog.

Nie oznacza to jednak, że powinniśmy na ten okres czekać z założonymi rękami. - Myśląc rozsądnie, czasowo i przestrzennie powinniśmy robić wszystko, by oszczędzać wodę, by gromadzić ją w tych momentach, kiedy się ona pojawia w bilansie klimatycznym. W miastach musimy przechwytywać wodę i w sensowny sposób ją magazynować. Ale musi to być zrobione w oparciu o hydrogeologię, wybierać te miejsca, gdzie są zdolności do magazynowania. Bo jeżeli to będą tylko zbiorniki powierzchniowe, to przy tych upałach 30-40 stopniowych moment i ona wyparuje – przestrzega prof. Jan Przybyłek.

Profesor zaznacza też, że Poznań koniecznie musi chronić ujęcia wody dla aglomeracji. - Jeżeli jesteśmy mieszkańcami dużej aglomeracji, to podstawową zasadą bezpieczeństwa w zaopatrzeniu w wodę, jest to, by dbać o swoje ujęcia, jak o źrenicę oka. Źródło Krajkowo-Mosina to tereny ochronne i stanowią nasze źródło wody – mówi Jan Przybyłek.

Dr Czarnecki zwraca uwagę na coś jeszcze. – Do tej pory nie retencjonowaliśmy wody w chłodnym półroczu, a powinniśmy, bo wówczas mamy najwięcej opadów – zaznacza.

Radny miejski z Koalicji Obywatelskiej, Marek Sternalski zaznacza, że miasto w tym roku zamierza starać się pozyskać fundusze na małą retencję w mieście.

- To ostatnia szansa. Koszty małej retencji są rzędu kilkuset złotych. Dodatkowo działania wszystkich jednostek musza być skoordynowane. Można tworzyć małą retencję przy każdej inwestycji. Susza to realny problem

– mówi.

Marta Danielewicz

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.