Spalarnia śmieci w Rzeszowie robi na nas biznes! Samorządowcy są przeciw nowym przepisom
Podkarpaccy samorządowcy zgodnie sprzeciwiają się przepisom regulującym nowe zasady gospodarki odpadami. Wskazują, że nieprzemyślane rozwiązania odbijają się na lawinowym wzroście opłat, jakie za wywóz nieczystości płacą ich mieszkańcy. Ostro krytykują także postawę PGE, która ceny spalania śmieci od stycznia podniesie ponad dwukrotnie.
Podkarpaccy samorządowcy zgodnie sprzeciwiają się przepisom regulującym nowe zasady gospodarki odpadami. Wskazują, że nieprzemyślane rozwiązania odbijają się na lawinowym wzroście opłat, jakie za wywóz nieczystości płacą ich mieszkańcy. Ostro krytykują także postawę PGE, która ceny spalania śmieci od stycznia podniesie ponad dwukrotnie.
Ceny odbioru śmieci w 2020 roku będą drastycznie rosły. Kolejne gminy, które rozstrzygają właśnie przetargi na obsługę systemów zagospodarowania odpadów, są zmuszone do większych wydatków, a co za tym idzie, do podnoszenia opłat dla mieszkańców. Powód? Firmy trudniące się odbiorem i zagospodarowaniem śmieci wyceniają swoje usługi znacznie drożej niż do tej pory, a to wynika z coraz bardziej restrykcyjnych przepisów regulujących funkcjonowanie rynku śmieciowego.
Podrzeszowska gmina Trzebownisko, w której mieszka ponad 20 tysięcy osób, jest właśnie na etapie wyboru firmy, która śmieci będzie odbierać tu od początku stycznia.
- Do przetargu zgłosiło się tylko jedno przedsiębiorstwo. Jego oferta wynosi 5,7 mln zł, czyli drugi raz tyle, ile płacimy w tym roku. A to oznacza, że opłaty wzrosną u nas z 8 zł za osobę do około 25 zł
- wylicza Lesław Kuźniar, wójt gminy Trzebownsiko.
Będzie drożej o 100 procent
Wzrost opłat za wywóz śmieci o 100 procent czeka także mieszkańców gminy Chmielnik, która umowę na wywóz i zagospodarowanie odpadów w przyszłym roku podpisała we wtorek. Jej wartość wynosi 1,57 mln zł, podczas gdy w tym roku te same usługi kosztowały 928 tysięcy złotych.
- Z tego powodu opłaty dla naszych mieszkańców wzrosną od stycznia z 10 zł do 20 zł za osobę. Cieszę się jednak, że w ogóle udało mi się znaleźć firmę, która odbierze śmieci, bo to nie było takie oczywiste. Mieliśmy obawy, czy przedsiębiorstwo podpisze umowę ze spalarnią odpadów, a bez tego nie zawarłoby z nami umowy. Nie rozumiem polityki spółki PGE, która jest właścicielem spalarni w Rzeszowie. Miejskie spalarnie w całym kraju potrafią spalić odpady po mniej niż 300 zł za tonę, a tu na miejscu stawka to już ponad 720 zł. Skąd taka różnica? - pyta Krzysztof Grad, wójt gminy Chmielnik, której roczny budżet wynosi ok. 38 mln zł.
W Rzeszowie oferty w przetargu na wywóz odpadów można składać do 18 grudnia. Już teraz szacuje się, że 45 mln zł zarezerwowane na ten cel w projekcie przyszłorocznego budżetu miasta nie wystarczy do podpisania umowy. Urzędnicy obawiają się, że opłaty wzrosną z ok. 15 zł do nawet 25 zł za osobę. Władze miasta jako głównego winowajcę tak drastycznej zmiany także wskazują spółkę PGE, która odpady z miasta spali za 721 zł za tonę.
Andrzej Gutkowski, wiceprezydent Rzeszowa przekonuje, że od wzrostu stawek nie ma ucieczki. Powód? Wrześniowa nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która zniosła tzw. regionalizację w procesie spalania odpadów. Na tej podstawie spalarnia należąca do PGE, działająca przy elektrociepłowni, nie ma już obowiązku przyjmowania przede wszystkim śmieci powstających w okolicy. Ogłosiła więc konkurs ofert, w którym postanowiła poszukać dostawców odpadów na przyszły rok.
Rzeszów, który do tej pory za spalenie tony śmieci płacił 302 zł, musiał złożyć nową ofertę, konkurencyjną w stosunku do innych uczestników konkursu. Zaproponował ponad 720 zł za tonę.
- Nie mieliśmy innego wyjścia. Gdybyśmy nie podpisali umowy z PGE, zostalibyśmy z górą śmieci, których nie mielibyśmy gdzie oddać. PGE postawiło nas pod ścianą
- uważa Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.
Postępowanie państwowej spółki ostro skrytykowali miejscy radni, którzy podczas poprzedniej sesji przypominali, że poza chęcią maksymalizacji zysków powinna ona uwzględniać także interesy mieszkańców, którzy są jej współwłaścicielami.
W poniedziałek podczas debaty w urzędzie marszałkowskim radny Bogusław Sak z Rozwoju Rzeszowa wnioskował jeszcze o przemyślenie obniżki ceny przez PGE, ale odpowiedzi na swój wniosek się nie doczekał.
Gdzie tu ekologia?
Adam Dziedzic, wójt gminy Świlcza, wzrost cen w spalarni PGE tłumaczy wyłącznie chęcią podniesienia zysków ze spalania przez państwową spółkę.
- Dziwi mnie, że podmiot będący w zasobach Skarbu Państwa realizuje taką politykę. Przecież w ubiegłym roku, gdy cenę skalkulowano na poziomie nieco ponad 300 zł za tonę, powiedziano nam, że to pokryje koszty i przyniesie spółce zysk. Skok do 721 zł za tonę jest niezrozumiały. Przecież koszty spalania nie wzrosły o tyle - wskazuje wójt Świlczy.
I zwraca uwagę, że spalarnia powstała także z pobudek ekologicznych.
- O jakiej ekologii mówimy, jeśli potężne ciężarówki będą teraz gnać przez nasze drogi, aby dowieźć tu odpady z innych części Polski? A w dodatku my będziemy wdychać pyły ze spalania cudzych odpadów. Jestem tym wszystkim zniesmaczony. Przypomina mi się stara polska komedia, w której samochody ciężarowe wiozły identyczne generatory prądu z północy na południe Polski i z południa na północ. I spotkały się w połowie drogi - kwituje wójt Dziedzic.
Chcą ulżyć mieszkańcom, ale nie mogą
Podkarpaccy samorządowcy wskazują, że obok kosztów spalania jest jeszcze kilka poważnych problemów, które skutkują wzrostem opłat, jakie ponoszą mieszkańcy. Zbigniew Walczak, wójt gminy Jarocin wskazuje na absurdalne zasady odbioru odpadów na składowiskach.
- Jeszcze dwa lata temu za oddanie segregowanych śmieci nie płaciliśmy na składowisku nic. W tym czasie oddanie tony odpadów zmieszanych kosztowało 180 zł. Dzisiaj cena wynosi 220 zł za odpady zmieszane, a za segregowane 170 zł. W przyszłym roku opłata ma wzrosnąć do 480 zł za tonę w przypadku obu rodzajów śmieci. Gdzie tu logika? Nie mogę już słuchać, gdy ktoś mówi - segregujcie odpady, a będziecie płacić mniej, bo to jest bzdura
- mówi wójt Walczak.
I wskazuje, że kolejne obowiązki i dodatkowe opłaty wynikające z ustaw i rosnących kosztów gospodarki odpadami wymuszają na samorządach podnoszenie opłat, które ponoszą mieszkańcy.
- W czerwcu 2013 roku nasi mieszkańcy płacili za odbiór śmieci 6,08 zł za osobę. Miesiąc później stawka wzrosła do 10 zł, a w tej chwili wynosi już 15 zł. W kwestii przyszłego roku mówi się o 25 zł, a jeśli ktoś będzie segregował odpady w niewłaściwy sposób, nawet o 50 zł. I takie stawki są realne, bo na cały blok, który ma prawie 200 mieszkań, zawsze znajdzie się jedna osoba, która nie przeprowadzi selekcji należycie, a wówczas cena wzrośnie dla każdego. Skala zapowiadanych opłat jest więc kosmiczna. Znam rodziny, które mieszkają w jednym mieszkaniu w 13 osób. Czyli co, zapłacą co miesiąc 650 zł? - pyta Jerzy Kustra, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej Nowe Miasto w Rzeszowie.
Samorządowcy wskazują, że konieczne jest wprowadzenie okresu przejściowego, w którym będzie można dostosować zasady segregacji do możliwości mieszkańców i firm, które zajmują się odbiorem śmieci.
Sławomir Stefański, wójt gminy Wojaszówka domaga się także zmian w zasadach rozliczenia kosztów gospodarki odpadami. Wskazuje, że obecnie przepisy nie pozwalają samorządom ani na niej zarabiać, ani do interesu dopłacać. Wysokość opłat wniesionych przez właścicieli nieruchomości musi być równa sumie, jaką płacą samorządy operatorom wybranym w przetargach.
- I przez te ciągle rosnące opłaty jesteśmy odbierani przez mieszkańców jako główni ciemiężcy narodu. Trzeba wprowadzić samorządom możliwość dopłacania do tych kosztów przynajmniej w wysokości ich 20 procent. Aby nie wszystkie dodatkowe opłaty przekładać bezpośrednio na ludzi - uważa wójt Sławomir Stefański.
- Problemy zaczynają się w stolicy, gdzie stworzono prawo, które wprowadziło potężny bałagan do systemu gospodarowania odpadami. Trzeba je naprawić. Potrzebne są m.in. przepisy nakładające na producentów opakowań wnoszenie opłat, które zostaną wykorzystane na ich utylizację. Konieczne jest także przywrócenie regionalizacji w kwestii spalania odpadów. A także stworzenie funduszu, który pomoże samorządom budować lokalne spalarnie. Zamiast tego, póki co, wmawia się nam, że koszty rosną przez naszą nieudolność. Nie pozwolę na to, to nieprawda - komentuje Rafał Kumek, burmistrz Łańcuta.
Czytelnicy!
A co o tym wszystkim myślą nasi Czytelnicy? Czy tak wysokie podwyżki są uzasadnione? „Nowiny” będą temat kontynuować.
Czekamy na Wasze opinie!
Przesyłajcie je na adres:
[email protected]