Po pierwsze - nie zatrzymać się na zielonej strzałce w prawo (główne światło jest czerwone, więc STOP), to jedno, a rozejrzenie się i sprawdzenie czy na kogoś się nie najedzie, to zupełnie co innego. Jest wiele skrzyżowań, szczególnie tych nowych, poza centrum, gdzie widoczność jest tak dobra, że nie ma rzeczywistej konieczności pełnego zatrzymania się. Jednak podczas spotkania z "panem władzą" nie będzie tłumaczenia i żadnej dyskusji - jest czerwone, więc STOP.
Po drugie - faktycznie przejazdy dla rowerów są czasami tak niefortunnie umieszczone (ze względu na warunki terenowe), że na prawdę bardzo ciężko (słupki w samochodzie) jest zobaczyć nadjeżdżającego rowerzystę, tym bardziej, że to nie pieszy i porusza się znacznie szybciej. Nie ma najmniejszego problemu kiedy nadjeżdża z przeciwka, ale jak z prawej strony, a w zasadzie z tyłu, to bardzo często tak zwane "martwe pole" jest tak duże, że nie widać go ani w lusterku, ani "przez ramię" i już kilka razy zdarzyło mi się, że zobaczyłem go w ostatniej chwili. Na szczęście w takich sytuacjach ZAWSZE jestem przygotowany na taką ewentualność i jadę wolno oraz mam przygotowaną nogę na hamulcu.
Po trzecie - rowerzyści tak bardzo chętnie wymieniają jednym tchem swoje prawa na drodze, a nie od dzisiaj wiadomo, że przynajmniej połowa z nich ma wiele na sumieniu zapominając o swoich obowiązkach. Najważniejsze jest to, że rowerzysta w przeciwieństwie do kierowcy samochodu nie jest w żaden sposób chroniony przed jakimkolwiek wypadkiem. To, że bardzo mały procent ma założone kaski, to nie jest żadna ochrona - co najwyżej przed upadkiem na bok, i to z niewielką szybkością. Podczas "kontaktu" z samochodem kończy się co najmniej na lekkich potłuczeniach lub otarciach, że nie wspomnę o poważniejszych urazach. Dlatego też uważam, że we wszystkich miejscach, gdzie rowerzysta może się "zetknąć" z samochodem, to właśnie on (rowerzysta) powinien schować do kieszeni te wszystkie swoje prawa, zawsze rozglądać się i zachować największą ostrożność. Przecież walczy o swoje zdrowie, a nawet życie. I później nie będzie udowadniał, że to przecież ja miałem pierwszeństwo, podczas gdy będzie leżał w szpitalu lecząc urazy. Oby to było tylko leżenie w szpitalu, a nie w kostnicy ...