Prof. Janusz Czapiński: Przez chwilę miałem hipotezę, że nasi piłkarze zbojkotowali te mistrzostwa

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Dorota Kowalska

Prof. Janusz Czapiński: Przez chwilę miałem hipotezę, że nasi piłkarze zbojkotowali te mistrzostwa

Dorota Kowalska

Doceniam kibicowanie na Orlikach, natomiast na poziomie narodowym w tej chwili sport, to wyścig na pieniądze. W samej FIFA są jakieś przekręty finansowe, więc to sport unurzany w błocie - mówi Janusz Czapiński, psycholog społeczny, w rozmowie z Dorotą Kowalską.

Z tego, co wiem, nie obgryza pan paznokci przed telewizorem i nie kibicuje polskiej drużynie, Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej nie ogląda.
Nie, w ogóle mnie to nie interesuje. To typowa komercja, te mistrzostwa wyglądają jak reklamy w telewizji, których nie oglądam.

Nie rozumie pan tych kibicowskich emocji związanych ze sportem?
Na poziomie wiejsko-małomiasteczkowym byłbym w stanie zrozumieć, bo tam w tej młodzieżowej drużynie mógłby grać mój syn, albo syn sąsiada. Doceniam kibicowanie na Orlikach, natomiast na poziomie narodowym w tej chwili sport, to wyścig na pieniądze. W samej FIFA są jakieś przekręty finansowe, więc to sport unurzany w błocie. Coś takiego w ogóle mnie nie interesuje, bo nie wiem, czy oni się tam dogadali przed tym, czy tamtym meczem, czy się nie dogadali. Oczywiście, jakieś wiadomości do mnie dochodzą na przykład na temat tego, że ci typowani na mistrzów w pierwszych meczach przegrywali i to wiele osób zdziwiło. Innymi słowy: nie sprawia mi frajdy oglądanie czegoś, co czuję, że jest podlane niesmacznym sosem.

A słyszał pan o tym, że polscy piłkarze z grupy nie wyszli?
Trudno było nie słyszeć. Część kierowców zdejmowała chorągiewki ze swoich lusterek, czy dachów na znak zawodu z takiego obrotu sprawy. Widziałem zwieszone głowy Polaków, więc domyśliłem się, że coś musi być powodem tych zwieszonych głów.

Ale pewnie nie zdaje sobie pan sprawy, że po meczu Polska-Kolumbia niektórzy kibice płakali? Pan rozumie ten poziom emocji?
Tak, bo rozmawiałem z ludźmi i większość twierdzi, że ten kolumbijski zespół był fenomenalny, zwłaszcza na tle polskiego. Innymi słowy, ta porażka, to nie był jakiś wypadek przy pracy. W każdym razie nikt nie kwestionował wyniku tego meczu.

Ale pytam, czy pan rozumie ten poziom emocji, który towarzyszy kibicowaniu? Zwłaszcza piłkarskiemu, ale nie tylko.
Oczywiście, że jestem w stanie go zrozumieć. Nie podzielam oczywiście tego, co zainwestowali ci, którzy tak rozpaczliwie zareagowali na wynik meczu z Kolumbią, czy pierwszemu meczu przegranego przez Polaków dzięki samobójowi, bo tyle do mnie doszło. Ja tych ludzi rozumiem, bo to jest sytuacja kogoś, kto w jakiś fundusz inwestycyjny włożył 100 tysięcy, ślinił się z radości na myśl, że za rok będzie miał o trzy czy o pięć procent więcej, że na tym generalnie zyska, a w jakimś momencie okazało się, że ten fundusz inwestycyjny to taki Amber Gold i nie ma tych pięciu procent więcej, ba, ma o sto procent mniej. Albo to jest sytuacja ludzi, którzy się rozwodzą. Oni, co prawda niekoniecznie inwestowali pieniądze w związek, ale inwestowali uczucia, pracę, mogli nawet sobie w między czasie jakiś dom wybudować i wszystko to wraz z rozwodem szlag trafia. Sytuacja jest nawet gorsza niż w przypadku tych, którzy zainwestowali w Amber Gold i gorsza od tych patriotycznych kibiców polskich, którzy włożyli masę czasu, masę emocji, masę nadziei, niektórzy nawet pieniądzy, bo pojechali do Rosji, żeby oglądać na miejscu swoich gwiazdorów i się cieszyć z ich sukcesów. Więc ja to rozumiem - to są utopione koszty, ogromne koszty. W wielu przypadkach nawet nie finansowe, bo nie chodzi tylko o tych, którzy wyjechali, ale o tych, którzy się bardzo silnie emocjonalnie zaangażowali, którzy strawili masę czasu na śledzenie wyników drużyn, z którymi Polacy będą grali, na studiowanie życiorysów polskich piłkarzy itd. Wszystko to okazało się kapitałem wyrzuconym w błoto. Więc nie dziwię się, że złość, która ogarnęła ogromną rzeszę Polaków po tych dwóch, zwłaszcza po tym drugim przegranym z Kolumbią meczu, była przeogromna. Kibice to muszą jakoś przetrawić, muszą coś z tym zrobić.

No właśnie, co? Pytam pana jako psychologa społecznego: co z tym zrobić?
Moja rada jest taka, żeby po buddyjsku odczekać. W przypadku wszystkich traumatycznych wydarzeń, okazuje się, że niezależnie od tego, jak gwałtownie próbujemy zaradzić złym emocjom, to one tak czy inaczej w nas trwają, a czas jest genialnym lekarzem. Czas leczy wszelkie rany, także te emocjonalne. Więc niech się tydzień prześpią i tyle.

Myśli pan, że to tylko polska specyfika, że kibice uwielbiają piłkarzy, kiedy ci odnoszą sukcesy, a kiedy przegrywają w kiepskim stylu jeden, czy drugi mecz wylewają na nich wiadro pomyj?
Moim zdaniem, to nie jest żadna polska specyfika. Tak jest wszędzie. To wynika właśnie z tego, ile zainwestowaliśmy w wyniesienie pod niebiosa swoich narodowych bohaterów i jak nisko ci w pewnym momencie upadli: zabili nasze nadzieje i spowodowali utratę tego, co w nich włożyliśmy, także emocjonalnie. To naturalny odruch. To jest dokładnie taki sam odruch, jak w przypadku pary ludzi - on i ona. On widzi jakąś niesamowitą piękność, wobec tego smoli cholewy, inwestuje pieniądze, kupuje jej jakieś diamenciki, uwodzi, obiecuje niestworzone cuda w perspektywie tego związku, a potem się okazuje, że ona tak: nawet jajecznicy nie potrafi zrobić, absolutnie zastrzega się, że dzieci nigdy w życiu, mówi nieskładnie, nie przeczytała żadnej książki, więc trudno z nią podyskutować, a po drugie zażyła jakąś miksturę, po której wyskoczyło jej masę krost i facet jest tak zawiedzony, że jest w stanie zrzucić ją z balkonu. To jest naturalny odruch.

Pan o tym kibicowaniu mówi z lekkim dystansem: to coś złego, że ludzie kibicują, dopingują swoich sportowców, trzymają za nich kciuki, chcą, żeby narodowa drużyna wygrała?

Pozostało jeszcze 53% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Kowalska

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.