Prof. Antoni Dudek: PiS sam sobie strzelił w kolano i to w dodatku kilkakrotnie
Prof. Antoni Dudek w rozmowie z Tomaszem Rozwadowskim: Posłowie PO i Nowoczesnej dzięki okupacji sali sejmowej mają poczucie, że o coś walczą.
Niebawem miną dwa tygodnie od rozpoczęcia blokady sali sejmowej przez parlamentarzystów PO i Nowoczesnej, ale stanowisko rządzącego PiS jest nadal nieprzejednane. Czy w takiej sytuacji dalsze protesty mają jakiekolwiek szanse powodzenia?
Obie strony konfliktu mają w tej chwili poważny problem. Problem opozycji polega na tym, że skala protestów ulicznych w grudniu nie była tak duża, jak oczekiwali jej liderzy. Problem PiS natomiast na tym, że trudno wyobrazić sobie rozwiązanie konfliktu w Sejmie bez poważnych strat wizerunkowych dla tej partii. Można więc powiedzieć, że opozycja przeceniła swoje możliwości, ale PiS doprowadzając przez serię własnych błędów do okupacji sali sejmowej przez opozycję, nie ma dobrego rozwiązania politycznego pata, do którego doprowadził. 11 stycznia, dzień, w którym zostaną wznowione obrady Sejmu, będzie dniem próby i dla PiS i dla opozycji. Od tego co się wydarzy tego dnia, będzie zależał kierunek wydarzeń w pierwszych miesiącach nowego roku. Równie dobrze opozycja może dostać impuls do dalszych protestów, jak i rządzący sygnał, że mogą dalej prowadzić twardą politykę bez oglądania się na ludzi spoza własnego elektoratu.
Co PiS może zrobić 11 stycznia?
Jeśli okupacja sali sejmowej będzie trwać do tego dnia, a nic na razie nie wskazuje, że miałaby zostać przerwana, PiS ma dwie możliwości - obie kosztowne politycznie. Może albo za pomocą Straży Marszałkowskiej usunąć protestujących z sali, albo przenieść obrady na stałe do Sali Kolumnowej. W pierwszym przypadku ryzykuje międzynarodowy rozgłos i nowy impuls do nasilenia demonstracji ulicznych, w drugim popadnięcie w śmieszność. Bo bez uniknięcia kompromitacji długotrwałe kontynuowanie obrad w rezerwowej sali jest niemożliwe.
Prezes Kaczyński mówi już o próbie puczu...
Wedle powszechnie uznawanych politologicznych definicji pucz jest zawsze operacją wojskową. To, co dzieje się obecnie w Polsce trudno nazwać nawet próbą przewrotu. Te słowa pokazują, w jak trudnej sytuacji, na własne życzenie, znalazła się partia rządząca.
Jakie błędy popełniło PiS?
PiS sam dostarczył opozycji pretekstu próbują ograniczyć dostęp do Sejmu - partia, która uważa, że jest niesprawiedliwie oskarżana o dążenia do autorytaryzmu nie powinna tego robić. Później można było przerwać obrady i wznowić je po dwóch dniach i wtedy na spokojnie przegłosować ustawę budżetową - w sali głównej, albo kolumnowej, ale odpowiednio do tego przygotowanej i bez wątpliwości co do kworum. Prezesa Kaczyńskiego i marszałka Kuchcińskiego poniosły jednak nerwy. Co prawda postulaty kierowane do prezydenta Andrzeja Dudy, głównie przez Nowoczesną, rozwiązania Sejmu i rozpisania nowych wyborów są zdecydowanie na wyrost, ale rzeczywiście grozi nam olbrzymia awantura 11 stycznia.
Co jest głównym problemem PiS w tym kryzysie parlamentarnym?
Jak najmniejszym politycznie kosztem zlikwidować okupację sali sejmowej. Bo usuwanie za pomocą niewielkiej liczebnie Straży Marszałkowskiej 150-osobowej grupy zdeterminowanych parlamentarzystów opozycji będzie wizerunkową katastrofą. Czołówki w telewizyjnych newsach na całym świecie gwarantowane... Jednak opozycja też ma problem, bo poparcie społeczne dla tej okupacji nie jest duże. Obie strony mają zatem problem, obie strony się zagalopowały, ale po obu wciąż dominuje wiara, że to starcie mogą wygrać. Dlatego tak trudno będzie o kompromis.
W czym Pan upatruje główny cel konfliktu?
Obie strony usiłują przekonać niezdecydowanych i o to toczy się gra. Obie strony mają swoje żelazne elektoraty, których nie trzeba już przekonywać, ale wysoka temperatura konfliktu jest potrzeba, by zaktywizować po którejś ze stron choćby kilka procent z wielkiej grupy wyborców chwiejnych.
Czy opozycja powinna wiązać duże oczekiwania z obecnym przesileniem politycznym?
W moim przekonaniu ten kryzys nie jest przełomowy, bo nie doprowadzi do przedterminowych wyborów. Niestety, wydaje się, że czeka nas w przyszłym roku jeszcze wiele podobnych awantur.
Wróćmy do PiS. Na czym polega jego pat?
Na tym, że przećwiczony już schemat z obradami w Sali Kolumnowej nie da się powielać w nieskończoność bez wyraźnych strat wizerunkowych dla obozu rządzącego. Z drugiej strony boją się ustępstw, bo uważają, że w ten sposób stworzą precedens, który opozycja wykorzysta blokując sejmową mównicę przy każdej nadarzającej się okazji.
W ten sposób nie ruszymy z miejsca.
Fakt, potrzebna byłaby mediacja. Ale nie widzę w tej chwili woli politycznej do jej podjęcia z żadnej ze stron.
Czy opozycja ma chociaż cień szansy na zwycięstwo w tym rozdaniu?
W tej akcji na sali sejmowej widzę próbę stworzenia pewnej legendy, pewnego mitu założycielskiego, którego polskim liberałom dotychczas brakowało. PiS ma swój mit smoleński, opozycja pragnie stworzyć swój własny. Posłowie PO i Nowoczesnej dzięki okupacji sali sejmowej mają poczucie, że o coś walczą. Jest w tym jakaś próba integracji tego środowiska, którego głównym spoiwem w minionych latach było sprawowanie władzy i korzystanie ze związanych z tym przywilejów.
Może PiS też buduje własny, nowy mit?
PiS uważa, że heroicznie stawia czoła puczowi. A prawda jest taka, że sam sobie tę sytuację zgotował popełniając serię poważnych błędów. Po pierwsze, zupełnie niepotrzebnie próbując utrudnić dostęp do parlamentu dziennikarzom. Po drugie, przez nadmierną, nieadekwatną do wagi wydarzenia reakcję marszałka Kuchcińskiego, który wykluczył posła PO Michała Szczerbę z obrad. Mógł go ukarać na kilka mniej dokuczliwych sposobów, a tak doprowadził do okupacji mównicy sejmowej. To był błąd kluczowy. Po trzecie, błędem było przeniesienie obrad do Sali Kolumnowej i procedowanie budżetu na siłę, czym dano opozycji amunicję do podważania legalności budżetu państwa na przyszły rok i wzywania do przyśpieszonych wyborów. PiS sam sobie strzelił w kolano i to kilkakrotnie.
Czy budżet będzie głosowany ponownie?
Nie sądzę, by PiS zgodził się na reasumpcję głosowania, choć wszyscy wiemy, że i tak by je wygrał. Jednak prezes Kaczyński nie ustąpi w tej sprawie ponieważ ma wymiar symboliczny, a poza tym on lubi zarządzać poprzez kryzys. Wygląda zatem na to, że mamy już ustalony główny temat sporny na rok przyszły. Wypalił się właśnie spór o Trybunał Konstytucyjny, zacznie się więc wojna o budżet.