Pies Zen na krakowskim lotnisku koi nerwy pasażerów

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz
Paulina Padzik

Pies Zen na krakowskim lotnisku koi nerwy pasażerów

Paulina Padzik

Lotnisko w Balicach przeżywa w wakacje prawdziwe oblężenie. Nie każdy jednak latać lubi. Tym, którzy boją się wsiadać do samolotu, przedstawiamy idealny sposób na rozładowanie stresu. Na czterech łapach.

Zenek, pies uważanej za jedną z mądrzejszych ras Border Collie, mieszka pod Krakowem. Wiedzie spokojne, wiejskie życie, chodzi na spacery do lasu, uwielbia towarzystwo, a jednocześnie nie jest nachalny. Czerpie radość z najzwyklejszych rzeczy, jak przebiegający obok kot czy ćwierkający ptak. Jest dobrze wychowany, grzeczny, a jednocześnie ma swoje zdanie i niepowtarzalny charakter. W dodatku jest młody i przystojny, a niedawno zaczął swoją pierwszą pracę - na lotnisku.

Gdyby był człowiekiem, można by powiedzieć - ideał. Proszę państwa, oto pies Zen do zadań specjalnych, zwany także pieszczotliwie: Zenek.

Zabawa i edukacja

Zen ma niecałe dwa lata. Na początku wakacji zaczął pracę na krakowskim lotnisku w Balicach.

Cel: uspokajać ludzi, którzy obawiają się lotu. Do Zen(k)a najczęściej podchodzą dzieci - to one mają największą frajdę z obecności psa na lotnisku. Ale nie tylko - jak twierdzi właścicielka Zena i behawiorystka psów, Katarzyna Harmata - nawet największy twardziel uśmiecha się, widząc popisy Zena.

Pies pracuje na lotnisku dwa razy w tygodniu, po dwie godziny. I trzeba zaznaczyć, że „pracuje”, to za dużo powiedziane - dla niego to głównie zabawa. Zen uwielbia ludzi i już od szczeniaka przyzwyczajany był do pracy w tłumie. Nie jest więc tak, jak może myśleć wiele osób, że pies męczy się wśród czekających na odloty, jest ciągle głaskany i ma nadmiar bodźców.

Katarzyna bardzo dba o to, żeby te dwie godziny w ciągu dnia, które Zen spędza na lotnisku, były dla niego samą przyjemnością.

Zen sam sobie wybiera osoby, które są miłe

- mówi właścicielka. - Często podchodzi do dzieci, uwielbia je. Dają mu smakołyki, rzucają piłeczkę. Zen odwraca się czasem do góry brzuchem i domaga się pieszczot. Robi różne sztuczki, jak slalom między nogami, przybija piątkę. Wszyscy się przy tym dobrze bawią.

Zen, podczas pracy na lotnisku, ma na sobie kamizelkę „Therapy dog”, a jego właścicielka - z napisem „Dog handler”. Dzięki temu, że na co dzień Katarzyna zajmuje się szkoleniem psów (nie tylko swoich), to obecność Zena na lotnisku ma też walor edukacyjny dla pasażerów. Katarzyna pokazuje dzieciom i ich rodzicom, jak powinniśmy się zachowywać, przebywając z psem. - Uczę dzieci, że najpierw trzeba się dać psu obwąchać, a dopiero potem głaskać. Pokazuję też, jak głaskać tak, żeby i pies, i dziecko mieli z tego przyjemność - opowiada Katarzyna.

Behawiorystka ma w specjalnej spódnicy treningowej, zawiązanej wokół bioder, poupychane smakołyki i zabawki. Czasem rozdaje je dzieciom, które mogą spróbować robić sztuczki z psem, a później go nagrodzić.

Dzięki Zenowi wiele osób, które odczuwają lęk przed lataniem, może się odprężyć, skupić na czymś innym. Nie od dziś wiadomo, że praca ze zwierzętami uspokaja, wycisza, nastraja pozytywnie. Pasażerowie krakowskiego lotniska mają, czekając na lot, małą dogoterapię.

Ale praca na lotnisku to nie tylko zabawa. To także przygotowanie Zena to poważniejszych zadań.

Zadanie specjalne

Czarno-biały border-collie jest szkolony do pracy przy poszukiwaniu zaginionych ludzi. Gdy zaliczy testy, do których przygotowuje go Katarzyna, będzie psem, który ratuje ludzkie życie. Egzaminy są przeprowadzane na gruzowiskach, bo właśnie w takim środowisku ma pracować Zen. - Będzie szukał ludzi pod gruzami po katastrofach, trzęsieniach ziemi. Niedługo jedziemy na Śląsk, gdzie będziemy trenować dwa dni i noc - mówi właścicielka. - Praca na lotnisku jest elementem jego wychowania społecznego.

Socjalizacja psa polega m.in. na przyzwyczajaniu go do określonych czynności i zabiegów, jak praca wśród ludzi, w stresujących warunkach, hałasie. Zen do takich zadań przygotowywany był od szczeniaka. Jego przyszła praca nie jest przypadkowym wyborem. Katarzyna - wybierając małego Zenka - wiedziała, że musi mieć cechy, które pozwolą mu być dobrym psem poszukiwawczo-ratowniczym. - Zanim Zen się urodził, to już był zamówiony z konkretnej hodowli, żeby odziedziczył pewne cechy po ojcu i po matce - tłumaczy behawiorystka. - Nie można kupować kota w worku.

Katarzyna wychowuje i szkoli psy już od kilkunastu lat. Mimo to, przed rozpoczęciem pracy na terminalu, miała obawy. - Z propozycją wyszły władze lotniska. Bałam się, czy nie będzie za bardzo zestresowany i czy sobie poradzi, na terminalu panują specyficzne warunki do pracy z psem. Ale okazało się, że bardzo dobrze znosi te dwie godziny na lotnisku, a zanim zaczęliśmy, miałam czas, żeby go do tego przygotować - opowiada.

Przyzwyczajanie psa do tłumów ludzi polega na tym, żeby z czasem zabierać go w miejsca, w których spotyka się z coraz większą liczbą osób. Ale trzeba też zadbać, by dostawał w takich warunkach pozytywne bodźce, tzn. smakołyki i zabawę.

Bo pies, tak jak dziecko, uczy się głównie przez zabawę. Zawsze mówię, że psów się nie tresuje, tylko szkoli

- zaznacza Katarzyna.

Gdy Zen się zmęczy, ma na lotnisku specjalne miejsce, żeby się wyciszyć i odpocząć. W strefie relaksu panuje absolutna cisza. Tam Zen dostaje jedzenie, picie i chwilę dla siebie. Lotnisko w Balicach, jako pierwsze w Polsce, zbudowało też wybieg dla psów. Są tam przeszkody, kładki, kółka do przeskakiwania, słowem - wszystko, co psu do szczęścia potrzebne.

Pies Sznurek

O to szczęście i doskonałe warunki dla Zena i pozostałych swoich zwierząt dba Katarzyna. W domu ma małe zoo - poza Zenem, Kasia ma dwa psy, Lunę i Iwonę, dwa koty, trzy kury, dwa żółwie, gekona, rybki i krewetki. Do tego wszystkiego - 220 roślin, dwoje dzieci, męża. W dodatku jest sołtysem wsi Bosutów-Boleń.

Do wytrwałości przyzwyczajał ją od dziecka tata. Gdy miała osiem lat, zapragnęła mieć psa. Tata przyniósł do domu zwykły sznur, pomarańczowy i gryzący, dał Kasi i powiedział: - Dwa lata opieki nad sznurkiem i będziesz mieć psa.

- Dwa lata brzmiały jak wieczność! - śmieje się. Ale marzenie o psie było tak wielkie, że Kasia przez dwa lata wyprowadzała Sznurka na smyczy trzy razy dziennie. Nawet, gdy wychodziła z koleżanką, musiała udawać, że przy sobie ma psa - wołała go, dawała mu pić, rzucała patyk. - Udawałam, że jest chartem angielskim whippetem.

Po dwóch latach przyszedł czas na test. Tata Kasi wziął encyklopedię psów, zakrywał podpis pod zdjęciem konkretnej rasy i pytał: - Co to za pies?

I dziesięcioletnia Kasia, patrząc wyłącznie na obrazek, recytowała rasę, pochodzenie, upodobania, cechy charakterystyczne. - W końcu tata dał mi charta polskiego i tak pojawiła się Gama - Katarzyna uśmiecha się na to wspomnienie.

Psami zajmuje się od niemal dwudziestu lat. Zaczynała od prezentowania ich na wystawach, w międzyczasie zrobiła kurs groomerski (strzyżenia psów) i na jakiś czas została psim fryzjerem. Przy okazji zajmowała się wychowywaniem psów w fundacjach, przytuliskach, wyprowadzała pupile na spacery. - Kilka lat później byłam już zdecydowana, że chcę szkolić psy, więc zaczęłam jeździć na różne warsztaty i kursy - mówi Katarzyna.

I tak została behawiorystką. Szkoli cudze psy, by były posłuszne i dobrze wychowane, a przede wszystkim - bezpieczne dla otoczenia. - Rozwiązuję też problemy behawioralne, np., gdy pies jest niegrzeczny, agresywny, lękowy - tłumaczy. Do ratownictwa szkoli tylko własne psy, to jej pasja. I chociaż trudno uwierzyć, że wśród tylu obowiązków, zwierząt i roślin, znajduje jeszcze czas na realizowanie własnych marzeń, to Katarzyna codziennie sobie i innym udowadnia, że - gdy się czegoś chce - można to robić. A kolejnym wyzwaniom śmieje się w twarz i mówi: - Każdy ma jakiegoś bzika.

Paulina Padzik

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.