Panie Wodyński kochany! Ja panu powiem, kto na was donosił!
Wspomnienia prowincjonalnego dysydenta. Wacek pojawił się w moim otoczeniu gdzieś około 1981 r. Przyjechał z Wrocławia. Od razu przypadliśmy sobie do gustu, jako jedyni w środowisku urodzeni jeszcze poza linią Curzona - on na Litwie, ja na Podolu. Kresowianie...
Był urodzonym gawędziarzem, przy tym niezłym – mimo przekroczonej sześćdziesiątki – birbantem. Pochodził z Wilna, to powodowało, że już, jakby a priori, wszyscy go akceptowali – z tą jego śpiewną mową, rozlicznymi dykteryjkami z przeszłości.
Nawet Wacka zatrudniałem na czarno, przy przygotowywaniu gliny do wyrobu moich figurek. Wackowi nie tyle brakowało pieniędzy, ile towarzystwa, więc chętnie do pracy przychodził.
Panie! Co my z wami żeśmy nie mieli. Ile było śledzenia, ile zmartwienia, żeby sprzęt do podsłuchu się nie zgubił.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 2,46 zł dziennie.
już od
2,46 ZŁ /dzień