Operacje na chirurgii w Szpitalu Wojewódzkim zostały wstrzymane. Lekarze walczą o pieniądze
Na oddziale chirurgii Szpitala Wojewódzkiego wstrzymano planowe zabiegi. We wtorek z kwitkiem odesłano nawet chorego na raka. Medycy chcą więcej zarabiać.
Barbara Kwak na zaplanowaną operację resekcji żołądka przywiozła swoją 70-letnię mamę aż z Bytomia. - Ni stąd ni zowąd powiedziano nam, że operacje są odwołane. Interweniowałam u dyrektora, tym bardziej że chirurg, który zajmuje się mamą, chciał operować. Dyrektor odmówił, ale kiedy zawiadomiłam media, nagle zmienił zdanie. Po kilku godzinach mama w końcu trafiła na oddział. Nic z tego nie rozumiem, ale uważam, że to skandal. Co prawda odetchnęłam z ulgą, ale tak nie wolno traktować ludzi - denerwuje się pani Barbara.
Większego pecha miała pani X (chciała pozostać anonimowa) spod Głubczyc. - Mój ojciec choruje na raka. Miał zaplanowaną operację. Jeszcze w poniedziałek przed południem dzwoniłam do szpitala i potwierdziłam nasz przyjazd. Nikt słowem się nie zająknął, że może być problem. A we wtorek odesłano nas z kwitkiem. Musimy teraz szukać innego szpitala. To okrutne, wprost brak mi słów - mówi rozżalona.
Ordynator oddziału chirurgii ogólnej Szpitala Wojewódzkiego dostał w poniedziałek pismo podpisane przez dyrekcję placówki: „W związku z brakiem możliwości zapewniania całodobowej ciągłości opieki lekarskiej od dnia 18 stycznia, wynikającym z wypowiedzenia klauzul opt-out przez lekarzy oddziału, polecam z dniem dzisiejszym wstrzymanie przyjęć planowych do odwołania”.
- Pismo dostaliśmy w poniedziałek w południe, a dziś od rana przeżywamy razem z naszymi pacjentami dramat - mówi dr Janusz Pichurski, ordynator oddziału chirurgii ogólnej SW. - Musieliśmy odesłać pacjenta z rakiem jelita grubego. Kierujemy ludzi do dyrekcji, bo przecież nie możemy każdemu od początku tłumaczyć, skąd taka decyzja. Niektórzy pacjenci jednak do nas wracają ze zgodą dyrekcji na przyjęcie. W ten sposób na oddział trafiła jednak pani z otyłością i druga z chorą tarczycą.
Powodem kryzysu są pieniądze, o które walczą lekarze etatowi i rezydenci z oddziału. - Specjaliści chcą zarabiać 6 tys. zł, tylko o tysiąc zł więcej, niż rezydenci. Jak ktoś ma 20-30 lat pracy i jest fachowcem, to chyba nie są wygórowane żądania - uważa dr Pichurski.
Negocjacje w tej sprawie trwają od lata zeszłego roku. - Proponuję lekarzom istotne podwyżki zarówno wynagrodzenia zasadniczego, jak i stawek dyżurowych. Ale ja daję 5 tysięcy, a oni chcą 6. Liczę na to, że w końcu dojdziemy do porozumienia, a na razie - dla bezpieczeństwa ciężko chorych pacjentów, zdecydowaliśmy o wstrzymaniu planowych przyjęć - tłumaczy Renata Ruman-Dzido, prezes zarządu Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.
- Rezydenci chcą od szpitala pieniędzy, jakie minister płaci innym. Specjaliści oczekują jeszcze tysiąc więcej.
- To błędne koło, a pacjenci cierpią.
- Dlaczego na chirurgii w opolskim szpitalu nie mogą się dogadać?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień