Od Krakowa do Brukseli. Kto komu łaskę robi?

Czytaj dalej
Fot. Adam Jankowski
Paweł Kowal

Od Krakowa do Brukseli. Kto komu łaskę robi?

Paweł Kowal

Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. Na kilka dni przed wyborami prezydent USA spotka się prezydentem Polski – wyśle sygnał, kto mu pasuje jako lokator Pałacu Namiestnikowskiego w Warszawie na kolejne pięć lat.

Prezydent Andrzej Duda ubiega się o drugą kadencję. Jego notowania niedawno były na przyzwoitym poziomie i dawały szansę na wybór drugi raz. Teraz wygląda, że powtórzy się historia, której głównym bohaterem 5 lat temu był Bronisław Komorowski – wchodził do gry jako faworyt, a wyszedł jako przegrany.

Członkowie sztabu prezydenta zapewne uważają, że pokazanie się u boku D. Trumpa pomoże zdobyć A. Dudzie brakujące punkty. Nie jest to jednak oczywiste. Pewnie obrazek z prezydentem Polski w Białym Domu spodoba się zdecydowanym wyborcom PiS, ale ich akurat przekonywać do Dudy nie trzeba.

Rozmowy prezydentów Polski i USA miały tradycyjnie wyjątkowe znaczenie. Bywały okazją do przypieczętowania ważnych ustaleń. Takim zaś ustaleniom kampania nie służy. W rozmowach z prezydentem USA pojawią się zapewne takie sprawy jak pytanie o dalszy los żołnierzy amerykańskich, którzy maja opuścić Niemcy. Polsce jeszcze nie udało się przygotować na przyjęcie tych wojsk amerykańskich, co do których już się umówiliśmy, a skłonność do kolejnych obietnic po stronie władzy jest duża. Decyzje są podejmowane taśmowo: bez dyskusji, czy dla bezpieczeństwa Polski opłaca się, żeby USA wycofywały się z Niemiec, bez debaty o tym na ile wojsk amerykańskich Polska jest przegotowana i na jakich warunkach ich ugości.

Dla prezydenta USA wizyta Dudy jest poręczna na wiele sposobów, po pierwsze będzie to jeszcze jeden prztyczek w nos dla Niemiec, po drugie jeszcze jedna demonstracja lekceważenia UE. I najważniejsze. Przecież nie tylko prezydent Duda walczy o ponowny wybór. Także Donald Trump ma za pasem wybory. Nagle okazuje się, że w kilku kluczowych stanach zaczyna zyskiwać poparcie główny rywal Trumpa Joe Biden. Tak się składa, ze w niektórych z tych stanów pewna rolę odgrywa Polonia, a raczej osoby polskiego pochodzenia. Sztabowcy Trumpa wierzą, że pokazanie się z prezydentem Polski może pomóc w przekonaniu ich do kandydata Republikanów.

Paradoksalnie ekspresowe zaproszenie dla Dudy może być sygnałem, że prezydent Trump nie jest pewien jego zwycięstwa, a nie jest oczywiste, że prezydent Trzaskowski, jeśli zostanie wybrany będzie chciał od razu jechać do USA i popierać akurat Donalda Trumpa?

A sam Trump? Polacy są dla niego jak talizman. Nie jest tajemnicą, że on po prosty wierzy, że on po prostu wierzy, iż Amerykanie polskiego pochodzenia przynoszą mu szczęście. W trudnym momencie kampanii wyborczej Andrzej Duda jest mu bardzo potrzebny, by „szczęśliwe” głosy pozyskać. Tak naprawdę nie jest jasne, kto w tej dziwnej wizycie wyborczej w USA komu robi łaskę.

Paweł Kowal

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.