Nasza mistrzyni fitness bikini
Sędziowie świdrują wzrokiem Patrycję, ale dziewczyny to nie może speszyć. Dla minuty spędzonej przed jury nysanka trenuje kilka miesięcy, stosując drakońską dietę i wylewając z siebie siódme poty.
Patrycja Cichowska z Nysy przed każdym konkursem, do którego się zgłasza, musi przytyć, a potem schudnąć minimum 10 kg. Dziewczyna intensywnie trenuje przez kilka miesięcy, a ostatnie tygodnie, kiedy przygotowuje się do występu przed publicznością, upływają pod znakiem drakońskiej diety i morderczych treningów.
Patrycja ma 23 lata, pracuje jako trener osobisty i startuje w zawodach fitness bikini. Mimo że tą dyscypliną sportu zainteresowała się dopiero wiosną 2015 roku, to radzi sobie na tyle dobrze, że po jednym z ubiegłorocznych występów została zaproszona do kadry narodowej. Zawody fitness bikini to sport wymagający żelaznej dyscypliny, opanowania i samozaparcia. Patrycja musi przestrzegać ścisłej diety i pilnować regularności treningów. Jej życie jest bezwzględnie podporządkowane okresom, kiedy przygotowuje się do występu przed jury. Pierwszym zadaniem nysanki jest zawsze przybranie na masie. Wtedy drobna dziewczyna dziennie pochłania nawet do 3500 kcal. Nie jest to jednak czas beztroskiego przymykania oka na dietę. Ta, mimo że bogata, jest bardzo precyzyjnie ułożona.
- Nie może to być jedzenie śmieciowe - podkreśla Patrycja. - Wszystko zdrowe. Makarony, chude mięso, oliwa, orzechy. Muszę jeść to, co zaplanował trener. Zdarza się, że jeszcze dojadam. Wtedy wychodzę np. ze znajomymi na jakąś dodatkową pizzę. Taką dietę utrzymuję przez kilka miesięcy.
Pięć posiłków na każdy dzień dziewczyna przygotowuje, budząc się skoro świt, często kiedy jest jeszcze ciemno. Wszystko pakuje do plastikowych pojemników i ładuje do torby, którą wszędzie ze sobą nosi. Przygotowane jedzenie ma zawsze przy sobie i przestrzega wyznaczonych odstępów między posiłkami. W tym czasie regularnie trenuje. Cztery razy w tygodniu spędza na siłowni od 1 do 1,5 godziny. Mimo że przybiera na wadze, musi dbać o budowanie mięśni.
- Na sali trenuję nie mniej intensywnie niż niektórzy mężczyźni. W każdy dzień zajmuję się inną partią ciała. Jest czas na „klatę”, biceps, nogi – wylicza Patrycja.
Nie mają śmiałości podejść
To typowe treningi siłowe ze sztangami i na maszynach. Filigranowa dziewczyna potrafi pokazać prawdziwą krzepę, której pozazdrościłby niejeden bywalec siłowni. Jej rekord to seria przysiadów ze 100-kilogramową sztangą na barkach. Niektórzy z ćwiczących na siłowni mężczyzn, widząc takie wyczyny, nie mają śmiałości do Patrycji podejść.
- Inni podchodzili, ale na dystans. Z reguły jednak na sali mam fajnych kolegów. Kiedy przygotowywałam się do zawodów, część patrzyła na mnie z rezerwą. Kiedy wracałam z nich z 4. albo z 2. miejscem, gratulowali – opowiada nysanka.
Po pierwszym okresie przygotowawczym rozpoczyna się kolejny. 12 tygodni przed zawodami jest najtrudniejszą częścią treningu. Wtedy Patrycja musi stracić przybrane kilogramy. Częstotliwość i długość treningów zwiększa się, bo dziewczyna na siłownię chodzi codziennie. Ćwiczy dłużej. Teraz trening trwa od 2 do 2,5 godziny. Wtedy Patrycja do repertuaru dorzuca trening aerobowy, dzięki któremu spala tłuszcz. Największa jednak zmiana zachodzi w diecie zawodniczki. Tu zmiany są drastyczne. Zamiast 3500 kcal jej organizm przy wzmożonym wysiłku musi zadowolić się obciętą o ponad połowę dawką energii. Podczas trzymiesięcznej fazy przygotowań codzienna porcja kalorii obcięta jest do minimum i waha się od 1500 do 2000 kcal.
- Jestem na głodzie, a na siłowni toczę prawdziwą walkę o każde powtórzenie ćwiczenia. Jest strasznie ciężko. Ograniczam wyjścia ze znajomymi. Praktycznie tylko ćwiczę, chodzę do pracy i śpię – przyznaje Patrycja.
Zawody na sucho
To wtedy dziewczyna rzeźbi swoje mięśnie i przygotowuje sylwetkę do zawodów. Dyscyplina w tym czasie jest najważniejsza. Ograniczona liczba kalorii i mordercze ćwiczenia sprawiają, że dziewczyna chodzi rozdrażniona i łatwo się denerwuje.
- Jestem wtedy wredna i złośliwa – mówi dziewczyna. - Lepiej bez kija do mnie nie podchodzić, bo na wszystkich warczę.
Czasami to nawet sama siebie mam dość, ale najbardziej żal mi bliskich, którym przy okazji moich przygotowań się obrywa. - Trener nawet powtarza mi, żeby w tym czasie nie podejmować żadnych ważnych dla mojego życia decyzji – mówi uśmiechnięta sportsmenka.
Patrycja znalazła też sposób na swoje rozdrażnienie. Jeśli ktoś chce z nią załatwić sprawę, to najlepiej porozmawiać z nią do pół godziny po posiłku. Wtedy jest spora szansa, że nikogo nie pogryzie. Ostatni tydzień przed zawodami to już ekstremum. Zaczyna się odwadnianie organizmu, żeby na scenie wyrzeźbiona sylwetka prezentowała się jak najlepiej. Dieta jest jałowa. Całkowicie wykluczone są z niej owoce. Wtedy Patrycja żywi się praktycznie tylko węglowodanową papką z ananasa i kurczaka. Pije coraz mniej płynów.
- Jeśli zawody mam w sobotę, to w niedzielę tydzień wcześniej zaczynam odwadnianie. Przez pierwsze dni piję bardzo dużo wody. W ciągu tygodnia schodzę od ośmiu litrów wody dziennie do 50 ml w przeddzień zawodów. Biorę też moczopędne tabletki - tłumaczy Patrycja.
W dzień zawodów dziewczyna musi obyć się bez płynów. Na miejsce przyjeżdża zawsze dzień wcześniej. Wtedy kandydatki pierwszy raz wychodzą na scenę, a organizator kwalifikuje je do odpowiedniej kategorii wiekowej i wagowej. Wieczorem Patrycja smaruje całe ciało bronzerem. Rano w dniu zawodów robi to jeszcze raz. Przygotowuje też staranny makijaż, bo oceniający zwracają uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Robi też włosy i paznokcie. Zawodniczki bikini fitness nie mają, tak jak uprawiający kulturystykę, absurdalnie rozbudowanych mięśni. Na brzuchu bez „kaloryfera”. Wąsko w talii. Ciało powinno być bardzo estetyczne, a zawodniczki muszą poruszać się lekko i z gracją. Piersi i pośladki muszą być ładnie zaokrąglone.
- Mięśnie powinny być zarysowane, ale nie przerośnięte - tłumaczy Patrycja.
Nie jest łatwo się zaprezentować, bo nysanka wychodzi w wysokich, 11-centymetrowych szpilkach. Na scenie na początku jest razem 20 dziewczyn w danej kategorii. To eliminacje. Każdą uczestniczkę sędziowie świdrują wzrokiem. Nic nie umknie ich uwadze.
- Na oko potrafią ocenić proporcje poszczególnych mięśni - mówi dziewczyna. - Cały czas muszę się uśmiechać. To jest najważniejsze. Czasem nawet dostaję od tego skurczu.
Obok uśmiechu atutem jest pewność siebie. Z dwudziestki zostaje wybrana dziesiątka półfinalistek. Do finału trafia 6 dziewcząt. Tutaj na scenę wychodzą już pojedynczo. W ciągu minuty prezentują się w czterech postawach: bokiem, przodem, znowu bokiem i tyłem. Rywalizacja jest ogromna.
Zdarza się, że zawodniczki nie pałają do siebie sympatią, ale też nie brakuje miłych gestów, kiedy jedna sportsmenka wspiera drugą. W ubiegłym roku Patrycja startowała w kilku konkursach i to z całkiem niezłym skutkiem. Zajęła 4. miejsce na mistrzostwach Polski juniorów. W zawodach szkół ponadgimnazjalnych jest wicemistrzynią. Podczas Pucharu Polski, kiedy występowała z seniorkami, dostała się do półfinału. Dostała też powołanie do kadry narodowej i miała wystąpić na mistrzostwach świata. Ze startu wyeliminowała ją jednak infekcja.
- To było moje marzenie. Serce mi pękało z żalu, ale odpuściłam. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja – mówi dziewczyna.
W pasji wspiera ją rodzina, która początkowo sceptyczna, po pierwszym sukcesie Patrycji wiernie kibicuje jej na każdych zawodach. Po intensywnym ubiegłym roku występów nysanka planuje w kolejnym konkursie wystartować jesienią. Na razie spełnia się jako trener.