My, ludzie Apatora. Podsumowanie konkursu jubileuszowego

Czytaj dalej
Fot. Nadesłana
Szymon Spandowski

My, ludzie Apatora. Podsumowanie konkursu jubileuszowego

Szymon Spandowski

Ogłaszając maraton wspomnień pisaliśmy, że największym skarbem Apatora jest jego załoga, a załoga pokazała, że Apator nadal w ich sercach bije. Wszyscy uczestnicy naszego konkursu pojadą zatem zwiedzić zakład w Ostaszewie. Na wszystkich będą tam czekały nagrody.

Konkursy, szczególnie takie jak nasz z Apatorem w roli głównej, są fajne. Przynajmniej do chwili, gdy trzeba podzielić nagrody. Kogo postawić na podium, a komu podziękować w taki sposób, aby nie było mu przykro? To trudne zadanie. Można jeszcze stworzyć naprędce tyle kategorii, aby każdy uczestnik znalazł się na pierwszym miejscu w swojej grupie, albo postarać się o nagrody dla wszystkich.

Główne nagrody w konkursie funduje Apator i z tym, aby powiększyć ich pulę, nie było żadnego problemu. Wszyscy uczestnicy naszej zabawy dostaną upominki, a poza tym pojadą również na zwiedzanie zakładu. Szczegóły dotrą do nich niebawem, razem z zaproszeniami.

Bardzo dziękujemy Państwu za wszystkie listy i zdjęcia. Ogłaszając jubileuszowy maraton wspomnień pisaliśmy, że największym skarbem zakładu jest jego załoga, a załoga pokazała, że Apator nadal w ich sercach bije.

Drugi dom w Rowach

Pan Franciszek Olkowski opisał swoje wspomnienia na kilku stronach, do listu dołączył również starannie opisane zdjęcia. Historię o młodym ślusarzu, który do północy mocował się z zablokowanym zamkiem, aby później o godz. 5.30 patrzeć, jak majster ogląda efekty pracy z uznaniem, już przytoczyliśmy. Dla jej bohatera była ona przełomem. Otrzymywał coraz bardziej odpowiedzialne zadania, następnie trafił do technikum i na studia. Jako inżynier mechanik był m.in. konstruktorem oprzyrządowania oraz kierownikiem odpowiedzialnym za prowadzenie zadań modernizacyjno-inwestycyjnych. Brał udział w przejmowaniu gruntów pod rozbudowę zakładu, koordynował roboty związane z budową przedszkola przy ul. Donimirskiego, domu kultury na Bydgoskiem, czy modernizacją ośrodków wczasowych. Szczególnie tego w Rowach, który stał się dla pana Henryka drugim domem.

Nad Strumykiem

Pani Maria Bernacka, córka wieloletniego pracownika Apatora, Tadeusza Cynara, przysłała teczkę z popakowanymi w koperty zdjęciami z Dzikowa, Rowów i Rodzinnego Ogródka Działkowego „Nad Strumykiem” przy ul. Fabrycznej.

„Tato uprawiał ten ogród od 1977 aż do roku 2018 - czytamy. - Postawił murowaną altanę i szklarnię, w której hodował pomidory (malinowe, bawole - pyszne). Działka przez wszystkie te lata to było hobby taty, jego miłość i sens życia”.

Istotnie, razem z listem i zdjęciami dostaliśmy także kilka dyplomów z archiwum 88-letniego dziś Tadeusza Cynara. Wszystkie te skarby niebawem zwrócimy.

Okno na świat

Pan Jerzy Piwnicki przepracował w Apatorze 45 lat, poczynając od 1952, gdy trafił do zakładu po skończeniu Technikum Elektrycznego. Jako członek załogi PZWANN skończył studia na Politechnice Poznańskiej, później otrzymał stypendium ONZ i trafił na studia podyplomowe w Belgii. Pracował m.in. w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Urządzeń Sterowania Napędów jaki powstał w Apatorze na początku lat 70. Ze względu na znajomość języków obcych obsługiwał stoisko Apatora na Międzynarodowych Targach Poznańskich, reprezentując zakład najeździł się też po świecie.

Gdzie te wszystkie historie pomieścić? Pan Igor Klawiński, ojca Jana, wieloletniego kierownika ds. administracyjnych w Apatorze, wspominał z uczuciem, podobnie jak swoje dzieciństwo w wielkiej Apatorowej rodzinie. Mówił o tym, że dla ojca zakład był świętością i dla niego nazwa Apator również jest święta. Opowieść okrasił również smakowitymi anegdotami, chociażby tą o tenisistach stołowych z Niemiec.

Pod koniec lat 80., z inicjatywy Jana Klawińskiego, na zaproszenie Apatora przyjechała do Torunia drużyna pingpongistów zachodnich Niemiec. Liga była okręgowa, ale stroje i samochody mieli klubowe. Zwiedzili zakład, wspólnie z Polakami bawili się w Dzikowie. Chwycili też za rakietki i zagrali, ogrywając gospodarzy wysoko. Reprezentantom Apatora udało się zdobyć tylko kilka punktów.

Pogrom w pełnej hali

Przyszedł jednak czas na rewanż. Do Niemiec pojechał autokar. Jan Klawiński zabrał do niego trzech juniorów pierwszoligowego wtedy Elektryka Toruń.

To była mała miejscowość, ale przyszli kibice z flagami. Hala pełna ludzi, wszyscy czekali na Polaków - wspomina Igor Klawiński. - Tak im nasi dokopali, że tamci nie wiedzieli, co się dzieje. Wszystko przegrali do zera.

Opowieść spiszemy i razem z kopiami listów przekażemy Apatorowi.

Na nasz apel odpowiedział także pan Zbigniew Uzarowicz. W liście opisał swoją przygodę z zakładem, która zaczęła się poniekąd przypadkiem. Pan Zbigniew wyszedł z wojska, szukając pracy zajrzał do kadr przy ul. 22 lipca i został przyjęty. Wcześniej był elektrykiem budowlanym, w Apatorze miał się jednak zajmować montażem urządzeń elektrycznych.

„Gdy zobaczyłem te urządzenia na hali to zdębiałem - wspomina. - Hałas niesamowity, a do tego te prasy, tokarki, suwnice. Gdzie tu mnie przywlekło?”.

Pozdrowienia

Przepracował tu jednak dwa lata. Z Apatorem się rozstał, ponieważ ciągnęło go do kierownicy. W zakładzie wiele się nauczył, pracę wspomina miło, szczególnie, że jest równolatkiem Apatora. Pozdrawia wszystkich elektryków z zakładu, szczególnie tych, którzy dyżurowali w rozdzielni WN.

Swoich kolegów za naszym pośrednictwem pozdrawia także pan Andrzej Majchrzak, który pracował od lat 70. najpierw w dziale gospodarczym, a później jeździł wózkami.

Lata pracy w Apatorze miło wspomina pan Marian Pawłowski, który zaczął pracę w połowie lat 70. na wydziale P80 i przepracował w Apatorze do emerytury, będąc również członkiem zakładowego klubu honorowych dawców krwi.

Tak się budował zakład

Pan Grzegorz Kniazielski przysłał list oraz kilka zdjęć z samych początków PZWANN, pamiątek po wujku, który pracował na dziale mechanicznym. Zdjęcia są arcyciekawe, ogromne dzięki. Już skopiowaliśmy i za kilka dni oddamy. Pan Grzegorz przy okazji przysłał także wycięte z „Nowości” zdjęcie swojego rodzinnego domu. Budynek stał przy ul. Grudziądzkiej, dziś nie ma po nim śladu, Czytelnik chciałby mieć chociaż zdjęcie.

Skontaktowaliśmy się z autorem fotografii, obiecał przejrzeć negatywy. Niezależnie od tego, my postaramy się znaleźć jeszcze inne ujęcie.

Ciekawymi zdjęciami podzielili się także panowie: Jerzy Żuchowski, Eugeniusz Adamkiewicz, Wiesław Nykiel, Janusz Rutkowski i Jan Ząbik. Pierwszą część tych zdjęć można obejrzeć na stronie internetowej „Nowości”.

Dziękujemy Zdzisławowi Wiśniewskiemu za opowieść i cenne informacje. Wspomnienia, zdjęcia i różne archiwalne dokumenty dostarczył do naszej redakcji również pan Władysław Wiatrowski. Panu Władysławowi dziękujemy także za cenne wskazówki i opiekę merytoryczną.

Szymon Spandowski

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.