Musimy w regionie znaleźć pieniądze na kierunek lekarski UO

Czytaj dalej
Krzysztof Ogiolda

Musimy w regionie znaleźć pieniądze na kierunek lekarski UO

Krzysztof Ogiolda

Apeluję do samorządów i do opolskiego biznesu o wpłacanie po 50 tys. zł na ten cel. Uniwersytet i Opolanie tego potrzebują – mówi

Uniwersytet Opolski przyjął na pierwszy rok medycyny stu kandydatów. Sześćdziesięciu na studia stacjonarne i czterdziestu na studia odpłatne. To jest dla pana powód do radości?
Ogromny! Bo powstanie w Opolu wydziału lekarskiego to jest wielka rzecz. Porównywalna być może z tym, co stało się prawie ćwierć wieku temu, gdy powstał Uniwersytet Opolski. Tamten sukces miał dwóch bohaterów i ojców – profesora Stanisława Nicieję i chyba w jeszcze większym stopniu arcybiskupa Alfonsa Nossola. Piękny uniwersytet mamy. A teraz szansą tej uczelni, miasta i całego regionu jest powstanie kierunku lekarskiego. Całe życie marzyło mi się, żeby Opole było drugim Heidelbergiem, czyli miastem, które żyje studentami, dla studentów, a do pewnego stopnia także z nich. I żeby dawało szansę młodym ludziom z regionu i przyciągało do niego ciekawych, zdolnych studentów z zewnątrz. Opole – zwarte, przystępne, „łatwe w obsłudze” – jest do Heidelbergu podobne. Dlatego całym sercem zaangażowałem się w to dzieło.

Dlaczego warto w regionie medyków kształcić?
Przede wszystkim ze względu na jakość życia codziennego mieszkańców regionu. Nie zdajemy sobie często sprawy, że w Czechach na dziesięć tysięcy mieszkańców przypada pięćdziesięciu pięciu lekarzy. W Polsce nawet nie połowa tego – dwudziestu dwóch. A w województwie opolskim ten wskaźnik jest najniższy w całej Unii Europejskiej – mamy tych medyków dziewiętnastu. I to w sytuacji, gdy nasze społeczeństwo gwałtownie się starzeje. A jeśli do tego dodamy, że znaczącą część naszych lekarzy stanowią osoby, które mają już prawo do emerytury, wniosek nasuwa się sam: musimy jak najszybciej wykształcić na miejscu, z naszej młodzieży kadrę medyczną. Nie ma na co czekać.

Ale dlaczego nie mieliby się kształcić we Wrocławiu i w Katowicach?
Bo wtedy razem ze swoim lekarskim dyplomem tam zostaną. A my ich tu potrzebujemy. Właśnie w przypadku medycyny nowej aktualności i nowego znaczenia nabierają słowa arcybiskupa Alfonsa Nossola wypowiedziane wtedy, gdy ruszał Uniwersytet Opolski. Po śląsku one brzmiały: My chcymy sztudować w doma.

Wyświechtane powiedzenie Napoleona głosi, że do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. A ile potrzeba na wydział lekarski?
Niemało. Wiadomo, że z ministerstwa możemy liczyć na 33 miliony złotych. Ale w ramach wkładu własnego musimy jako region dołożyć osiem.

Wysłaliśmy 700 listów do firm i przedsiębiorców.Wstyd powiedzieć, ale na nasz apel odpowiedziały tylko 24

A ile już mamy?
Mniej więcej połowę tego. Dlatego zdecydowałem się wystąpić z gorącym apelem, z prośbą do samorządów województwa opolskiego i do działających w regionie przedsiębiorców: Pomóżcie tej sprawie. Dajcie grosz na ten cel. A właściwie nie grosz. Potrzeba od każdego gminnego i powiatowego samorządu i od każdej znaczącej firmy w regionie pięćdziesiąt tysięcy złotych.

W naszym regionie mamy najmniej lekarzy w Unii. Musimy kształcić nowych

Dlaczego rada jakiejś małej gminy odległej od Opola, niezamożnej, leżącej w tzw. półksiężycu biedy miałaby dać pięćdziesiąt tysięcy złotych na kierunek medyczny w Opolu?
Bo w tej gminie też są młodzi ludzie, uczniowie szkół średnich, którzy na te studia medyczne przyjdą. A jak je skończą, to jest naprawdę wielka szansa, że będą chcieli pracować nie tylko w regionie, ale wrócą do swojej gminy, gdzie czeka na nich dom po rodzicach i środowisko, w którym czują się pewnie. W takiej gminie często pracuje dosłownie dwóch, trzech lekarzy, a i oni przyjeżdżają gdzieś z zewnątrz. Teraz jest szansa, że ludzi tam w terenie będzie leczył młody człowiek, który ich zna i rozumie, bo wyrósł między nimi. To jest możliwe i konieczne i my wszyscy musimy sobie tę szansę dać. A jest jeszcze drugi aspekt tej samej sprawy.

Co ma pan na myśli?
Przyszłość Uniwersytetu Opolskiego. Sytuacja demograficzna w regionie jest znana. Młodych ludzi brakuje. Wiele kierunków studiów się gwałtownie kurczy. I nic dziwnego, skoro dyplom ich ukończenia daje przepustkę co najwyżej do pracy w markecie albo na bezrobocie. (To jest zresztą efekt uboczny katastrofalnego stanu szkolnictwa zawodowego). Medycyny te problemy nie dotyczą i przez lata dotyczyć nie będą. Najpierw dlatego, że lekarzy potrzebujemy, potem z tego powodu, że młodzi ludzie chcą nimi być. Bo to jest zawód prestiżowy i coraz lepiej płatny. Na najbliższy rok akademicki przyjęto sto osób. Ale chętnych było 2400 kandydatów. Niewiarygodna liczba i rekord absolutny. Z tego dobrze ponad trzydzieści procent stanowili młodzi Opolanie. Maturzyści stąd, z regionu.

Jeśli będzie odpowiednia baza i pieniądze na kształcenie, można będzie przyjąć nie stu, ale dwustu studentów w kolejnym roku?
Oczywiście. Tym bardziej że równie chętnie zgłasza się na naszą uczelnie kadra, która chce tu prowadzić zajęcia i robić naukowe kariery. I rozwijać nasz ośrodek medyczny. Jedną z takich wspaniałych osób, które mają już podpisaną umowę i na pewno przyjdą do Opola uczyć studentów, jest światowej sławy kardiochirurg, profesor Marian Zembala. Opole ma przyjazną aurę, która ciekawych ludzi przyciąga.

Aura aurą, ale wróćmy do koniecznych dla rozwoju wydziału lekarskiego pieniędzy. Jak pan ocenia dotychczasowy odzew samorządów na pański apel?
Szczerze? Bardzo marnie. Mamy jedenaście powiatów i 71 gmin. Proponowałem, by każdy z nich wpłacił po 50 tysięcy zł. Odpowiedziała nieco ponad połowa powiatów, bo sześć. I one rzeczywiście wpłaciły tę ustaloną kwotę. Z gminami jest już całkiem do niczego. Jakiekolwiek pieniądze wpłaciło raptem dwadzieścia z nich. Co przyniosło łączną kwotę 668 tysięcy złotych.

Na tym tle wyróżnia się jeden powiat w regionie i jest to powiat strzelecki. Ten, w którym pan mieszka.

Nie da się zaprzeczyć, że na ziemi strzeleckiej mamy osiem podmiotów samorządowych (gminy i powiat) i wszystkie one ofiarowały pieniądze.

Z całym szacunkiem, ale nie uwierzę, że akurat w jednym powiecie skumulowali się hojniejsi niż gdzie indziej obywatele i radni... Terroryzował pan swoich młodszych kolegów?
Nie terroryzowałem nikogo, ale rozmawiałem z wszystkimi. Zresztą nie tylko w powiecie strzeleckim. Byłem także m.in. w gminach Kędzierzyn-Koźle i Gogolin, znajdując zresztą pełne zrozumienie. W swoim powiecie rozpocząłem od pana Swaczyny, który jest nie tylko starostą strzeleckim, ale i przewodzi wszystkim opolskim starostom w ramach ich konwentu. Byłem w wielu gminach na posiedzeniach ich rad. I cierpliwie, ale i nieustępliwie przekonywałem. Nawet proponowałem, że jak jakaś gmina w tym momencie pieniędzy nie ma, to ja im pożyczę. Bez ryzyka z mojej strony, bo gminy są wypłacalne. Na wszystkich sesjach rad gmin przemawiałem, przekonywałem, tłumaczyłem.

Jakie były reakcje?
Początkowo bardzo różne. Wcale nie wszystkie entuzjastyczne. Zdarzali się tacy radni, od których usłyszałem: Niech na medycynę w Opolu dadzą pieniądze złodzieje.

Przepraszam, kto?
Władze Opola. Że niby jak ukradli Dobrzeniowi i dołączyli do miasta nowe tereny, dostaną pieniądze z elektrowni, to oni akurat mają z czego płacić. Nie mam wątpliwości, że taka postawa jest kompletnie bez sensu. Nawet jeśli przyjąć taką – niefortunną dla władz Opola – wizję powiększenia miasta, nie wolno się kierować logiką prymitywnego odwetu: ponieważ sąsiad zabrał mi marchewkę z pola, to ja innemu sąsiadowi zgwałcę żonę. Tak nikt nie powinien myśleć, a już na pewno nie radny, któremu ludzie zaufali. Przecież to nie tylko Opole potrzebuje lekarzy i nie tylko Opole zyska, jak ich wreszcie wykształcimy. To jest fundamentalna sprawa, żeby w powstaniu i w istnieniu kierunku lekarskiego widzieć nie jakiś partykularny lokalny interesik, tylko wartość ogólnoregionalną i to taką, która będzie miała wpływ na życie praktycznie każdego z nas. Bo do lekarza każdy czasem – chce tego czy nie – trafić musi. A tak na marginesie, Opole akurat wspiera kierunek lekarski hojnie. Wpłaciło już na ten cel milion czterysta pięćdziesiąt tysięcy złotych. Kolejny milion dołożył marszałek województwa opolskiego.

Ci konkretni radni posłuchali?
Tak, akurat w tej gminie uchwała o wsparciu medycyny w Opolu przeszła ostatecznie jednogłośnie. I w tym jest aspekt bardzo optymistyczny. Wygląda na to, że ludzie są gotowi ustąpić przed argumentami. Dlatego zabieram głos w nto. Naprawdę całym sercem apeluję, proszę, zaklinam: to jest sprawa warta tego, żeby jej pomóc.

Problem jest prawdopodobnie w tym, że wiele gmin z trudem utrzymuje szkoły, na remonty dróg już brakuje, bo zadań przybywa, ale pieniądze za nimi nie idą. Będę się upierał, że dla wielu małych, niezamożnych gmin 50 tysięcy to jest kawał grosza.
Wszystko to prawda. Ale nie jedyna. Pierwszym i podstawowym warunkiem jest chęć wsparcia tego, co jest słuszne. Jeśli gminy nie stać na wpłacenie 50 tysięcy, niech wpłaci dziesięć. Przepraszam, ale ja też nie spadłem z nieba. 10 tysięcy to jest suma, którą w niejednym urzędzie gminy wydaje się rocznie na zakup cukru. To może warto przez rok pić gorzką herbatę, ale wydziałowi lekarskiemu pomóc. Tymczasem pięćdziesiąt gmin nie znalazło na ten cel ani złotówki. Wierzę, że ich budżety są napięte, ale aż tak to nie.

Starostowie też mówią, że powiaty mają zadania, a nie mają pieniędzy na nie i na dowód pokażą dziurawe powiatowe drogi.
Tylko że drogi naprawia się za miliony, a my prosimy o 50 tysięcy. Proszę sobie odpowiedzieć, ile metrów jezdni można za to naprawić? Kto chce, zawsze znajdzie usprawiedliwienie swojej bierności, ale ten argument się nie broni. To są wymówki i wykręty.

Pięćdziesiąt opolskich gmin nie znalazło na ten cel ani złotówki. Wiem, że budżety są napięte, ale nie aż tak

Poza samorządami o pomoc dla kierunku lekarskiego zostali też poproszeni zamożni biznesmeni. Zastanawiam się, czy w ogóle mamy ich na Śląsku Opolskim wystarczająco dużo?
Zdecydowanie tak. Około 400 biznesmenów w regionie zarabia ponad milion złotych rocznie. Powtarzam: zarabia, czyli mówię o zysku, nie o obrocie. Przecież na litość boską to naprawdę nie ma większej różnicy, czy ktoś zarobi milion czy 950 tysięcy złotych. Mówię to jako przedsiębiorca. Więc wydawało mi się, że z tej strony na uniwersytet popłynie rzeka pieniędzy. Tym bardziej że wysłaliśmy siedemset listów do siedmiuset firm i przedsiębiorców, do niektórych nawet dwa razy, prosząc o pieniądze na ten cel.

Jaki był odzew na ten apel?
Wstyd w ogóle mówić. Jestem jako przedsiębiorca ogromnie rozczarowany. Odpowiedziały tylko dwadzieścia cztery firmy lub osoby fizyczne. Wszystkie one razem wpłaciły 666 tysięcy zł. Tu ciekawostka. Pięć z tych firm ofiarowało łącznie 591 tysięcy. Pozostałe wpłaty były dużo mniejsze. Czasem po trzysta złotych.

Sądzi pan, że zamożni biznesmeni trochę się chowają za wysokimi murami swoich firm i domów i nie chcą się angażować w życie społeczne?
Ja oczywiście wiem i pamiętam, że zysk przedsiębiorcy to nie jest taki pieniądz, z którym idzie się do baru albo do sklepu na zakupy. Te pieniądze zawsze są częściowo przeznaczone na powiększenie firmy, ulepszenie produkcji itd. Kto o tym nie pamięta, szybko staje się byłym przedsiębiorcą. Ale przecież nie wszystko inwestujemy. Nie chcę moich kolegów oceniać ani rozstrzygać, dlaczego tak słabo włączyli się w pomoc opolskiej medycynie uniwersyteckiej. Wiem tylko, że mogliby się zaangażować bardziej.

A może myślą inaczej: Przecież ja od mojego miliona zysku już zapłaciłem podatek, zresztą niemały, i tym się wyraża moje społeczne zaangażowanie.
Wracam do już podjętej myśli: zawsze znajdziemy wytłumaczenie naszego niewłaściwego postępowania. Ale liczmy się z realiami, które biznesmeni dobrze znają. Państwo daje na różne cele pieniądze, podobnie Unia Europejska. Ale my też musimy włożyć swój wkład. Bez wkładu własnego nie da się dobrze użyć pieniędzy z zewnątrz. Kto ma mieć to poczucie i tę świadomość, jeśli nie biznesmen, który często sam z rozmaitych programów unijnych korzysta.

Co pan w tej sytuacji proponuje?
Gorąco proszę samorządowców – sam nim byłem i wiem, jakie mają trudności. Mimo to proszę o wsparcie. Proszę kolegów przedsiębiorców, często większych i zamożniejszych niż ja: pomóżmy sprawie, która jest tego warta. Nie zamykajmy się we własnym egoizmie. Nie ma wątpliwości, że Śląsk Opolski medycyny na uniwersytecie potrzebuje. Ona bez nas nie powstanie i nie ruszy. I nikt nas w tym dziele nie zastąpi. Tym bardziej że pierwszy etap budowy siedziby kierunku lekarskiego już się zakończył. Obiekt jest naprawdę piękny i pierwszego października można bez problemu rozpocząć zajęcia. A w przyszłym roku inwestycja ostatecznie zostanie zakończona. Wniosek jest prosty: pieniądze są potrzebne teraz i będą potrzebne także w przyszłości. Już dziś prosimy gminy i świat biznesu o współdziałanie także w przyszłym roku. Ale najpilniejszą sprawą są wpłaty potrzebne na dziś. Każdy darczyńca zostanie w dowód wdzięczności upamiętniony w pięknym, nowym wydziałowym holu gustowną tabliczką. Na wieczne czasy. Nikogo, komu na regionie zależy, nie powinno tam zabraknąć. Przeznaczamy na to całą jedną ścianę. Nikomu na niej miejsca nie zabraknie.

Krzysztof Ogiolda

Jestem dziennikarzem i publicystą działu społecznego w "Nowej Trybunie Opolskiej". Pracuję w zawodzie od 22 lat. Piszę m.in. o Kościele i szeroko rozumianej tematyce religijnej, a także o mniejszości niemieckiej i relacjach polsko-niemieckich. Jestem autorem książek: Arcybiskup Nossol. Miałem szczęście w miłości, Opole 2007 (współautor). Arcybiskup Nossol. Radość jednania, Opole 2012 (współautor). Rozmowy na 10-lecie Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, Gliwice-Opole 2015. Sławni niemieccy Ślązacy, Opole 2018. Tajemnice opolskiej katedry, Opole 2018.

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.