Mamy dwa wyjścia. Albo lockdown, albo szczepionki

Czytaj dalej
Natalia Dyjas-Szatkowska

Mamy dwa wyjścia. Albo lockdown, albo szczepionki

Natalia Dyjas-Szatkowska

W ogromnej większości mamy świadomość, że koronawirus jest problemem. Jesteśmy społeczeństwem, które w sposób niebywały przekonało się do szczepionek. Wciąż się też uczymy. Głęboko wierzę w to, że potrafimy zachować się racjonalnie - mówi dr Tomasz Ozorowski, mikrobiolog.

Czy powinniśmy bardziej obawiać się mutacji koronawirusa niż jego podstawowej odmiany, którą pamiętamy sprzed roku?

Mamy dwa wyjścia. Albo lockdown, albo szczepionki

Mutacji koronawirusa boimy się z trzech powodów. Mogą to być wirusy, które szybciej się rozprzestrzeniają. Po drugie, mogą to być wirusy powodujące cięższy przebieg zakażenia. A po trzecie, to mogą być szczepy, które wymykają się skutecznej ochronie, jaką dają nam szczepionki. Odmiana brytyjska szybciej się rozprzestrzenia, natomiast szczepionki są absolutnie skuteczne wobec tego szczepu. Gorzej jest w przypadku wariantu „południowoafrykańskiego” koronawirusa, ale jego w Polsce można „ze świecą szukać”. Warto podkreślić, że choć w jego przypadku szczepionki są słabsze, to i tak są skuteczne jako zapobieganie ciężkim zakażeniom, które skutkują pobytem w szpitalu.

Istnieje więc zagrożenie, że będziemy musieli szczepić się co roku, bo będą się pojawiać kolejne mutacje?

Dokładnie tak, jak w przypadku grypy. Te szczepionki są na bieżąco modyfikowane, bo pojawiają się kolejne szczepy wirusa. Tak samo może być z koronawirusem i co roku będziemy się „doszczepiać”.

A skoro mówimy już o grypie... Niektórzy twierdzą, że co roku ludzie umierają na powikłania po grypie, a o tym jakoś teraz nikt nie mówi. Czy to słuszne, że umniejsza się zagrożenie koronawirusem i wskazuje, że grypa jest groźniejsza?

Z całą pewnością grypa nie jest poważniejsza. W Stanach Zjednoczonych grypa co roku powodowała 50-60 tys. zgonów, a koronawirus w ciągu ostatniego roku doprowadził w tym kraju do 530 tys. zgonów. Mówię o USA, bo to jest kraj, który ma w temacie grypy wiarygodne dane. Polska ich nie posiada, bo nie mamy w zwyczaju rzetelnie rejestrować zgonów z powodu grypy, gdyż lekarze w rubryce przyczyny zgonu najczęściej wpisują powikłania zakażenia, takie jak niewydolność oddechowa, niż samo zakażenie. Jeśli zmierza pani do porównania grypy z koronawirusem, to mamy dwa fakty. Pierwszy jest taki, że w grupie osób w wieku 50+ śmiertelność koronawirusa jest o wiele wyższa niż przy grypie. Co ciekawe, dla dzieci bardziej niebezpieczna jest grypa niż koronawirus. Taka „uroda” tego wirusa.

To jeszcze jedna sprawa: maseczki. Niektórzy twierdzą, że one nas nie chronią.

Maski zdecydowanie chronią, pod warunkiem, że są stosowane właściwie. Maski chronią, gdy prowadzimy interakcję z innymi osobami, potencjalnie zakażonymi, a odległość od drugiej osoby jest poniżej 2 metrów. Wiemy, że nie chronią nas przyłbice. I ich stosowanie było nieporozumieniem. Noszenie masek na spacerze, na rowerze, gdy mijamy kogoś, nie stoimy z tą osobą i z nią nie rozmawiamy, w takich sytuacjach moim zdaniem nie jest potrzebne. Natomiast one są bardzo potrzebne w przestrzeniach zamkniętych. Po drugie należy określić to, jakie maski nas chronią. Wiemy, że chronią nas maski chirurgiczne i ich stosowanie jest optymalne, patrząc na korzyści wynikające z ich skuteczności i na cenę. Jeśli chodzi o maski FFP2, to one powinny być, w ogromnej większości sytuacji, przez cały czas zarezerwowane dla szpitali. Natomiast skuteczność innych masek, z różnego rodzaju materiałów, jest nieprzewidywalna.

W jakich miejscach może najczęściej dochodzić do zakażeń covidem?

W sytuacjach, gdy mamy pomieszczenie zamknięte, bez wentylacji i następuje stłoczenie dużej liczby osób, które znajdują się blisko siebie. Jeżeli przestrzeń jest otwarta, im mniej znajduje się na niej osób, a dystans jest większy, ryzyko zakażenia znacznie maleje. Łatwo więc każdy może wywnioskować, w jakich miejscach do zakażeń dochodzi najczęściej. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie otworzenie np. restauracji w sposób bezpieczny. Myślę, że powód ich zamknięcia (a pamiętajmy, że inne kraje tego nie robią), wynika z faktu, iż boimy się tego, co dzieje się z Polakami pod wpływem alkoholu.

Pandemia jest więc zależna od naszej społecznej odpowiedzialności?

Wyłącznie z tym się wiąże. A potem z intensywnością szczepień. Zawsze sprzeciwiam się tezom, że Polacy są społecznością, która nie poddaje się regulacjom. Wiele badań w Europie wskazuje na to, że Polacy są mocno podatni na wprowadzenie pewnych regulacji. Są badania, które wskazują, jak wygląda migracja mieszkańców po wprowadzeniu obostrzeń i naprawdę wypadamy tu dobrze.

Ale niektórzy negują pandemię.
To się dzieje w każdym kraju. Tak jak zdarza się, że ludzie negują fakty oczywiste dla innych. Ale w ogromnej większości mamy świadomość, że koronawirus jest problemem. Jesteśmy społeczeństwem, które w sposób niebywały przekonało się do szczepionek. Wciąż się też uczymy. Głęboko wierzę w to, że potrafimy zachować się racjonalnie.

Dużo się nauczyliśmy przez ostatni rok o koronawirusie, czy to wciąż jest błądzenie po omacku?

Zdecydowanie wiemy dużo więcej niż na początku. Tej wiedzy przybywa z każdym tygodniem. Obecnie mamy dwa wyjścia: to, co zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusa, to lockdown i szczepionki. Jeżeli się nie zaszczepimy, to będziemy musieli mierzyć się z lockdownem. Problem w tym, że nikt z nas nie chce go już więcej. Pozostają nam więc szczepienia.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.