Hubert Zdankiewicz

Mało komu chce się na serio walczyć z dopingiem

Hubert Zdankiewicz

Wpadka Tomasza Zielińskiego dziwić może tylko tych, którzy nadal wierzą, że doping to w sporcie marginalna sprawa. Fakty mówią niestety co innego.

„Władzom organizacji antydopingowych potrzeba było kilku lat i milionów dolarów, żeby opracować test wykrywający EPO w moczu i krwi. Doktor Michele Ferrari potrzebował pięciu minut, żeby wymyślić jak obejść ten test” – to cytat z autobiografii Tylera Hamiltona.

Były pomocnik niechlubnej sławy Lance’a Armstronga w grupie US Postal opisał w niej z detalami dopingowe praktyki w kolarskim peletonie, bezradność kontrolerów i zachowanie władz Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI), która pomagała nawet tuszować wpadki największych gwiazd.

Obecny na prezentacji polskiego przekładu książki najwybitniejszy w naszym kraju specjalista od zwalczania dopingu, profesor Jerzy Smorawiński, przyznał, że był w szoku po jej przeczytaniu. – Nie spodziewałem się, że to wszystko było takie zaawansowane – powiedział.

W swojej książce Hamilton opisał również praktyki doktora Eufemiano Fuentesa, z którym zaczął współpracować po odejściu z grupy Armstronga. Nazywa go w niej „jednoosobowym dopingowym supermarketem” i nie ma w tym przesady, bo hiszpański lekarz całymi latami faszerował dopingiem sportowców najróżniejszych dyscyplin. Z jego usług korzystali lekkoatleci, bokserzy, piłkarze, szczypiorniści, wioślarze i tenisiści...

I co? Na razie nic. Gdy w 2006 roku policja zatrzymała Fuente¬sa w ramach tzw. Operacji Puerto, tylko w jego dwóch mieszkaniach znalazła aparaturę do nasycania krwi tlenem i ponad 200 woreczków z krwią. Do tego ponad 100 różnych leków, a wśród nich EPO i sterydy. Znaleziono też notatki z zaszyfrowanymi nazwiskami 58 klientów, faktury i kalendarze z zaznaczonymi rezerwacjami hoteli w trakcie Tour de France, Giro d’Italia i Vuelta a Espana. Tropy prowadziły do dwóch największych hiszpańskich klubów piłkarskich: Realu Madryt i Barcelony.

Wydawać by się mogło, że afera przyczyni się do zaostrzenia walki z dopingiem i tak się faktycznie stało. Jednak tylko w kolarstwie, bo w reszta świata do dziś udaje, że nie ma problemu, choć oskarżony lekarz przyznał, że przedstawiciele tej dyscypliny stanowili zaledwie 30 procent jego klientów. – Gdzie jest zatem pozostałe 70 procent? - retorycznie pytał szef UCI Pat McQuaid. A jakby mało tego było, gdy po latach ruszył w końcu proces Fuentesa hiszpański sąd zrobił wszystko, by całej sprawie – kolokwialnie mówiąc – ukręcić łeb. Nie zgodził się na ujawnienie żadnych nazwisk, bo „naruszałoby to interesy wskazanych osób”. Zarekwirowane woreczki z krwią miały zostać zniszczone. Ostatecznie nie zostały, ale minęło dziesięć lat i cała sprawa zdążyła się w międzyczasie... przedawnić.

W historii igrzysk nie brakowało dopingowych skandali. Najgłośniejszy to wpadka kanadyjskiego sprintera Bena Johnsona w 1988 roku. O finale 100 metrów w Seulu mówi się, że był to „najbrudniejszy wyścig w historii”, bo sześciu z ośmiu jego uczestników (oprócz Johnsona także Carl Lewis, Linford Chri¬stie, Dennis Mitchell, Desai Williams i Ray Stewart) prędzej czy później wpadało na dopingu. Medale zdobyte w 2000 roku w Sydney straciła Amerykanka Marion Jones...

Z igrzysk w Rio wykluczono z powodu podejrzeń o stosowanie dopingu 68 rosyjskich lekkoatletów. Do Brazylii nie poleciała też ich rodaczka, jedna z najlepszych tenisistek świata Maria Szarapowa, przyłapana na początku roku na zażywaniu zabronionego leku na serce...

Kto następny?

Hubert Zdankiewicz

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Pro Media Sp. z o.o.