Mała Armenia w Nysie. Dwie ojczyzny Lyovy Grigoryana
Ćwierć wieku w nowym kraju. Po takim czasie serce dzieli się na dwie części. Jedna tęskni za starą, druga za nową ojczyzną.
Armenii można posmakować w Nysie, w niewielkiej, domowej restauracyjce prowadzonej przez rodzinę Grigoryan. Z głośnika sączy się ludowa ormiańska muzyka.
Na stołach leżą serwety z folkowym wzorem, na ścianach wiszą zdjęcia, mapy i wielka fototapeta góry Ararat. W karcie dań armeńskie wina, ale przede wszystkim potrawy Zakaukazia, przygotowywane przez rodzinę właścicieli.
– Ciągle myślami jesteśmy w naszym kraju, dlatego stworzyliśmy Małą Armenię, żeby nie tęsknić – mówi Sati Grigoryan z Nysy. – Ale tak się nie da.
Lyova Grigoryan z dumą prowadzi do ogródka za domem, gdzie oprócz stolików dla gości stoi tradycyjny ormiański piec do pieczenia potraw.
– Sam go projektowałem i wybudowałem. Trzy miesiące się przygotowywałem. Pojechałem do Armenii podglądać, jak się to robi – mówi właściciel jednej z kilku tradycyjnych ormiańskich restauracji działających w Polsce. Pozostałe są w Warszawie, Krakowie, Łodzi. Nysa jest najmniejszym miastem w tym gronie. Piec tondir jest opalany drewnem, w środku jest okrągły, żeby płomień się kręcił i równomiernie podgrzewał potrawę.
– To typowe wyposażenie wiejskich karczm, w miejskich restauracjach rzadko można coś takiego spotkać – dodaje Sati Grigoryan, żona gospodarza. – W knajpach, gdzie nie ma możliwości palenia drewnem, robią takie piece na gaz, ale to już nie jest to samo w smaku. Tradycyjna technologia nie zmieniła się od wieków. Mięso z takiego pieca jest zadymione, soczyste i dobrze wypieczone. Pieczenie doskonale wydobywa jego smak.
Przyjeżdżając do Polski, myśleli z bratem, że popracują w Polsce rok czy dwa i wrócą do Armenii. Wszystko się zmieniło, gdy Lyova poznał Sati. Ormiankę z Opola.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień