Godziny czekania pod halą i hotelem, przechytrzanie ochrony, zakradanie się do szatni, udawanie dziennikarza. A wszystko po to, by zdobyć podpis Ronaldo, Lewandowskiego lub zdjęcie z Kurkiem. Dla opolanina Jacka Jagiełły to jednak nie problem.
Jego kolekcja liczy około 2000 podpisów sław sportu. Trzyma je w albumach na zdjęcia, to daje gwarancję, że podpis się nie rozmaże ani nie wyblaknie.
Przeważają autografy siatkarskie, ale są również podpisy sław piłki ręcznej, nożnej, lekkoatletyki, żużla, koszykówki, hokeja i pływania. Do zbiorów zaliczają się także otrzymane od sportowców gadżety, jak m.in. siatkarskie i piłkarskie koszulki meczowe, plastrony skoczków narciarskich i biatlonistek, akredytacje i numery startowe, smycze, czapeczki i inne. Wszystkie te skarby trzyma w albumach, teczkach i pudełkach, ale w najbliższym czasie planuje powiesić co nieco na ścianie.
- Ile tego jest? Ciężko policzyć - przyznaje Jacek. - Ostatnio zacząłem to wszystko porządkować i kategoryzować dyscyplinami i podziałem na płeć.
- Większość łowców autografów poluje na piłkarzy, a ja kocham siatkówkę, więc postanowiłem się skupić głównie na niej – tłumaczy. Założył też swój fanpage na Facebooku i niedługo zamierza otworzyć bloga i dzielić się z innymi tym, co robi. Co ciekawe, Jacek stara się zarówno zdobyć autograf, gadżet, jak i zrobić wspólne zdjęcie, również po to, by mieć udokumentowane, że dokonał tego osobiście.
- Dlatego jak jadę „na łowy”, staram się zabierać ze sobą też świadka. Bo samemu to czasem trudno wszystko ogarnąć, nieraz naprawdę ciężko jest wziąć podpis i zrobić zdjęcie, tym bardziej że sportowcy, jak to sportowcy, zwykle są po zawodach, zmęczeni i szybko uciekają do szatni, a po porażkach to już w ogóle - śmieje się.
Dlatego łowca autografów to nie jest łatwe hobby. Wymaga cierpliwości i samozaparcia. Bardzo długo „polował” choćby na byłego wielkiego siatkarza, a teraz trenera rodzimej reprezentacji Serbii Nikolę Grbica. Nie dlatego, że ten miał „muchy w nosie”, ale przez to, że gdy Nikola był w pobliżu na jakichś zawodach, meczach, czyli w zasięgu, Jackowi zawsze coś pilnego wypadało i nie mógł się tam pojawić. Ostatnio dopiął swego na Meczu Gwiazd w Katowicach. Strasznie „męczy się” również z obecnym siatkarzem reprezentacji Rosji Dmitrijem Wołkowem, który odmówił mu już trzy razy i nie tylko jemu zresztą.
- W telewizji może wydaje się miłym i grzecznym chłopakiem, ale w rzeczywistości taki nie jest, ale ja się nie poddam i w końcu zdobędę ten autograf. Sytuacja, że sportowcy odmawiają dawania autografów, jest dość powszechna. Statystycznie rzecz biorąc, najczęściej podpisu odmawiają piłkarze.
Znacznie więcej jest jednak tych sympatycznych spotkań. Choćby to, gdy nastawił się na podpis i zdjęcie z Benjaminem Toniuttim, rozgrywającym Zaksy, a na treningu drużyny niespodziewanie pojawił się kolega Toniuttiego, reprezentant Francji Kevin Tillie.
- I mówi do mnie, dlaczego biorę podpis od Toniuttiego, bo przecież on jest słaby, i pyta mnie, czy nie mam jego zdjęć, a ja miałem akurat dwa, to mu dałem, a on na to „czemu tak mało?”. To odpowiedziałem, że następnym razem będzie więcej, i faktycznie przy najbliższym spotkaniu wręczyłem mu 12 fotografii, co go bardzo zaskoczyło i rozbawiło.
Wspomnień na lata
Najbardziej pozytywnie wspomina jednak spotkanie z siatkarką Lucią Bosetti podczas meczu Ligi Mistrzów we Wrocławiu pomiędzy miejscowym Impelem a Fenerbahce Stambuł, gdzie grała Włoszka.
- Przyznam, że już od kilku lat była moją siatkarską miłością obok Turczynki Neslihan Demir. Postanowiłem więc zrobić jej niespodziankę i poprosiłem znajomego, aby narysował jej portret, który oprawiłem w antyramę i podarowałem jej. Była bardzo zadowolona i w ramach podziękowań dostałem jej komplet meczowy z reprezentacji - wspomina Jacek.
Ciekawie bywa nie tylko podczas wydarzeń sportowych. Sama Deroo, belgijskiego przyjmującego Zaksy, rozpoznał w markecie w Kędzierzynie-Koźlu. Zagadał i potoczyła się rozmowa. Po jednym z meczów na mistrzostwach świata spotkał kubańskiego trenera i doradzał mu, gdzie można zjeść dobrą pizzę na mieście.
Bywają i małe wpadki. Raz dał sławie nie to zdjęcie do podpisu, kiedy indziej pomylił braci bliźniaków Pawła i Piotra Brożków, którzy ostatecznie obrócili to w żart i bardzo rozśmieszyła ich ta sytuacja.
- Ostatnio na turnieju w Krakowie rozmawiałem z Bartkiem Kurkiem i zapytałem go, kiedy rozpoczyna przygotowania w klubie z Izmiru, a on mówi, że przecież będzie grał w Ankarze. Zrobiło mi się głupio, ale on skwitował to serdecznym śmiechem. Takich historii i anegdot jest naprawdę sporo, więc mam wspomnień na wiele wiele lat - śmieje się Jacek.
Nie zamierza jednak na tym poprzestawać i ma jeszcze sporo marzeń. Planuje podróż do Londynu, by pozbierać podpisy jego ukochanej piłkarskiej drużyny Chelsea FC, a także udać się na mecz siatkówki np. do Włoch lub Turcji.
- Dwóch podpisów już nigdy nie zdobędę ani nie zrobię sobie wspólnych zdjęć: z legendami polskiej siatkówki: Arkadiuszem Gołasiem i Agatą Mróz-Olszewską - dodaje smutno.
Jako łowca autografów nie ma jakichś sprawdzonych metod i sztuczek dla osiągnięcia celu, a każda sytuacja jest inna i kreuje nowe rozwiązania.
- Zdarzyło mi się wejść tylnym wejściem na halę do szatni zawodników lub podawać się za dziennikarza w celu przeprowadzenia wywiadu. Najważniejsze to się nie poddawać – tłumaczy.
- Zebranie tych wszystkich podpisów to godziny wyczekiwania pod hotelami, nieraz i w deszczu. Zbieranie na hali po meczu wiąże się z przebijaniem przez tłum dzieci i innych, którzy często nie mają nawet pojęcia, z kim robią zdjęcia i od kogo biorą autograf. To hobby nauczyło mnie pokory. Nieraz trzeba było odpuścić ze spuszczoną głową i pustym notesem. Jednak najważniejsza była wiara w siebie i swoje możliwości, w to, że za którymś razem w końcu się uda - tłumaczy.
Dla łowcy bardzo ważne jest też nawiązywanie kontaktów z osobami ze środowiska i to nie tylko z najbliższego otoczenia sportowców. Trzeba szukać kontaktu z ludźmi, którzy pracują w ośrodkach sportowych, gdzie często pojawiają się sportowcy, lub nawet w hotelach, dzięki nim często z wyprzedzeniem wie, gdzie i kiedy ktoś znany się pojawi. To dzięki takim kontaktom wiem, gdzie nocują sportowcy, o której wyjeżdżają na trening, o której mają jakieś spotkania, konferencje itp. - Staram się dużo rozmawiać. Wymieniamy się kontaktami i proszę w miarę możliwości o pomoc w realizacji mojej pasji. Większość osób jest przychylnie nastawiona i naprawdę pomaga.
Często zdarza się także współpraca z innymi łowcami pamiątek, jak choćby w przypadku wymiany adresów sportowców.
- Chociaż zdarzają się przypadki nieuczciwości i chęci zniszczenia innym renomy, kiedy to np. nie dotrzymują zasad - nie kryje Jacek. W środowisku często dochodzi do wymiany autografów, ale nie jak w starym dowcipie, w którym kibic chciał pięć autografów gwiazdy polskiego futbolu Włodzimierza Lubańskiego za jeden Zbigniewa Bońka. - Odbywa się to raczej na zasadzie jeden do jednego.
- Na pewno w tym wszystkim nie patrzę na to, co z tego będę miał, ani też na koszty – podkreśla.
Ważne jest również dobre nastawienie znajomych i rodziny, bo ono po prostu pomaga.
- Moi wykazują się dużym zainteresowaniem i cierpliwością. Często pytają mnie, czy mam coś nowego w kolekcji, czy już mam kolejny plan i gdzie jadę zbierać – podkreśla.