Jeśli za państwem nie stoi siła, można sobie tylko jeździć palcem po mapie

Czytaj dalej
Fot. Wikimedia Commons
Sławomir Sowa

Jeśli za państwem nie stoi siła, można sobie tylko jeździć palcem po mapie

Sławomir Sowa

Są historyczne daty, o których w PRL nie wspominano, żeby ludzi nie denerwować i nie wzbudzać nieprzyjaznych uczuć wobec Związku Radzieckiego. Jedną z nich 3 stycznia 1944 roku. Tego właśnie dnia (a właściwie w nocy z 3 na 4 stycznia) Armia Czerwona przekroczyła przedwojenną, wschodnią granicę Polski w okolicach miasta Sarny.

Wydarzenie nie miało oczywiście takiego samego charakteru jak najazd 17 września 1939 roku. Toczyła się operacja wojskowa i nawet gdyby Sowieci respektowali przedwojenną granicę, trudno sobie wyobrazić, że o zgodę na dalsze operacje zapytaliby polski rząd w Londynie.

Przekroczenie granicy w Sarnach z jednej strony miało wymiar symboliczny i polski rząd w na uchodźstwie tego nie przeoczył. W oświadczeniu z 5 stycznia przypomniał, że obowiązuje polsko-radziecka granicy ustalona w traktacie ryskim. Stalin odpowiedział tydzień później w obszernym oświadczeniu agencji TASS. Sprowadzało się ono do tego, że granica z 31 sierpnia 1939 roku nie istnieje, a nowa granica może przebiegać wzdłuż tzw. linii Curzona. I faktycznie późniejsza granica Polski z grubsza tak właśnie została poprowadzona. Sowieci powołali się na stworzony przez siebie „stan prawny” dokonany po najeździe w 1939 roku.

Ta wymiana stanowisk podczas toczących się działań wojennych miała jednak wymiar nie tylko symboliczny. Na przedwojennych terenach zagarniętych przez Sowietów działała przecież polska partyzantka. Z sowieckiego punktu widzenia mieszkańcy tych ziem byli obywatelami sowieckimi, natomiast oddziały Armii Krajowej czy Narodowych Sił Zbrojnych były obcymi wojskami, choć potencjalnie sojuszniczymi.

Narodowe Siły Zbrojne traktowały Sowietów po prostu jako wrogą armię, Armia Krajowa współdziałała lokalnie z Armią Czerwoną w walce z Niemcami, ale nie miało to żadnego wpływu na potraktowanie polskich oddziałów przez Sowietów. Odpowiedzią były obławy, wywózki i rozstrzeliwania.

Rodzi się smutna refleksja, że bez realnej siły nie obroni się państwa, jeżdżąc palcem po mapie, choć ma ono pewien sens. W atlasie historycznym Polski wydanym w PRL zrobiono następujący zabieg: nałożono na siebie kontury granic Polski z lat 1018, 1634, 1939 i współcześnie. Z czego miało wynikać, że w wyniku historycznej konieczności i historycznej sprawiedliwości Polska „wróciła” do granic piastowskich.

Sławomir Sowa

Jestem dziennikarzem w redakcji Dziennika Łódzkiego, zajmuję się m.in. problematyką wojskową, biznesem i polityką, ale lubię zanurkować w historię, zarówno tę lokalną, jak i powszechną, żeby poszukać punktów odniesienia i zdobyć dystans do tego, co dzieje się na bieżąco. Zainteresowania? Te zawodowe wyrastają z osobistych.

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.