Jedzenie z barów i restauracji od soboty tylko na wynos. Restauratorzy liczą, że nie dłużej niż przez dwa tygodnie
Po decyzji rządu o "wyprowadzeniu" działalności gastronomicznej z lokali, większość opolskich restauratorów oferuje jedzenie na wynos. Niektórzy zdecydowali się jednak na zamknięcie.
Opuszczone wnętrza i uwijająca się obsługa - takie obrazki można było zobaczyć w weekend w wielu opolskich lokalach gastronomicznych. W niektórych drzwi były otwarte, ale tuż za nimi ustawione stoliki do obsługi klientów zamawiających na wynos. Pozamykane na głucho były typowe puby, ale także niektóre niektóre restauracje.
- Zamówienia mamy, na telefon i bezpośrednio, ale w tym samym czasie obsługujemy o wiele mniej osób niż gdyby klienci mogli normalnie wejść usiąść i zjeść - opowiadała nam jedna z osób obsługujących bar w centrum miasta.
Na facebookowych profilach opolskich restauracji i barów pojawiły się informacje o zasadach obsługi w związku z wprowadzonymi od soboty obostrzeniami.
"... miejmy nadzieję, że już wkrótce zobaczymy się ponownie. Oby ta sytuacja nie potrwała dłużej niż 2 tygodnie. Trzymajcie mocno kciuki za nas i za całą gastronomię bez której przecież nie da się żyć" - można było przeczytać na profilu "Maski". "Bez Was, nie wytrzymamy drugiej rundy w walce z tym czymś! Nie pozwólcie pójść nam na dno! - to wpis "Mąki i Wołu".
"Trio" zachęcało klientów do zamówień na wynos niższymi cenami w porównaniu z ofertą w karcie dań. Radiowa poinformowała, że restauracja będzie zamknięta przez jakiś czas od soboty w nadziei, że "surowe obostrzenia wkrótce zostaną złagodzone". Trattoria Antica była nieczynna w sobotę, a od poniedziałku zapowiedziała możliwość składania zamówień.
W facebookowym wpisie prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski na czas zakazu prowadzenia działalności stacjonarnej zadeklarował zwolnienie z czynszu najemców i dzierżawców branży gastronomicznej, którzy prowadzą ją na terenie nieruchomości miejskich i w miejskich jednostkach.
- "Apeluję także i proszę, aby podobnie postąpili inni właściciele niż miasto (np. spółdzielnie mieszkaniowe). Pomoże to naszym przedsiębiorcom w trudnej i niezawinionej przez nich sytuacji - napisał prezydent.
Restauratorzy mają żal do rządzących, że radykalne zmiany i ograniczenia wprowadzają z dnia na dzień, bez konsultacji ze środowiskiem, bez planu, wcześniejszych zapowiedzi, co pozwoliłoby na przygotowanie się do zmian.
21 października sztab kryzysowy polskiej gastronomii, skupiający kilkanaście organizacji z tej branży, wystąpił do przedstawicieli rządu i Głównego Inspektora Sanitarnego o obowiązujące wówczas zmiany obostrzeń nakładanych na lokale. Chodziło o zamykanie lokali po godz. 21.00.
- Zamknięcie całej gastronomii, bez uwzględnienia segmentacji rynku gastronomicznego, jest całkowicie nieuzasadnione merytorycznie, niepoparte żadnymi dowodami naukowymi, sanitarnymi czy epidemiologicznymi - pisano w petycji.
Podkreślano, że polska gastronomia to ponad 76 tys. lokali, które generują około 37 mld zł krajowego PKB, a w zależności od okresu roku, zatrudnia około miliona osób, wśród których przeważają młodzi.
- Branża gastronomiczna skupia przede wszystkim mikro- i małych przedsiębiorców, którzy niejednokrotnie w dużo większym stopniu zostali dotknięci zmianami regulacyjnymi w sytuacji epidemii COVID-19. Poziom spadków przychodów przekroczył 50 proc., co skutkuje brakiem środków na pokrycie kosztów funkcjonowania ogromnej liczby lokali - pisali autorzy petycji, licząc, że do piątku rząd ustosunkuje się do postulatów.
Tymczasem w piątek premier Mateusz Morawiecki zapowiedział na konferencji zamknięcie lokali gastronomicznych dla klientów.
Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan, w tvn24 zaapelował do rządu o rozmowy z przedsiębiorcami. Argumentował, że o decyzjach dotyczących pandemii rozmawiają eksperci od wirusa medycznego, a tak samo groźny jest wirus gospodarczy.
Wicepremier Jarosław Gowin w tweecie z 23 października zapowiedział konsultacje z branżą gastronomiczną i gotowość do dialogu ze wszystkimi branżami.