Historia Koszalina. Pomnik króla ukryty na Górze Chełmskiej?

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Piotr Polechoński

Historia Koszalina. Pomnik króla ukryty na Górze Chełmskiej?

Piotr Polechoński

Góra Chełmska skrywa pomnik pruskiego króla? Są relacje, że to tutaj został on ukryty pod koniec wojny. Czy ktoś podejmie się jego odnalezienia? Wracamy do jednej z największych tajemnic Koszalina.

Była już nawet próba jego znalezienia, podczas której zjawił się świadek, który twierdzi, że już raz go odkopał. O kogo chodzi?

Fryderyk Wilhelm panował w latach 1713 - 1740. W tym czasie Koszalin znajdował się w granicach pruskich, a władca ten doprowadził Prusy do militarnej potęgi. Całkowicie podporządkował państwo potrzebom armii (był nazywany królem sierżantem). Nie był też zbyt przyjaźnie nastawiony do Polski i robił wszystko, aby utrzymać w Rzeczpospolitej polityczną i gospodarczą anarchię (co mu się świetnie udawało) Koszaliński pomnik Fryderyka Wilhelma przez ponad 200 lat był znakiem rozpoznawczym miasta. Stał w centralnym punkcie Rynku Staromiejskiego.

Postawili go mieszczanie w 1724 roku wdzięczni za to, że monarcha, po straszliwym pożarze w 1718 roku, zdecydował się odbudować miasto i z własnej kieszeni wyłożył część pieniędzy. Pomnik miał kilka metrów wysokości i był wykuty z piaskowca. Monarcha przedstawiony został w stroju rzymskiego cesarza, a liczne umieszczone na pomniku łacińskie napisy głosiły jego chwałę. Głowę przykrywała mu współczesna jego czasom peruka. Króla strzegły cztery mniejsze sylwetki żołnierzy, a tuż obok przez długi czas działały dwie fontanny.

Pomnik zniknął pod koniec II wojny światowej, a dziś na pewno wiadomo tyle, że został zdjęty z cokołu pod koniec lutego 1945 roku, kilka dni przed wkroczeniem do miasta Armii Sowieckiej. Potem przewieziono go do magazynu przy obecnej ulicy Morskiej. I tutaj pewne i stuprocentowe informacje się kończą.

Jedna wersja głosi, że pruski monarcha został wywieziony z miasta w stronę morza i zakopany po drodze w okolicach miejscowości Mścice. Wersja druga mówi, że pomnik nigdy nie opuścił Koszalina i został ukryty w pustych, podziemnych pomieszczeniach, przy murach miejskich, niedaleko Rynku Staromiejskiego. Pomieszczenia te pod koniec lat 50. zostały zasypane, ale wśród koszalinian starszej daty nie brakuje opowieści o tym, że można tam było natrafić na niemieckie mundury, hełmy, a nawet zardzewiały, rozpadający się motocykl.

Trzecia wersja - najbardziej znana i najbardziej prawdopodobna - że wóz z pomnikiem podążył w stronę Góry Chełmskiej, gdzie pomnik został złożony do specjalnego, wcześniej przygotowanego dołu i leży w nim do dziś.

Do tej pory tylko raz, kilka lat temu, podjęto próbę na większą skalę odszukania zaginionego króla. Przez kilka dni szukali go pracownicy muzeum oraz członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Koszalina. Ich wysiłki wsparła dyrekcja koszalińskiego Zakładu Karnego, która zgodziła się, aby w kopaniu pomagali więźniowie. Ci na przemian używali łopat i długich szpil, którymi sprawdzali, czy coś jest pod ziemią. Po dwóch godzinach poszukiwań wszystkich zelektryzował przyjazd koszalinianina Tomasza Wąsika, który o całej akcji dowiedział się z lokalnej prasy. Ten twierdził wówczas, że w latach 70. pracował przy budowie zbiorników retencyjnych należących do Miejskich Zakładów Wodociągów i Kanalizacji, które także znajdują się na zboczach Górze Chełmskiej. I podczas tych prac odnalazł pomnik króla!

- Patrzymy z kolegą, a tu jakaś biała postać z jakiegoś kamienia, czy marmuru. Podchodzimy i widzimy, że to robota jeszcze przedwojenna, z łacińskimi napisami. To na pewno był ten pomnik, nie mam żadnych wątpliwości - opowiadał Tomasz Wąsik. Tłumaczył też, dlaczego nie wydobyli wtedy monumentu, ale zasypali go z powrotem.

- Nie wiedzieliśmy, co mamy z tym robić. To nie był dobry czas na niemieckie pamiątki. Władza krzywo na to patrzyła, wystraszaliśmy się, że będziemy mieli kłopoty - wyjaśniał Tomasz Wąsik. Po tylu latach nie był też w stanie precyzyjnie wskazać miejsca, w którym natknął się na figurę. - Ale to na pewno było gdzieś tutaj, gdzie teraz kopiecie - dodawał.

Archeolog Jacek Borkowski z działu archeologii w koszalińskim muzeum, stwierdził wówczas, że relacja naocznego świadka to wielki przełom. - Do tej pory korzystaliśmy z informacji przedwojennych mieszkańców Koszalina, którzy twierdzili, że pomnik został wywieziony i zakopany. Teraz wiemy niemal ze stuprocentową pewnością, że tak się stało. Spróbujemy wskazany przez pana Tomasza teren sprawdzić bardzo dokładnie - zapowiadał.

Jednak pomimo wielu prób pomnika pruskiego króla nie znaleziono. Od tamtego czasu co jakiś czas pojawiają się zapowiedzi kolejnych poszukiwań, ale jak dotychczas do nich nie doszło. Miejsce ukrycia pomnika cały czas jest nieznane.

Piotr Polechoński

Dziennikarz „Głosu Koszalińskiego”, politolog, absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego, autor szeregu książek o koszalińskiej historii i tożsamości, w tym „Sekretów Koszalina”, za którą dostał Nagrodą Prezydenta Miasta Koszalina za osiągnięcia w dziedzinie kultury za rok 2017. Laureat dwóch nagród za odkrywanie lokalnej historii i jej popularyzację. W 2005 roku otrzymał „Koszalińskiego Orła”, a w roku 2014 wyróżniony został przez Koszalińskie Stowarzyszenie Przedsiębiorców „Gospodarni”. 

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.