Helmut Kohl zjednoczył Niemcy i zintegrował Europę. Śląsk Opolski nie był mu obcy
Opolanom Helmut Kohl będzie się już zawsze kojarzył z Mszą Pojednania w Krzyżowej i stacjami Caritasu, które sfinansował jego rząd. Odwdzięczyliśmy mu się Złotymi Mostami Dialogu. Nie udało mu się odwiedzić Góry Świętej Anny, choć bardzo tego pragnął i przymierzał się kilkakrotnie. Odszedł z tego świata w miniony piątek. Pierwszego lipca uroczystości żałobne w Strasburgu i Spirze.
Właśnie z Góry św. Anny dzwonił do kanclerza ledwo kilka tygodni temu abp Alfons Nossol, emerytowany ordynariusz opolski.
– W Kamieniu Śląskim odbywało się sympozjum na temat funkcjonowania mniejszości narodowych w Europie Wschodniej – wspomina ksiądz arcybiskup. Okazało się, że obecny na nim Hans-Gert Pöttering, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, jeszcze nigdy nie był na Górze św. Anny. Pojechaliśmy tam zatem razem.
I on wpadł na pomysł, by z Góry św. Anny zadzwonić do Helmuta Kohla. Komórkę kanclerza odebrała jego żona. Od niej dowiedzieliśmy się, że on sam był tego dnia zbyt słaby, by podjąć rozmowę. Obiecała mu o naszym telefonie powiedzieć i nasze pozdrowienia ze Świętej Anny mu przekazać. To, że on sam już mówić z nami nie mógł, było niepokojące, bo wcześniej kanclerz miał nastawienie – że tak się wyrażę – bohatersko-zwycięskie. Robił wszystko, by się chorobie nie dać.
Odwiedziny na Górze św. Anny okazały się ostatecznie niespełnionym marzeniem kanclerza. Po raz pierwszy nie udało się w 1989 roku, kiedy Helmut Kohl przyjechał do Polski na spotkanie z pierwszym niekomunistycznym premierem, Tadeuszem Mazowieckim, by rozmawiać o przyszłym polsko-niemieckim traktacie. Wtedy właśnie abp Nossol zaprosił kanclerza na mszę św. na Górę św. Anny (od 4 czerwca 1989 celebrowano tam w niedziele msze św. „w języku serca”). Kohl, który dużo o tym sanktuarium wiedział, bardzo się do tego pomysłu zapalił. Tymczasem opór pojawił się w kręgu doradców premiera Mazowieckiego. Uznali oni, że przyjazd głowy państwa niemieckiego na Górę św. Anny zostanie wykorzystany przez środowiska nacjonalistów, a ich protesty i gesty niechęci mogą zasłonić całe pozytywne przesłanie tamtej wizyty i nie powstrzyma ich nawet autorytet Kościoła. Mszę Pojednania odprawiono ostatecznie w Krzyżowej, symbolicznym miejscu spotkań antynazistowskiej opozycji skupionej wokół Helmuta Jamesa von Moltke w tzw. Kręgu z Krzyżowej. Miejsce to – wcześniej u nas właściwie nieznane – przeniknęło wówczas do świadomości Polaków. Helmut Kohl nie od razu chciał tę zmianę przyjąć. Przekonał go ostatecznie – na prośbę biskupa opolskiego – abp Moguncji, kardynał Lehmann.
Do Kamienia, a stąd do św. Anny
Do myśli o przyjeździe do św. Anny Helmut Kohl mówił jeszcze wiele razy. Pomysł – mimo jego choroby – wydawał się całkiem realny. Kanclerz zamierzał przyjechać wraz z małżonką do Kamienia Śląskiego i zamieszkać w tamtejszym wodoleczniczym sanatorium. Stąd na Górę św. Anny jest bardzo blisko. Zamiar taki potwierdził m.in. w 2009 roku, kiedy prezydent Niemiec zaprosił do pałacu Bellevue nie tylko kanclerza, ale i jego współpracowników z okresu jego starań o zjednoczenie Niemiec i gości z kilku krajów Europy Środkowej, w tym ambasadorów krajów, które przyjęły podczas przełomu 1989 uciekinierów z NRD. Honorowymi gośćmi byli także były minister spraw zagranicznych RP Władysław Bartoszewski oraz emerytowany ordynariusz opolski, abp Alfons Nossol. Ten ostatni w błyskotliwym przemówieniu – po niemiecku – zauważył, że do zbudowania polsko-niemieckiego pojednania potrzebne są: Mut (odwaga), Demut (pokora), Langmut (cierpliwość) i... Helmut.
Po wielkiej powodzi w 1997 roku Helmut Kohl chciał nam pomóc wybudować wały. Ale ktoś w Warszawie przeciął ten pomysł
Celebrowana dwadzieścia lat wcześniej przez biskupa Alfonsa Nossola – po polsku, po niemiecku i po łacinie – Msza Pojednania w Krzyżowej okazała się sama w sobie darem ważnym zarówno dla Niemców, jak i dla Polaków. Wymieniony przez Kohla i Mazowieckiego znak pokoju stał się symbolem nowego początku w stosunkach obu krajów.
– Przekazaliśmy sobie z panem premierem znak pokoju – mówił na zakończenie mszy w Krzyżowej Helmut Kohl. – Towarzyszyły mu wzajemne słowa: Niech Pan Bóg Ci błogosławi, niech błogosławi Twojemu narodowi. Nie mielibyśmy prawa tak powiedzieć, gdyby nie dotyczyło to także naszych narodów. Więc od tego ołtarza wyruszmy i idźmy w stronę dobrej, pełnej pokoju i błogosławionej przez Boga przyszłości naszych narodów, dla Polaków i dla Niemców, dla nas wszystkich w Europie.
Znak pokoju w Krzyżowej wyznaczał nie tylko nowy początek polityki polsko-niemieckiej. Dla wielu Opolan był to symboliczny i realny początek legalnego funkcjonowania mniejszości.
– Do Krzyżowej przyjechałem razem z dr. Stefanem Olszówką, lekarzem z Reńskiej Wsi – wspominał 20 lat po tamtych wydarzeniach Joachim Niemann, od początku zaangażowany w działalność mniejszościową. – Muszę powiedzieć szczerze, że mieliśmy niezłego stracha. A im bliżej celu, był on większy. Zastanawialiśmy się w duchu, czy nam tu aby nie przyleją. Nastroju nie poprawiało też otoczenie. Krzyżowa nie prezentowała się wtedy jak dziś. Była niemal ruiną.
Jeśli ktoś się bał, jego strach musiał się zmniejszyć w trakcie kazania biskupa Nossola. Wygłoszony najpierw po polsku, a potem po niemiecku tekst tchnął duchem Ewangelii. Biskup nie ukrywał ciężaru wspólnej historii ani zbrodni dokonanych przez nazistów. Podkreślał, że nikt nie może oczekiwać zapomnienia tego, co się zdarzyło, ale też przypominał, że pamiętając, można i należy przebaczyć, skoro odmawia się na co dzień słowa: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
– Bardzo się wzruszyłem, kiedy kanclerz i premier się objęli w znaku pokoju - przyznaje Joachim Niemann. - Wtedy strach ustąpił. Pomyślałem wtedy, że jesteśmy na dobrej drodze do wolności, także dla powstającej wtedy spontanicznie mniejszości niemieckiej.
O tym, że taka mniejszość wraca do istnienia, świat się dowiedział, kiedy telewizje pokazały wymyślony przez Richarda Urbana z Jemielnicy, a namalowany – na jego prośbę – przez polskiego nauczyciela – transparent ze słowami: „Helmut, Du bist auch unser Kanzler” (Helmut, jesteś także naszym kanclerzem).
Chciał nam zbudować wały
Widocznym śladem życzliwości kanclerza dla Opolszczyzny było utworzenie – unikatowej wówczas w skali kraju – sieci stacji Caritas. Ich powstanie było autorskim pomysłem Helmuta Kohla. Niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych utworzyło i wyposażyło stacje we wszystkich dekanatach. Miała to być forma budowania – bardzo konkretnie – polsko-niemieckiego pojednania, choć formalnie miał to być dar dla mniejszości niemieckiej.
– Przekonywałem liderów mniejszości, że jeśli ta pomoc trafi tylko do nich, będą znienawidzeni – wspominał abp Alfons Nossol. – Ostatecznie stanęło na tym, że sektor medyczny ma być narodowościowo całkowicie neutralny, czyli dostępny dla wszystkich znajdujących się w potrzebie.
Stacje Caritasu nie były – co ujawnia dopiero po śmierci kanclerza abp Nossol – jedynym planem Helmuta Kohla wobec naszego regionu.
– Po wielkiej powodzi 1997 roku chciał nam pomóc wybudować wały – mówi emerytowany biskup opolski. – Rzecz była do tego stopnia załatwiona, że on mnie odesłał do swojego ministra finansów, by wspólnie ustalić szczegóły. Prace właściwie miały się już zacząć, kiedy prawdopodobnie ktoś z władz w Warszawie przeciął ten pomysł. Kanclerz był rozczarowany. Nie ukrywam, że wiadomość o jego śmierci była dla mnie dużym wstrząsem. Utraciłem prawdziwego przyjaciela. Utraciła go też Polska, bo jemu na głębokim polsko-niemieckim pojednaniu bardzo zależało.
W dowód wdzięczności za życzliwość dla naszego regionu oraz za wkład w polsko-niemieckie pojednanie i integrację Europy delegacja Opolan wręczyła kanclerzowi w jego domu w Ludwigshafen nagrodę Złote Mosty Dialogu. Helmut Kohl przyjął ją ze łzami radości w oczach. Podkreślał, że w perspektywie bardzo złożonych historycznych relacji między Polską i Niemcami taka nagroda przywieziona z Polski wcale nie była oczywista. Dla każdego z członków delegacji miał słowo, uścisk dłoni i nieudawane zainteresowanie, choć pewnie najsilniej przeżył spotkanie z abp. Nossolem. W wieczór poprzedzający uroczystość małżonka kanclerza czytała mu na jego prośbę fragmenty niemieckiego przekładu wywiadu-rzeki z arcybiskupem „Miałem szczęście w miłości”.
Więzi Helmuta Kohla ze Śląskiem Opolskim nie powinny nam przesłaniać tego, że był to polityk o prawdziwie europejskim wymiarze. Sygnatariusz układu z Schengen, traktatu z Maastricht powołującego do życia Unię Europejską oraz polsko-niemieckiego traktatu granicznego uznającego granicę na Odrze i Nysie.
– W mojej pamięci Helmut Kohl pozostanie jako wielki niemiecki polityk, ale także jako wielki niemiecki Europejczyk – mówi Sabine Haake, konsul Niemiec w Opolu. – To jego dziełem był gest pojednania, podania rąk wymieniony z prezydentem Mitterrandem, pieczętujący przyjaźń i nowe relacje niemiecko-francuskie. Równie wielkie znaczenie miał znak pokoju wymieniony w Krzyżowej z Tadeuszem Mazowieckim. Ten symboliczny gest był wstępem do uznania polsko-niemieckiej granicy, ale także do nawiązania bliskich relacji gospodarczych i kontaków kulturalnych, wymiany młodzieży itd. W obecnych czasach Helmut Kohl uczy nas, że trzeba mieć odwagę wychodzenia do drugiego człowieka. Jeśli mamy przed sobą jakąś wizję, jakiś cel, powinniśmy go odważnie i konsekwentnie realizować. Nawet jeśli spotyka się to z krytyką. Jedność Europy, otwarte granice wewnętrzne, swobodne kontakty między ludźmi, tak bliskie Helmutowi Kohlowi, pozostają priorytetem polityki. Podobnie jak otwartość i gotowość do dialogu z tymi, którzy myślą inaczej niż my.