To był dokument przyrodniczy. Awionetka z podróżnikami leciała gdzieś nad dżunglą amazońską, a może nad Borneo. Kamera penetrowała meandry rzeki, gdy nagle z lasu wyskoczyła grupka mężczyzn, nagich tubylców, którzy zaczęli strzelać do samolotu z łuków. Grad bambusowych strzał leci w stronę cielska samolotu, kamerzysta robi zbliżenie - widać bojowe, pokrzykujące nienawistnie twarze...
Przypomniałem sobie ten obrazek, oglądając zadymę kiboli z warszawskiej Legii pod madryckim stadionem Santiago Bernabeu. To też było zderzenie cywilizacji. Najdroższy klub na świecie, globalne gwiazdy futbolu, perfekcyjna organizacja i uśmiechnięci kibice. Nagle w tę sielankę wkraczają nasi buszmeni - napakowani sterydami, zalani wódą, upaleni Bóg wie czym, wykonujący przed kordonem policji jakieś śmieszne ruchy - ni to karate, ni to boks. No i zdziwieni Hiszpanie: co to za akcja? Film kręcą? Historyczną rekonstrukcję?
No cóż. Wiem, chłopaki, że każdy z was mieni się wielkim patriotą, ale co poradzę, że wasze pijane pląsy przed hiszpańską policją nie nasunęły mi przed oczy bardziej godnych obrazów. Bo jakoś nie wyglądało to na Odsiecz Wiedeńską czy Bitwę Warszawską. Jeśli skojarzenie z Buszmenami was uraża, to może bliższy wam politycznie Adam „Spiderman” Hofman, zasuwający po madryckim Plaza Mayor na czterech kończynach, za co Naczelnik słusznie wywalił go z PiS (tylko potem banity nie dopilnował).
Oto paradoks: najbardziej patriotyczne z patriotycznych środowisko, czyli kibice polskiej ligi, szorują kolanami po madryckim trotuarze i jeszcze się cieszą z wyniku 1:5, że niby „wstydu nie było”. I to ma być wstanie z kolan? Wstyd był, waćpanowie. Na boisku i wokół niego. Jeśli tego nie widzicie - tym gorzej dla was. A jeszcze gorzej, że w polskiej lidze nie widać dobrej zmiany lub choćby jej perspektywy. Przeciwnie - „dobra zmiana” utrudnia realne zmiany w polskich klubach, prowadząc swoistą grę z kibicami. „Prawdziwi patrioci” z żylet byli potrzebni do tępienia Tuska („Donald, matole, twój rząd obalą kibole), to może się jeszcze przydadzą do gonienia opozycji. Tylko polskiej piłki szkoda.
Tym bardziej że zaraza tępej agresji objęła już nawet trampkarzy.
- Co tydzień słychać o scenach jak z filmów kryminalnych - opowiedział „Przeglądowi Sportowemu” sędzia piłkarski Rafał Rostkowski. - Prowadziłem mecz, który był festiwalem chamstwa dorosłych pod adresem dzieci z drużyny przeciwnej. Rodzice wulgarnymi słowami zachęcali dzieci do faulowania i brutalności. Jeden chłopiec płakał ze stresu podczas meczu. Dwa lub trzy razy przerwałem zawody, żeby uspokoić rodziców, ale to nic nie dało. Nie macie wrażenia, że polska piłka to dwa światy? Że kadra narodowa i kluby ligowe tworzą kolejne w tym felietonie zderzenie cywilizacji? Nowoczesna i profesjonalna reprezentacja, która składa się praktycznie w całości z piłkarzy tak dobrych tylko dlatego, że zawczasu stąd spier…, przepraszam, wyjechali na Zachód. No i krajowa bryndza ligowa, w której - jak się okazuje - już trampkarze idą na zmarnowanie.
Kreślę te niewesołe refleksje świeżo po wyborze Zbigniewa Bońka na drugą kadencję szefa PZPN. Panie Zbyszku, reprezentację już żeś pan na nogi postawił - szacun. Weź się pan teraz uprzejmie za ten sportowy i kulturowy skansen, zwany dla zmyłki lub żartu Ekstraklasą. Wiem, że jest pan za krótki, by zrobić tę zmianę solo, ale może uda się panu, na fali sukcesu reprezentacji, zbudować ruch odbudowy polskiej piłki klubowej, zawłaszczonej dziś przez hordy troglodytów mieniących się patriotami. Sorry, ale jeśli duma narodowa ma się przejawiać zadowoleniem z wyniku 1:5 w Madrycie (bo mogli nam nawbijać dwucyfrowo), to ja się na taki patriotyzm nie piszę i włączam Primera Division.