Filip Pobihuszka

Czy ktoś tu bardzo nie chce referendum?

O sprawie zniknięcia listy z podpisami, informowaliśmy na łamach „GL” w miniony wtorek. Fot. archiwum GL O sprawie zniknięcia listy z podpisami, informowaliśmy na łamach „GL” w miniony wtorek.
Filip Pobihuszka

Sprawę zaginięcia listy z podpisami zwolenników referendum bada wschowska prokuratura. Czy doszło do złamania prawa?

O wschowskiej inicjatywie referendalnej pisaliśmy na łamach „GL” nieco ponad miesiąc temu. Mimo różnic dzielących obóz władzy i opozycję, do tej pory wszystko przebiegało spokojnie. Sytuacja uległa zmianie w przedświąteczny piątek, kiedy to z jednego z punktów zaginęła lista z podpisami osób popierającymi inicjatywę mającą na celu odwołanie władz.

- Pewna pani po prostu zabrała tę listę. Informację o tym kto to jest przekazałem policji - mówi Tomasz Stasiak, inicjator wschowskiego referendum, były prezes Wschowskiego Uczniowskiego Klubu Sportowego Korona. Funkcjonariusze odwiedzili kobietę w domu i odnaleźli przy niej zaginioną listę. - Sprawa zostanie przekazana do prokuratury, a ta już oceni z jakiego paragrafu możliwe będzie postawienie zarzutu - wyjaśnia T. Stasiak i odsyła jednocześnie do referendalnego fanpejdża na facebooku, gdzie swoją opinię na temat kwalifikacji incydentu wyraził już jeden z prawników. Cytowany tam art. 248 Kodeksu Karnego brzmi: „Kto niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne dokumenty wyborcze albo referendalne (...) podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”. Sam fanpejdż w chwili oddawania tego tekstu do druku miał 473 polubienia.

T. Stasiak zapytany o to, czy kobieta jest w jakiś sposób powiązana ze wschowskim ratuszem odpowiada: - To pani, która pracuje w jednej z jednostek samorządowych. A ratusz sprawę komentuje bardzo krótko. Dariusz Przybylski zapytany o los kobiety, która zabrała listę stwierdził, że decyzja należy do szefa danej placówki. - Cała ta sprawa to nadmuchany balon - skwitował.

Zdecydowanie inaczej widzi to inicjator wschowskiego referendum. - Gdyby ta pani miała moje upoważnienie do zbierania podpisów, lub gdyby chociaż podpisała się na tej liście, to może dałbym wiarę w jakieś tłumaczenia - mówi. - Ale w sytuacji, gdy dana osoba otwarcie i jawnie jest przeciwko całej inicjatywie... No cóż. To chyba nie mamy o czym mówić - wdycha T. Stasiak.
Nieoficjalnie dowiedziałem się, że lista w chwili zabrania zawierała podpisy pięciu osób. Co zrozumiałe, tuż obok nazwisk widniały także pełne adresy zamieszkania oraz numery PESEL.

Filip Pobihuszka

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Pro Media Sp. z o.o.