Anna Moroz: Jestem prawosławna. Czy to oznacza, że nie mam prawa pisać o „Burym”?

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Julita Januszkiewicz

Anna Moroz: Jestem prawosławna. Czy to oznacza, że nie mam prawa pisać o „Burym”?

Julita Januszkiewicz

Do dzisiaj pamiętam, jak moja babcia opowiadała, że po wojnie chodziły jakieś „bandy” i mordowały „naszych”, „swoich”. Dziwiłam się wtedy: Babciu, co ty opowiadasz, jakie bandy? - mówi Anna Moroz, autorka książki o pamięci zbiorowej na temat Romualda Rajsa „Burego”.

Kim dla Pani jest Romuald Rajs „Bury”? Bohaterem czy mordercą?

Anna Moroz: W książce starałam się tego tak nie kategoryzować, kim jest dla mnie „Bury”. Jest to praca naukowa, w której dążę do opisania dwóch skonfliktowanych stron, skonfliktowanych pamięci zbiorowych. Dla jednej, polskiej, radykalnej, „Bury” jest bohaterem, zaś dla drugiej, białoruskiej - mordercą. Jako naukowiec i socjolog starałam się nie oceniać, nie pisać kim on jest dla mnie.

A prywatnie jakby Pani oceniła postać „Burego”?

Pochodzę z Podlasia, a konkretnie z Hajnowszczyzny. To w tamtych rejonach miała miejsce pacyfikacja białoruskich wsi. W 1946 roku oddział Burego dokonał morderstwa furmanów. Bądźmy szczerzy, na tych terenach Burego nie postrzega się jako bohatera, zwłaszcza wśród ludności prawosławno-białoruskiej.

Trzeba jednak pamiętać, że osoby prawosławne popierały komunistów służąc ochoczo w szeregach UB, MO, ORMO, Smiersz. Ta ostatnia formacja była odpowiedzialna za obławę augustowską.

Zarzucono mi, że poruszam tylko konflikt polsko-białoruski, a tak naprawdę jest to jedynie wycinek, fragment. A przecież jest też np. spór, który można nazwać polsko-polskim jeśli idzie o działalność Burego: to nie jest tak, że szeroko rozumiana grupa „polskonarodowa” uważa Rajsa jednoznacznie za bohatera, niektórzy Polacy także postrzegają go w sposób negatywny.

W swojej książce cytuje Pani „Nasz Dziennik”, gdzie pojawiają się apele broniące Burego. Trzeba pamiętać, że walczył w kampanii wrześniowej z 1939 r.

Tak, tylko proszę wziąć pod uwagę, że artykuły z których korzystałam zostały stworzone do roku 2013, 2014. Wiele jeszcze bardziej kontrowersyjnych artykułów powstało po tym terminie. W książce ich nie ma, ale też mogłyby wiele pokazać, rzucić nowe światło na sprawę.

Po wojnie żołnierze podziemia niepodległościowego - Żołnierze Wyklęci - nie mogli się pogodzić z narzuconym jarzmem komunistycznym. Bury za walkę o niepodległość otrzymał m. in. Krzyż Orderu Virtuti Militari. Takie odznaczenia otrzymuje patriota, a nie zbrodniarz.

Nie do końca trafia do mnie pojęcie „Żołnierze Wyklęci”. Za tymi słowami kryje się wiele różnych osób należących do różnych formacji, organizacji o odmiennych sposobach działaniach i priorytetach. W tamtym okresie widzieli inaczej przyszłość Polski. Nagle ci wszyscy ludzie zostają zakwalifikowani do jednej kategorii, a bywało tak, że oni sami często nie lubili się między sobą. A teraz należą do „Żołnierzy Wyklętych”. Dla mnie jest to taka trochę sztuczna kategoria, wykreowana, duża generalizacja. Zresztą podobnie to określił prof. Edward Wnuk. Nie powiem nic nowego, że mit ten zastępuje i wypycha inne elementy z naszej historii, jak państwo podziemne. Mit Wyklętych staje się nadrzędny. Nie podoba mi się, że znikają inne sfery, kategorie i momenty historyczne.

Romuald Rajs „Bury”, żołnierz podziemia niepodległościowego, legenda wileńskiej AK. Pani zdaniem nie zasługuje na miano Żołnierza Wyklętego?

Przede wszystkim jest to postać kontrowersyjna, o którą często toczą się boje. Warto przypomnieć o Marszu Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce. Dlaczego niesiono portrety tylko i wyłącznie Burego, a nie na przykład Witolda Pileckiego czy Augusta Emila Fieldorfa. Pojawianie się wizerunków Burego, w tym przypadku, jest dla mnie wręcz manifestacją.

A pochodząca z okolic Hajnówki - Danuta Siedzikówna „Inka”, legendarna i bohaterska sanitariuszka wileńskiej Brygady AK?

Nie chcę oceniać dla kogo jest ona bohaterką, a dla kogo nie. Jeśli ktoś chce mieć takiego bohatera, to nic nie mam przeciwko temu. Ja właśnie piszę o tym w swojej książce, o różnych bohaterach różnych zbiorowości.

Skąd więc u Pani zainteresowanie tym tematem?

Pochodzę stąd, z Podlasia. Historią interesowałam się zawsze. Doszłam więc do wniosku, dlaczego nie pisać o historii tutejszej, podlaskiej, czyli mi bliskiej. Historii mojej małej ojczyzny.

Jakie miała Pani poglądy przed napisaniem książki?

W moim domu pojawiał się - od czasu do czasu - np. „Przegląd Prawosławny”. Zdarzały się tam niepochlebne artykuły o polskim podziemiu zbrojnym. Na pewno mnie to zainteresowało. Chciałam skonfrontować ten obraz z opinią drugiej strony.

Czy Pani rodzina doznała krzywdy od Burego? Pytam o to, bo chcę wiedzieć dlaczego Pani drąży ten temat?

Nie, nikt z mojej rodziny nie zginął z rąk oddziału Rajsa. Przyznam też, że nie do końca o tym wiem. Do dzisiaj jednak pamiętam, jak moja babcia opowiadała, że po wojnie chodziły jakieś „bandy” i mordowały „naszych”, „swoich”. Dziwiłam się wtedy: Babciu, co ty opowiadasz, jakie bandy? W szkole też o tym się nie mówiło. Ale trzeba pamiętać, że temat działań Burego w Hajnówce i jej okolicach jest ciągle żywy. Chociaż w tamtym czasie, kiedy zaczęłam pisać pracę magisterską w 2011 roku, to ten temat nie był aż taki gorący i głośny, jak obecnie, trafiłam na czas względnego spokoju.

Skąd więc zainteresowanie postacią Romualda Rajsa?

Ten temat jest ważny dla naszego regionu. Stał się też istotny dla mnie. Gdy zaczęłam pisać, nie wiedziałam, że jest to aż takie kontrowersyjne. Przeczytałam wszystkie komentarze pod internetowymi wersjami artykułów dotyczących Rajsa m.in. w „Kurierze Porannym” i „Gazecie Współczesnej”. I okazało się, że panuje olbrzymie napięcie, jest mowa nienawiści, szerzona zwłaszcza w tej nieoficjalnej, internetowej i tym samym anonimowej formie. Kiedy zaczęłam pisać, nie było jeszcze o Burym tak głośno, nie do tego stopnia. Wiele spotkań, wystąpień, marszów jeszcze się nie odbyło. Tym tematem chciałam się zająć już przy okazji licencjatu, ale dobrze się stało, że poczekałam i napisałam wówczas pracę o małżeństwach mieszanych wyznaniowo.

W jednym z artykułów otwarcie Pani mówi, że dziadkowie nie czuli się Polakami, rodzice tak. Pani mając 15 lat wyjechała z Hajnówki do Białegostoku, by wyrzec się tożsamości?

Mam białoruskie pochodzenie, jestem prawosławna, nie wstydzę się tego. Warto jednak dodać, że słowo „białoruski” zastąpiło raczej wyrażenia „ruski” czy „tutejszy”, a ogólnie tożsamość białoruską na Podlasiu trzeba określić mianem chwiejnej. W socjologii mamy pojęcie „trzeciego pokolenia”, kiedy mówimy o emigracji i asymilacji. Pierwsze pokolenie jest bardzo związane ze swoją tożsamością, ojczyzną. Drugie ma chwiejne poczucie tożsamości, obraca się poniekąd w dwóch światach: ojczyźnie rodziców i tym drugim, nowym, w którym żyje, pracuje itp. Mam wrażenie, że ja jestem takim trzecim pokoleniem. Są różne podejścia: jedni badacze twierdzą, że trzecie pokolenie całkowicie asymiluje się z grupą dominującą, w tym przypadku polską. Inni są zdania, że to pokolenie wraca do swoich korzeni, pielęgnuje tradycje dziadków, pradziadków, wraca do tego, kim oni byli. Uważam, że ja także trochę do tych korzeni wracam. Bo zaczynam doceniać przeszłość.

Ale chciała się Pani wyrwać z tej tożsamości. Dlaczego?

Tak. Może był to raczej taki młodzieńczy bunt.

Moi pradziadkowie mówili, że są stąd, że są „tutejsi”. Ja również mogę tak powiedzieć, że jestem stąd. To jest moja mała ojczyzna

Wspomniała Pani o swoich białoruskim pochodzeniu. Wstydziła się Pani tego? A może dokuczano Pani w szkole z tego powodu?

Nikt mi nie dokuczał. Ale jeśli się wychowuje w miasteczku, które jest niemal jednolite, w dużej mierze prawosławne, białoruskie i zewsząd to otacza, to siłą rzeczy i o tym się mówi. Nie wstydziłam się tego, może raczej z czasem zaczyna to męczyć, chce się czegoś nowego. W Hajnówce nikt nikogo nie obrażał, nie wyzywał od „kacapów”, „ruskich”, przecież niemal każdy miał rodzinę mieszaną. Może chodziło o samo poczucie, że chce się czegoś innego. Teraz przyznam, że wtedy było to może nieco dziecinne.

Pytam o tożsamość, rodzinę, wyznanie, bo może - przez swoją książkę - chce Pani uciec od swojej przeszłości. Coś Panią targa?

Nie. Nie uciekam od niczego.

Jak powstawała książka? Czy tylko bazowała Pani na komentarzach z forum, Facebooka? Korzysta Pani z opinii na fanpejdżu „Bury mój bohater” oraz „Bury nie mój bohater”?

Na początku chciałam się zająć stroną teoretyczną, czyli głównie opisaniem konfliktu. Myślałam też, by zająć się tylko stroną mniejszościową, a więc białoruską, nie biorąc pod uwagę opozycji. Ale kiedy zaczęłam się zajmować tylko jedną stroną konfliktu, to wydało mi się to takie miałkie, jednowymiarowe. Uznałam, że dobrze by te dwie pamięci zbiorowe ze sobą zestawić, by pokazać co i jak je różni. Najpierw praca miała mieć charakter stricte naukowy, czyli opracowania historyków i źródła. A dopiero później pojawił się inny pomysł, pojawiła się dodatkowo ta przestrzeń nieoficjalna, czyli posty, komentarze zamieszczane pod elektronicznymi wersjami analizowanych artykułów, zdjęcia, grafiki - wszystko autorstwa przedstawicieli dwóch skonfliktowanych pamięci.

W książce pojawia się dużo opinii internautów. Czy tylko to Pani wykorzystała?

Badałam artykuły z „Rzeczypospolitej”, „Przeglądu Prawosławnego”, „Naszego Dziennika”, „Kuriera Porannego”, „Przeglądu”, „Gazety Wyborczej” i „Gazety Współczesnej”. Ich fragmenty zamieszczam w pracy. Jest to sfera oficjalna, gdzie język jest wyważony, są to oficjalne komunikaty, nie spotkamy się tu raczej z typową mową nienawiści. Nawet „komunikacja międzygazetowa”, a więc wzajemne wytykanie swoich błędów ma charakter bardziej merytoryczny niż polemika internetowa. Tam wielu użytkowników jest anonimowych. Na podstawie tych komentarzy można wyróżnić pewną typologię postaw użytkowników, np. zwolennicy tego, że Rajs to jednoznacznie bohater, postać kontrowersyjna lub morderca a nawet sadysta; tacy którzy twierdzą, że należy się pogodzić z przeszłością, zapomnieć o tym, co było, czy też ludzie którzy „wyrzucają się” wzajemnie z tych ziem „polskich” lub „białoruskich” - zależnie od narracji, lub uznają, że nie można porównywać kilku spalonych wsi do tego, co zdarzyło się na Wołyniu, że to jest „nic” w porównaniu z tamtym. Takie głosy też się pojawiły.

Korzystała Pani z jakiś źródeł archiwalnych? A może rozmawiała z potomkami ofiar wydarzeń z miny 1946 roku?

Nie robiłam wywiadów z osobami bezpośrednio pamiętającymi pacyfikację, czy z ich rodzinami, bo w wielu artykułach były przytaczane wypowiedzi tych ludzi, czasami nawet ciągnęły się one na kilku stronach. Zdaję sobie sprawę, że jedna gazeta może sobie wybierać fragmenty, które pasują do jej poglądów. Ale jeśli wezmę opisy z tych wszystkich gazet, to zakładam, że pozwoli to na oddanie pełnego obrazu.

Nie chciała Pani porozmawiać z kimś ze starszych mieszkańców? Tak bardzo zawierzyła pani mediom?

Nie chciałam powielać pracy, która została już wykonana, wywiadów które zostały zebrane i posegregowane. Ci ludzie, świadkowie, zdali już swoje relacje które zostały spisane i były właśnie wielokrotnie przytaczane w artykułach prasowych, i to ich analizy się podjęłam.

Mam białoruskie pochodzenie, jestem prawosławna, nie wstydzę się tego

W Pani książce oprócz materiałów prasowych, komentarzy z forum, Facebooka, nie ma jednak źródeł historycznych, a tym bardziej spisanych relacji, wspomnień świadków. Czy to nie jest takie pójście na łatwiznę, żeby zaistnieć, bo się napisało książkę o Burym.

Ja nie jestem historykiem. To nie jest książka historyczna, nie badam historii - niemniej przytaczam, co uważam za konieczne, biografię Rajsa oraz nieścisłości w narracji historycznej za konkretnymi publikacjami historyków, którzy na podstawie badań taką biografię stworzyli. Z tego, co pamiętam, są tam też gdzieś wpisane akta i wspomnienia. Ponadto zdjęcia Rajsa, które w książce się pojawiają - umieszczane na fanpejdżach - pochodzą z archiwów IPN. To znaczy musiałam znaleźć ich rzeczywiste miejsce przebywania, napisać prośbę o udostępnienie itp. Nie oceniam historii. Ja ją przytaczam, ponieważ badam i opisuję nie historię, a rzeczywistość. To, jak obecnie wyobrażenie o przeszłości wygląda i posługuję się przy tym metodami badawczymi typowymi dla socjologii, nie historii. Nie można porównywać badania historii i pamięci zbiorowej, bo to dwie kompletnie inne przestrzenie. Mówi Pani o pójściu na łatwiznę: a pamięć zbiorowa to nie książki pisane przez historyków dla własnego, wąskiego niekiedy grona? Albo akta w archiwach? O swoim postrzeganiu pamięci zbiorowej tamtych wydarzeń pisze np. na Facebooku choćby młodsze pokolenie. Ich komentarze kłócą się z postami innych użytkowników o postrzeganie danego wydarzenia, postaci Rajsa. To jest manifestacja pamięci, tak tworzy się dyskurs, który mnie interesuje. Analiza wszystkich wymienionych tytułów prasowych, ponadto komentarzy pod tymi artykułami, postów na opozycyjnych względem siebie stronach na Facebooku zaczynając od ich powstania, oraz późniejsze strukturyzowanie tego materiału, a także stworzenie typologii. Myślę, że nie jest wcale łatwiejsze od pojechania do kilku osób, nagrania tego, co mówią i spisania wywiadów.

Z jakiego okresu pochodzą komentarze wykorzystane w Pani publikacji? Bo dużo wokół Burego działo się w ubiegłym i tym roku. Powstał chociażby film Jerzego Kaliny „Sieroża”. Prezydent Andrzej Duda najpierw miał nadać patronat marszowi w Hajnówce, a potem z tego się wycofał.

Najbliższa nam data to rok 2014, a najwcześniejsza to rok 2005 - w przypadku np. „Kuriera Porannego”, w „Czasopisie” jest rok np. 2002 . Większość komentarzy jest pisana ad hoc, tzn. w miarę na świeżo po ukazaniu się artykułu, ale też nie było to regułą. Pracę magisterską rozpoczęłam pisać w 2012 roku, by obronić ją w 2014 roku. Opublikowana później książka również z zasady poza te daty nie wychodzi. Książka w 95 procentach ma tą samą treść, co praca magisterska, poza kilkoma dodatkowymi akapitami, zmianą kolejności rozdziałów i większą ilością zdjęć mojego autorstwa. W związku z powyższym nie ma w niej informacji o marszu w Hajnówce, patronacie prezydenta czy najnowszym filmie Kaliny „Sieroża”. Piszę natomiast o jego innych filmach, które powstały przed 2016, mianowicie „Pod opieką św. Dymitra” czy „Jako i my odpuszczamy” . Oba filmy są związane z pacyfikacją.

Co chce Pani osiągnąć dzięki tej książce?

Czytając te wszystkie komentarze zauważyłam, że jest w nich bardzo dużo negatywnych emocji i przykrych słów, często chodzi po prostu o obrażanie się. Miałam wrażenie, że obie strony bardzo często nie słuchają siebie nawzajem, nie rozumieją przez to swoich racji. A konflikt jest tak emocjonalny, że do żadnej ze stron nie docierają argumenty strony przeciwnej. Chciałabym, by przedstawiciele skonfliktowanych grup wzięli książkę i mogli się dowiedzieć czegoś o stronie przeciwnej. Interesuje mnie reakcja ludzka na tą sprawę i to, jak ona się zmienia, tkanka społeczna.

Co się więc udało Pani ustalić?

Książka jest takim podsumowaniem wszystkiego, co się działo na przestrzeni lat od czasów pacyfikacji, zwłaszcza podsumowaniem jeśli chodzi o wszelkie działania społeczne z tym związane. Można się z niej dowiedzieć, na czym obecnie stoimy. Jak teraz wygląda białoruska i polska pamięć zbiorowa? Na czym polega ten podział i konflikt? Do czego może on doprowadzić? Skupiam się nie stricte na historii, ale właśnie tej tkance społecznej.

Do kogo jest adresowana publikacja?

Do każdego. Zależy mi, aby obie strony mogły przeczytać o racjach swoich przeciwników. Chciałabym, by książka była podsumowaniem konfliktu o postać Romualda Rajsa „Burego”. Mam nadzieję, że książka przyczyni się do złagodzenia negatywnych nastrojów. Chciałabym również, by ktoś, kto o konflikcie nie słyszał, lub wie o nim niewiele, mógł się o nim również czegoś dowiedzieć i sam wyciągnąć wnioski.

Skoro ma pani pochodzenie białoruskie, to kim się Pani czuje: Polką czy Białorusinką?

To jest dobre pytanie. Miałam problemy tożsamościowe. Jestem z Polski, jestem obywatelką Polski, ale najbardziej czuję się związana z Podlasiem, Białostocczyzną. Nie lubię o sobie mówić Białorusinka, ponieważ jest to dla mnie bardziej umowne. Mam wrażenie, że jestem gdzieś pomiędzy. Moi pradziadkowie mówili, że są stąd, że są „tutejsi”. Ja również mogę tak powiedzieć, że jestem stąd. To jest moja mała ojczyzna.

Środowiska prawicowe zarzucają, że napisała Pani tzw. gniota.

Przytoczyła Pani akurat jeden z najostrzejszych komentarzy autorstwa osoby, która o innych pamięciach nie chce słyszeć. W książce piszę również o opiniach środowisk prawicowych, również radykalnych, które uważają „Burego” za bohatera, uznawanego, honorowanego Żołnierza Wyklętego. Nie rozumiem więc sprzeciwu. Czy rzutuje na mnie to, że wywodzę się ze środowiska prawosławnego? Czy to przekreśla moje naukowe podejście do zagadnienia? Czy bardziej obiektywna byłaby osoba z innej części Polski, albo z zagranicy? Na każdego rzutują jego doświadczenia, nikt niestety nie jest obiektywny, mogę więc tylko powiedzieć, że się starałam. Przede wszystkim jest to praca naukowa, pisana pod kierunkiem osoby z tytułem profesora, w tym przypadku prof. Piotra Glińskiego.

Jak prof. Piotr Gliński, obecny minister kultury, zareagował na Pani temat?

Pan profesor jest socjologiem, osobą z dorobkiem naukowym, kompetentną. Nie odradzał mi tego tematu. Wręcz przeciwnie, bardzo mi pomagał, pokazywał, gdzie w mojej pracy są jeszcze jakieś braki, co jeszcze warto dopisać. Zwracał uwagę na jakieś niedociągnięcia, i wiele razy chwalił pracę. To on jako pierwszy napisał, że praca nadaje się do publikacji. Prof. Gliński wspierał mnie w znalezieniu wydawcy. Pierwszą osobą, która napisała recenzję wydawniczą, był pan Marcin Markiewicz z białostockiego oddziału IPN. To on rekomendował, by wydać pracę magisterską.

I książkę wydał Instytut Pamięci Narodowej.

Pisząc pracę magisterską nie zakładałam, że wydam książkę, a celem było tylko i wyłącznie uzyskanie tytułu magistra oraz stworzenie rzetelnej analizy zjawiska. A że nie zadowalam się prostymi rozwiązaniami, to praca nabierała coraz większych rozmiarów, również ze względu na napotykanie kolejnych elementów pamięci zbiorowych, które chciałam opisać. To nie był nawet mój pomysł, aby książkę wydać. Podsunął mi go mój promotor, do czego zresztą miało dojść pierwotnie w wydawnictwie Uniwersytetu w Białymstoku w nakładzie 200 sztuk. Dopiero po radzie jednego z wydawnictw zasugerowano mi, bym zwróciłam się do IPN z pytaniem o możliwość wydania publikacji. Zrobiłam to, choć tak naprawdę nie do końca wierząc, że mi się uda.

Spotkanie autorskie się nie odbyło. Żałuję, że są problemy z dostaniem tej książki w Bielsku Podlaskim, Hajnówce, a więc poniekąd w miejscach, o których ona opowiada. Bo przecież dotyczy ona Podlasia, Białostocczyzny. Książka została wydana, z czego się bardzo cieszę. Jestem za to wdzięczna IPN. Również za to, że uznał, iż jest ona wartościowa.

Publikacja została zaprezentowana w Białymstoku na spotkaniu Partii Razem. Ma Pani jakieś związki z nią? Sama się Pani o to zwróciła?

Nie było to do końca spotkanie Partii Razem, bowiem można odnieść wrażenie że miało charakter polityczny, a tak nie było, nikt nie rozmawiał o programie, nie było agitacji. Prezentacja odbyła się w ramach cyklicznych spotkań o charakterze kulturalnym z ludźmi kultury, literatami, artystami, publicystami i naukowcami. Organizatorka spotkania, członkini Partii Razem, długo mnie namawiała. A ja się długo wahałam.

Nie boi się Pani, że właśnie z powodu prezentacji przez Partię Razem, książkę odrzucą niektóre środowiska?

Wahałam się właśnie przez to, że mogę być później kojarzoną tylko z tą partią, a przede wszystkim nie ja, a moja książka. Jednak nie żałuję, ponieważ dyskusja była naprawdę merytoryczna i przede wszystkim udało się w końcu zorganizować spotkanie autorskie, którego do tej pory nie było.

A zwracała się Pani o to do Instytutu Pamięci Narodowej?

Kilkukrotnie pisałam do IPN w innych sprawach, w tej konkretnej nie. Przestałam jednak drążyć. Z mojej strony uważam, że inicjatywa nie powinna leżeć tylko po mojej stronie. Publikacji nie udało się spopularyzować w ten sposób, było mi jednak szkoda nakładu tej pracy, i dlatego zdecydowałam się przystać na propozycję spotkania organizowanego m.in. przez moją koleżankę ze studiów, a obecnie działaczkę partii Razem.

Zorganizuje Pani w Hajnówce spotkanie promujące książkę?

Dostałam taką propozycję i się zastanawiam.

Ma Pani jakieś obawy?

Nie. Każde środowisko, w tym prawicowe, może zaproponować spotkanie związane z moją publikacją, o ile będzie ono merytoryczne. Dlaczego miałabym się nie zgodzić?

Kim był Romuald Rajs Bury

Romuald Rajs Bury mając 13 lat wstąpił do Szkoły Podoficerskiej Piechoty dla Małoletnich. W kampanii wrześniowej walczył w stopniu kaprala. W konspiracji od 1939 roku. W 1944 r. brał udział w operacji „Ostra Brama”, czyli wyzwalaniu Wilna z rąk Niemców przez Armię Krajową. W październiku 1944 zgłosił się do Ludowego Wojska Polskiego, skąd na rozkaz “Łupaszki” zdezerterował z 29 żołnierzami. Po rozwiązaniu V Wileńskiej Brygady AK został szefem Pogotowia Akcji Specjalnej NZW. Na przełomie stycznia i lutego 1946 roku kazał zamordować 30 białoruskich furmanów, jego oddział palił wioski i mordował ludność cywilną (w sumie 79 ofiar). Na pokazowym procesie w białostockim kinie „Ton” został skazany w dniu 1 października 1949 na karę śmierci. Podczas procesu nie przyznawał się do mordu na furmanach, zrzucał winę na swego zastępcę. Wyrok wykonano 30 grudnia 1949 w Białymstoku. Zrehabilitowany w 1995. Sąd uzasadnił, że „walczył o niepodległy byt państwa polskiego. W 2005 roku Instytut Pamięci Narodowej uznał, że zabójstwa furmanów i pacyfikacje wsi nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż noszą znamiona ludobójstwa.

Julita Januszkiewicz

Publikuję głównie w "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej". Dziennikarką jestem od kilkunastu lat. Śledzę to co się dzieje w gminach powiatu białostockiego. Ale interesują mnie też ciekawostki historyczne, wykopaliska archeologiczne. Lubię tematy społeczne, a od niedawna zajmuję się również edukacją. Nie boję się pisać o sprawach trudnych.

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.